25

402 35 2
                                    

Nigdy nie przepadałem za rodzinnymi obiadami. Zawsze towarzyszyły mi przeróżne emocje, począwszy od radości kończąc na złości i smutku. Nie wiem, ale zawsze jakoś tak, gdy siedziałem przy stole naprzeciw rodziców, a przed sobą miałem talerz pełen jedzenia i ja miałem to wszystko zjeść pod ich czujnym okiem... Boże nie, na samą myśl przechodziły mnie dreszcze.

Nawet teraz, siedząc przy jednym stole i jedząc obiad, albo raczej wczesną kolację z matką, miałem w sobie przeróżną paletę emocji. Chwilami nawet robiło mi się gorąco, gdy Karen co jakiś czas na mnie zerkała.

Jakby cały czas budziła we mnie swojego rodzaju respekt, ale na pewno nie bałem się jej już tak, jak kilka lat temu, gdy często obgryzałem z nerwów paznokcie lub bałem się zasnąć, gdy tylko pomyślałem sobie o Karen.

- Nadal w pewnym sensie liczę na to, że wyjaśnisz mi dlaczego się biłeś, albo chociaż opowiesz mi co działo się u ciebie przez cały ten czas - oznajmiła niespodziewanie, przerywając też tym moje myśli, które od kilku minut kotłowały się w mojej głowie.

Prychnąłem, niedowierzając. Oczekiwała ode mnie tego, że znów zacznę jej się spowiadać z tego jak minął mi dzień, albo jak aktualnie się czułem, chociaż tak naprawdę wiedziałem, że ta troska była udawana.

Karen nigdy się mną zbytnio nie interesowała, ale jeśli już, to tylko po to, żeby czegoś się przyczepić. Domyślałem się, że i tym razem tak będzie - o ile de facto cokolwiek jej opowiem. Chociaż z drugiej strony bardzo chciałem wywołać w blondynce taką burzę emocji, jaką zwykle wywoływała we mnie. Dlatego też niewiele myśląc, wróciłem myślami do tamtego feralnego dnia, kiedy to się pobiłem i spojrzałem na kobietę...

Często miewałem dość spontaniczne pomysły. Jednak nigdy przenigdy nie pomyślał bym, że postanowię ubrać się niczym Bóg seksu, pójść do klubu, a potem najebać się alkoholem tak, że niby kontaktowałem normalnie, ale jednak miewałem jeszcze gorsze pomysły od tych spontanicznych. Mimo wszystko ten dzień miał być udanym dniem, a właściwie wieczorem, ale mniejsza.

Jak można się domyślić wszedłem do klubu, a potem zacząłem zabawę. Znaczy się, z początku było mi trudno panować nad swoimi myślami, czy może nie wrócić do domu póki jeszcze trzeźwo myślałem, ale właśnie problem był w tym, że jak już o czymś pomyślałem to musiałem to mieć i można powiedzieć, że nie było odwrotu.

Z początku było dość nudno, ale brnąłem w to dalej i piłem coraz więcej. Tak więc po około trzydziestu minutach byłem już mocno wstawiony, ale... o dziwo nadal myślałem dość trzeźwo. Jednak to wcale nie oznaczało, że przestałem pić, bo piłem dalej. Co chwilę też zaczepiała mnie jakaś skąpo ubrana dziewczyna, proponując mi seks, ale odmawiałem.

Pewnie sobie pomyślicie, że straszny ze mnie sztywniak skoro odmawiałem takich rzeczy, ale ja po prostu wolałem facetów.

Rozglądałem się po całym klubie, siedząc na barowym stołku i szukając jakiegoś przystojniaka. Popijałem też drinka, gdy nagle wśród tych wszystkich tańczących ludzi mignęła mi jakby znajoma blond czupryna.

Myśląc, że mam jakieś omamy, powróciłem jednak do powolnego sączenia alkoholu, ale wtedy też kilka metrów przed sobą ujrzałem Luke'a. Do jego ramiona przyczepiona była jakaś dziewczyna, której ciemne włosy opadały kaskadami na plecy. Była bardzo ładna, do tego też nie wyglądała mi na dziewczynę, która z pierwszym lepszym poszła by do łóżka. Nie. Nieznajoma była wręcz chodzącym ideałem. Dlatego też nic dziwnego, że poczułem się zagrożony.

Nie wiedziałem co ja w ogóle robiłem, ale bojąc się, że Hemmings przyłapie mnie na gapieniu się na niego, dopiłem szybko drinka i wstałem z barowego krzesełka. Świat zawirował, ale mimo to podszedłem pewnym siebie krokiem do jakiegoś kolesia... nie czekaj, wróć. Jakiegoś przystojnego, wręcz ociekającym seksem mężczyzny, który od dłuższego czasu się na mnie patrzył i po prostu wpiłem się w jego usta.

Jakby w tamtej chwili nie kontrolowałem tego co robiłem. W sumie to nie obchodziło mnie to, ale zdrowy rozsądek podpowiadał mi, żeby się ogarnąć i najlepiej wrócić do domu zanim zrobiłbym coś jeszcze bardziej głupszego. Ale cholera, ten facet był gorący, a korzystając z tego, że ten wieczór należał do mnie... Przestałem totalnie zwracać uwagę na wszelkiego rodzaju zakazy i inne takie gówna, które w tamtej chwili wydawały mi się niepotrzebne i kompletnie pochujane.

Zaczęliśmy tańczyć, albo raczej ocierać się o siebie nawzajem. Jednakże, gdy nieznajomy, który jeszcze kilka minut wcześniej wydawał mi się niesamowicie gorący, wsadził mi rękę w spodnie poczułem się zagrożony, a całe podniecenie zmalało niemalże do zera i... dotarło do mnie, że powonieniem stamtąd uciec zanim do czegokolwiek dojdzie.

Zacząłem odpychać bruneta, ale on nie dawał za wygraną. Tak więc skończyło się na tym, że zapragnąłem zbić go na kwaśne jabłko.

Na całe szczęście ktoś mnie odciągnął od nieznajomego, zanim faktycznie stałby się jedynie mokrą plamą, ale w tamtym też momencie poczułem się obrzydliwie i po prostu wybiegłem z klubu zakańczając tym też jakże "świetny wieczór".

Byłem już  pełnoletni. Właściwie wielkimi krokami zbliżała się moja dziewiętnastka. Toteż nie obchodziło mnie to, co pomyśli sobie moja matka, słysząc słowa jakich nie raz już używałem, a już w ogóle całą tę historię. Bo do przyjemnych nie należała. Nawet nie powinienem był być dumny z tego wszystkiego, ale chciałem wywołać w kobiecie taką burzę emocji, jakiej jeszcze prawdopodobnie nie znała.

Zresztą, opowiadając jej przebieg tamtego wieczoru i to, jak właśnie powstały rany na moich dłoniach widziałem, że przez chwilę jakby się mnie bała. Nie wiem. Być może sobie to wymyśliłem, bo dokładniej nie umiałem określić jej emocji, skoro nie siedziałem w jej głowie, ale wprost czułem, że faktycznie zaczęła mieć natłok przeróżnych myśli.

- Chciałaś wiedzieć, więc teraz już wiesz - wzruszyłem ramionami, a widząc, że Karen nie wie co powiedzieć, zacząłem zbierać brudne talerze i udałem się do kuchni, zostawiając w salonie blondynkę sam na sam z jej myślami.

Zgadywałem, że myślała właśnie o tym, jak bardzo się zmieniłem, bo kiedyś faktycznie było to nie do pomyślenia, abym się z kimś pobił i to o (można tak to nazwać) głupią rzecz. Jednakże mogła także rozmyślać właśnie o mojej orientacji, ponieważ za czasów, kiedy jeszcze mieszkałem z rodzicami, nikomu o niej nie mówiłem. Po prostu bałem się, że zaczną mnie wyzywać od pedałów, a co gorsza wywalą z domu, chociaż i tak to zrobili, ale z innego powodu. A teraz miałem gdzieś to, co sobie o mnie pomyślą.

Byłem dorosły, miałem swoje mieszkanie, a jedyne od czego mogliby mnie odciąć rodzice, to były to pieniądze. Daryl co miesiąc, niczym wypłatę za wykonaną robotę wpłacał na moje konto dość sporą sumę pieniędzy. Chociaż nawet, gdyby faktycznie któregoś dnia stwierdził, że nie będzie już więcej za mnie płacił, ja i tak miałbym z czego żyć, bo właściwie nie miałem na co wydawać tych pieniędzy i takim sposobem, śmiało mogłem kupić sobie chociażby nowy dom. Ale póki co, zbierałem dalej.

- Jeśli dobrze zrozumiałam, zakochałeś się w chłopaku? - znikąd, do pomieszczenia weszła Karen, zadając pytanie, które dla mnie było oczywiste.

- Tak, dokładnie. I właśnie dlatego wszcząłem bójkę - skwitowałem.

- Bo poczułeś się zazdrosny, gdy tamten miał u swojego boku piękną dziewczynę, a nie ciebie - westchnęła.

Nie odpowiedziałem. Zajęty byłem zmywaniem naczyń i właściwie w duchu właśnie śmiałem się z własnej matki.




*

Jestem zadowolona z tego rozdziału, ale bardzo jednak chciałabym już skończyć to ff

Dziwak // muke Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz