08

734 44 0
                                    

                    W momencie, gdy tylko Ashton zadzwonił do mnie z informacją, że mogę przyjechać do szpitala, w którym leżała Alex, zerwałem się i wybiegłem czym prędzej ze swojego mieszkania i pobiegłem na przystanek. Na szczęście nie musiałem czekać długo na autobus, bo ten podjechał jakieś dwie minuty później, a pod szpitalem znalazłem się jakieś piętnaście minut później.
Oczywiście na recepcji nie chcieli mi powiedzieć, gdzie dokładniej leży Alex, więc zadzwoniłem po Irwina, który pokierował mnie dokładnie gdzie mam się udać i takim właśnie sposobem właśnie stałem przed salą, w której leżała dziewczyna, rozmawiając z Ashtonem. 

- Właśnie chwilę przed tym jak do mnie zadzwoniłeś rozpoczęli jakieś badania. Na razie nikogo tam nie wpuszczają, ale ponoć nie potrwa to długo - wyjaśnił loczek, gdy już miałem się pytać, dlaczego kazał mi przyjeżdżać, skoro teraz nie można tam wejść.

- Mam nadzieję, że faktycznie nie potrwa to długo - mruknąłem, siadając na jednym z niewygodnych, szpitalnych plastikowych krzeseł.

- Martwię się o nią - westchnął niespodziewanie i również usiadł obok mnie.

Zerknąłem kątem oka na jego twarz, na której widać było zmęczenie. Oczy miał podkrążone i zaczerwienione, a skórę bladą. Zacisnąłem usta w wąską linię i spojrzałem na niego spod byka.

- Ashton wiem, że się o nią martwisz, ale musisz porządnie odpocząć. Wyglądasz jak siedem nieszczęść - skwitowałem, na co on jedynie pokręcił głową.

- Nie mogę jej tutaj zostawić samej - powiedział poważnym tonem.

- I nie zostanie sama. Teraz ja będę tutaj z nią siedział - rzuciłem.

- Dobra, niech ci będzie. Ale najpierw muszę ją zobaczyć - zażądał.

- Spokojnie, na to mogę ci jeszcze pozwolić - parsknąłem i jak na zawołanie drzwi od sali, w której leżała dziewczyna otworzyły się, a przez nie wyszedł lekarz i pielęgniarka.
Ashton podszedł do lekarza, a pielęgniarka poszła dalej. Nie wiedząc co mógłbym zrobić, nadal siedziałem na krzesełku i po prostu rozglądałem się po korytarzu, co chwilę zerkając w stronę lekarza i Ashtona.

- Możemy do niej wejść - usłyszałem niespodziewanie, przez co uniosłem w górę głowę. Widząc Ashtona przed sobą podniosłem się gwałtownie z krzesła.

- Co z nią? - zapytałem.

- Ma wstrząśnienie mózgu, stłuczoną lewą rękę, siniaki i zadrapania, ale podejrzewają u niej również złamane żebra - odpowiedział.

- Zabije tego gnoja, który śmiał się podnieść na nią rękę - warknąłem.

- Uwierz, że mam ochotę go urządzić jeszcze gorzej, ale problem w tym, że nadal policja nie wie kto mógł to zrobić.

Pokręciłem głową, nie chcąc tego komentować. Jednak w mojej głowie zrodził się pewien może i nawet głupi pomysł, który postanowiłem zrealizować już niedługo. Bez słowa wszedłem powoli do sali w której odpoczywała Alex i od razu spojrzałem w jej kierunku. Nie wyglądała najgorzej, ale nie wyglądała też najlepiej. Miała podbite oko i rozciętą wargę.

- Trzymasz się jakoś? - zapytałem, podchodząc do łóżka dziewczyny.

Alex słysząc mój głos od razu uniosła lekko głowę, a kiedy zobaczyła moją osobę na jej twarz wstąpił szczery uśmiech, który odwzajemniłem.

- No bez jaj, jak ja tutaj przyszedłem to się nie cieszyłaś - parsknął Ashton, udając, że ściera samotną łzę, która wypłynęła spod jego powieki.

- Za Michaelem się stęskniłam - odezwała się w końcu, lekko ochrypłym głosem nastolatka.

- A to czyli za mną nie? - pisnął chłopak.

- Nie - uśmiechnęła się złośliwie.

- Mam focha - burknął Irwin, na co parsknąłem głośno.

- Jak się czujesz? - zapytałem, mierząc ją spojrzeniem.

- Nijak - wzruszyła ramionami. - Ale mogło być gorzej - dodała z lekkim uśmiechem.

- Myślę, że do tygodnia poczujesz się już dobrze - rzuciłem.

- Ta coś ty, góra dwa dni minie, a ona już będzie z powrotem się na nas wydzierać - wypalił Ashton, który nadal udawał, że jest obrażony na cały świat.

- Już nie jesteś na mnie obrażony? - zaśmiała się dziewczyna, lecz Ashton udał, że jej nie słyszy. Po krótkiej chwili na jej twarz wstąpił grymas, przez co trochę się przestraszyłem.

- Co się dzieje? - zapytałem zmartwiony.

- Oh, to nic. Zapewne lekarz was już powiadomił, że mam złamane żebra i cóż, chwilami naprawdę nie mogę wytrzymać, ale daję radę - machnęła ręką i znów się uśmiechnęła.

- Ale jak ci przyniosę połowę zawartości lodówki to magicznym sposobem wyzdrowiejesz - prychnął blondyn.

Zacząłem się śmiać. Widać było, że Alex i Ashton to prawdziwe rodzeństwo, nawet jeśli nie byli do siebie w ogóle podobni.


***

Nigdy nie lubiłem szpitali. Panowała w nich ta nieprzyjemna aura oraz odpychający zapach przesadnej czystości i leków. Jednak najgorszy był ten niepokój i ta świadomość, że tyle ludzi tutaj umierało - nienawidziłem tego. 
Idąc korytarzem, co chwilę ktoś mnie mijał albo ja mijałem kogoś. Nieważne. Pielęgniarki biegały z sali do sali, niektóre robiły sobie właśnie przerwę, pacjenci wychodzili co chwilę ze swoich sal i kierowali się w różne strony. Niektórzy siedzieli samotnie na plastikowych krzesełkach, a gdzieś w oddali można było usłyszeć głośny płacz małego dziecka. 

Ignorując zaciekawione spojrzenia pacjentów lub lekarzy opuściłem szpital i spokojnym krokiem przeszedłem na drugą stronę ulicy, gdzie znajdował market. Postanowiłem skorzystać z tego, że Alex właśnie miała badania i stwierdziłem, że zrobię dla niej zakupy, ponieważ doskonale wiedziałem, że szpitalne jedzenie jest okropne.





***

Kolejny rozdział za nami!
Średnio mi się podoba, ale myślę, że następny będzie dużo lepszy.

Dziwak // muke Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz