18

470 40 16
                                    

Uchyliłem powoli oczy i zacząłem rozglądać się po białym pomieszczeniu. Czułem się naprawdę dziwnie. Byłem lekko otumaniony, ale nie do tego stopnia aby nie kontaktować ze światem. I wiedziałem nawet czego była to sprawka – zostałem nafaszerowany tabletkami przeciwbólowymi abym już więcej nie zemdlał przez okropny, pulsujący ból. Uniosłem się na łokciach i powoli aby zbytnio nie ruszać uszkodzoną nogą, podniosłem się do pozycji siedzącej. Po raz kolejny rozejrzałem się po białym pomieszczeniu.

Nienawidziłem szpitali, a właśnie miałem w nim siedzieć. A co było jeszcze gorsze – nawet nie wiedziałem ile.

Przerywając moje rozmyślenia do pomieszczenia wszedł Ashton, który w dłoni trzymał plastikowy kubek z prawdopodobnie parującą kawą.

- No w końcu - odezwał się pierwszy, widząc, że już się wybudziłem.

- Wiadomo co mi jest? - zapytałem ziewając i wskazując na swoją stopę.

- Z tego, co przekazał mi Luke zrozumiałem, że masz skręconą kostkę - oznajmił, podchodząc bliżej mojego łóżka.

- Tylko skręconą? Cholera, to był ból, jakby mnie ktoś co najmniej rozrywał - prychnąłem, niedowierzając.

- Ja tylko powtarzam ci to, co dowiedział się Luke od lekarza - uniósł dłonie w geście obronnym.

- A co, to Luke od dzisiaj jest moim ojcem, czy jak? - zapytałem z przekąsem.

- Powiedzieliśmy, że Luke to twój brat - wzruszył ramionami.

- Jesteś tutaj sam? - zapytałem, zmieniając temat.

- Nie - uciął krótko. Spojrzałem na niego aby kontynuował. - Luke jest w kafeterii - dodał, widząc moją minę, a potem upił łyk z średniej wielkości brązowego kubka.

- Wiadomo chociaż ile mam tutaj siedzieć? - zapytałem z nadzieją, ale Ashton pokręcił przecząco głową.

- Cholera! Nie dość, że zepsułem cały mecz... - zacząłem, lecz Irwin od razu mi przerwał.

- Nie zepsułeś.

- Jak to? - zdziwiłem się.

- Normalnie. Po tym, gdy wyprowadzili cię z boiska, sędzia zarządził, natychmiastową przerwę, no a po potem normalnie odbyła się druga połowa - skwitował.

- I kto wygrał? - zapytałem, przełykając ślinę, bo jednak wolałem aby to nasi zwyciężyli.

- Wygrała nasza drużyna - odparł. - Dobra, ja muszę lecieć. Zostaniesz z Luke'm, bo muszę załatwić pewną sprawę.

- Ash? - zapytałem niepewnie zanim opuścił moją salę.

- Hm? - wlepił we mnie swoje spojrzenie.

- Czy ostatnio Bryana kręciła się gdzieś niedaleko ciebie? - zapytałem, nie będąc do końca pewnym jak blondyn zareaguje na samo wspomnienie o blondynce. W końcu do niedawna ten temat był w jakiś sposób zakazany.

- O to możesz być spokojny - powiedział to dość tajemniczym tonem, a później po prostu wyszedł z pomieszczenia. Długo jednak nie pobyłem sam, ponieważ kilka minut później do środka wszedł Luke. Otaksowałem go uważnym spojrzeniem, zauważając czarną torbę, którą trzymał w dłoni.

- Przyniosłem ci twoje rzeczy - oznajmił. - Zrobiłem ci też jakieś tam zakupy i przy okazji wziąłem również twój telefon wraz z ładowarką - dodał i podał mi moją sportową torbę. Rozsunąłem ją i zajrzałem do środka, marszcząc przy tym lekko brwi.

- Luke, ja tutaj będę góra dwa dni, nie dwa tygodnie - parsknąłem, po kolei wyjmując opakowania różnych smakołyków. Począwszy od jakichś ciastek do kilku paczek owocowych żelków.

Dziwak // muke Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz