29

316 22 2
                                    

Wlewałem w siebie kawę za kawą, ale mimo to wciąż byłem zmęczony, jak nigdy. Piłem już czwartą, a myślałem o piątej. Jednak zamiast czuć się lepiej, czułem się coraz to gorzej. Na całe szczęście Karen dzisiaj pojechała i nie musiałem męczyć się z jej osądzającm  spojrzeniem, które było pełene politowania, lecz pozbywając się jednego problemu, natrafiałem na kolejny i tutaj chodziło mi o Luke'a. Od wczorajszego popołudnia nie dawał żadnych znaków życia. Po raz kolejny opuścił szkołę, a ja zaczynałem się o niego martwić. Przez chwilę nawet miewałem myśli, że być może coś mu się stało, jednak szybko odrzucałem taką opcję dla własnego spokoju.

Moje myśli szybko jednak popłynęły w innym kierunku, kiedy to siedząc w kuchni i mozolnie żując kanapkę mój telefon zaczął dzwonić. Wyjąłem go z kieszeni i zerknąłem na ekran, sprawdzając kto dzwoni; był to Calum. Zmarszczyłem brwi, ponieważ po ostatniej kłótni naprawdę nie sądziłem, że dosłownie pięć dni później postanowi do mnie zadzwonić. Chyba, że chciał się dalej wykłócać, ale wątpiłem w to. Gdy odebrałem, nawet nie dał dojść mi do słowa, a jego wypowiedź była tak chaotyczna, że niewiele zrozumiałem. Wyłapałem jednak z jego słów to, że Alex nieźle nawywijała, Ashton był na nią wściekły, a w to wszystko zamieszana była ponoć Bryana.

Zakończyłem więc w pośpiechu jedzenie i zerwałem się biegiem do drzwi. W międzyczasie zgarnąłem z blatu klucze, którymi chwilę później zamknąłem drzwi, a klucz wsadziłem pod wycieraczkę. Serio, mało oryginalne, a nawet dość ryzykowne, ale... jebać to.
Zbiegłem po schodach na sam dół, a potem opuściłem kamienicę, w której mieszkałem.

Nie zrozumiałem, gdzie znajdował się aktualnie Hood i rodzeństwo Irwin, ale zaraz... Dlaczego tam był w ogóle Hood i dlaczego to on do mnie zadzwonił skoro to nie o niego chodziło?

Z taką myślą dotarłem w kilkanaście minut do domu Irwinów i po prostu wszedłem tam bez pukania. Od razu skierowałem się do salonu, gdzie też zauważyłem obrażoną Alex, wściekłego Ashton'a, spokojnego Calum'a i Bryanę, która siedziała jakby usatysfakcjonowana tym wszystkim. Zmarszczyłem brwi i wszedłem wgłąb pomieszczenia.

- Co tu się dzieje? - zapytałem niepewnie, na co Holly parsknęła śmiechem, jednak szybko zamilkła, gdy Ash rzucił jakieś słowo w jej kierunku i zaczął mordować blondynkę spojrzeniem.

W pomieszczeniu nastąpiła totalna cisza, ale mimo to nadal czekałem na to, co mają mi do powiedzenia.

- No powiedz - odezwał się Ashton, kierując swoją wypowiedź do podciągającej nosem Alex, która spojrzenie wlepione miała w podłogę. Gdy jednak nie uzyskał odpowiedzi, głośno prychnął, czym zwrócił uwagę nadal opanowanego bruneta i posłał mu znaczące spojrzenie, więc to on zaczął mówić.

- Alex wplątała się w układ, który dotyczył narkotyków. Na jego czele oczywiście stał nikt inny jak Rick, który pobił Alex za wycofanie się z niego. Miała sprzedawać, a kasę dowozić Rick'owi. Sprawy się jednak skomplikowały, więc Alex zadzwoniła do Bryany z myślą, że ta jej pomoże, jednak obie się pokłóciły, a Holly stwierdziła, że zacznie szantażować Alex i przy okazji uczepiła się Ashtona. To tak w skrócie - wyjaśnił.

Blondynka zachichotała cicho pod nosem, Alex siedząca obok niej wywróciła na to oczami, a Ashton po raz kolejny zacisnął mocno szczękę. W sumie to nie dziwiłem mu się w ogóle, bo sam gdybym miał siostrę, która odwaliła by coś takiego, po prostu bym się wkurwił.

- Okej, nie spodziewałem się czegoś takiego - powiedziałem po dłuższej chwili milczenia, ale właściwie to było jedyne na co było mnie w tej chwili stać.

- Nikt się nie spodziewał, w szczególności nie po mojej siostrze, która powinna zachowywać się dojrzalej ode mnie - warknął Irwin.

- Bo ty nie miałeś do czynienia z narkotykami - wywróciła oczami po raz kolejny i założyła dłonie na piersi.

- Kurwa, Alex! Policja szuka pomocnika tego gnoja, a on jeśli się wygada... Boże, jesteśmy w dupie.

- Poczekaj, złapali go? - zapytałem.

- No tak, nie słyszałeś? - zapytał, na co poruszyłem przecząco głową.

- Czekaj, ale dlaczego poprosiłaś Bryanę o pomoc? - zwróciłem się tym razem do brunetki.

- Bo sama niegdyś siedziałam w narkotykach - wzruszyła ramionami Holly.

- Ja pierdole - powiedziałem, przecierając dłońmi twarz.

Czułem się właśnie niczym w jakimś głupim serialu dla nastolatków na netflixie, ale... to była rzeczywistość, nie serial. I chyba nawet wolałbym znajdować się właśnie w serialu dla nastolatków, bo oczywiste byłoby, że wszystko zakończy się dobrze, a tymczasem? Tymczasem zacząłem się jeszcze bardziej martwić o Luke'a, bo on też niegdyś miał styczność z narkotykami.

- Więc... Co teraz? - zwróciłem się do nich wszystkich, ale nikt z nas nie wiedział, co zdarzy się w następnych dniach. Spodziewaliśmy się, że na pewno od dnia dzisiejszego będzie tylko gorzej, ale właściwie nie wiedziałem, że to gorzej odbije się głównie na mnie. Nie miałem pojęcia, co działo się z Luke'm, ale nie chcąc się zamartwiać takimi sprawami, stwierdziliśmy, że musimy się wyluzować przed tym, co miało nadejść już niebawem. Może to było w jakimś stopniu żałosne, że po takim obrocie spraw postanowiliśmy zamówić sobie pizzę i zrobić coś w rodzaju małej imprezy, ale... W pewnym sensie każdy z nas tego potrzebował. Spodziewałem się nawet tego, że rano wstanę z lekkim kacem, ale na pewno nie spodziewałem się tego, że już następnego ranka będę siedział w szpitalu, nie wiedząc co dzieje się z Luke'm.

Widząc przez drzwi sali, w której leżał Luke, właśnie jego miałem wrażenie, że nie wytrzymam. Do pewnego momentu starałem się powstrzymywać cisnące się do oczu łzy, ale w tamtej chwili nie potrafiłem. Ostatecznie podszedłem niepewnie do Liz, która również była zapłakana. Chciałem dowiedzieć się, co się stało, ale nim o cokolwiek zapytałem, kobieta sama zaczęła mówić.

- Jak już zapewne Luke ci  powiedział, miał on kiedyś niemałe problemy. Z tego też powodu przeprowadziliśmy się, ale jak widać niewiele to dało. Wczoraj powiedział mi, że idzie się przejść, może nawet zajrzy do ciebie, ale już nie wrócił. Potrącił go samochód... - zrobiło mi się słabo, słysząc te słowa, więc nic nie mówiąc zjechałem po ścianie i usiadłem na podłodze. Wzrok skierowany miałem w drzwi od sali, w której leżał blondyn i może to wydawać się śmieszne, ale wyobraziłem sobie właśnie to, jak Luke wychodzi stamtąd, zaskakując tym wszystkim i mówiąc, że to był tylko głupi żart, a on tak naprawdę czuje się dobrze. Jednak... To było niemożliwe.

- Wiadomo chociaż kto to był? - zapytałem.

- Prawdopodobnie ten sam mężczyzna, co potrącił mojego drugiego syna - wyjaśniła.

Nie wierzyłem w to. To wszystko jeszcze do mnie w żaden sposób nie docierało, mimo wszystko musiałem uwierzyć, bo nie był to sen, a szkoda, bo serio wolałbym w tej chwili aby to wszystko po prostu mi się śniło, niż żeby było to naprawdę. Jednak najwidoczniej problemy i złe rzeczy były mi pisane.





*

Zabijecie mnie, ale z drugiej strony nie mogę dłużej ciągnąć tego ff w nieskończoność, kiedy od początku kwietnia pracuję nad czymś lepszym i przede wszystkim czymś, co jest dopracowane, a nie pisane na spontanie...

Dziwak // muke Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz