16/24

102 5 2
                                    

12 lutego

Niestety, nie czułem się ani trochę lepiej następnego dnia.

Chciałbym móc opisać mnóstwo fajnych rzeczy, które zrobiłem, ale cały czas leżałem w łóżku, pociągając nosem i kaszląc. Ale było coś, co nieco (albo bardzo) poprawiło mój dzień.

Grudzień, 25

- You're just a day dream away - Michael zanucił w rytm, siedząc w swoim ciemnym pokoju.

Dawno go tu nie było. Uczucie było wręcz dziwne, chociaż to był jego pokój.

Michael obrócił kamerę w swoją stronę i uśmiechnął się.

- To zdanie jest całkiem prawdziwe, wiesz? Jakby, jedyne co muszę zrobić, to marzyć w dzień. Wtedy to jest jakbyś był obok - zarumienił się, dopiero rozumiejąc, jak jego słowa mogły zostać odebrane. - Wiesz, eh, miałem na myśli... yeah.

Odkaszlnął niezręcznie, unikając patrzenia w kamerę. Zagryzł nieświadomie wargę, starając się nie odlecieć myślami, bo właśnie powoli je tracił.

- Więc eh, mamy specjalny dzień - powiedział nagle, zanim uśmiechnął się szeroko. - Wesołych świąt.

Usiadł, przerzucając nogi poza łóżko.

- Jestem ciekaw, co dostanę w tym roku.

Na chwilę odstawił kamerę, wyciągnął z szafy sweter i ubrał go, naciągając rękawy na dłonie. Znów chwycił urządzenie i zszedł po schodach.

- Wszyscy powinni już być na nogach, ale w razie czego nie będę robił hałasu - kiedy cicho schodził po schodach, usłyszał głosy rodziców. Słysząc ich słowa, tupał nieco głośniej, by mogli zmienić temat.

- Dzień dobry, skarbie! - przywitała go mama jak tylko pojawił się w progu salonu. - Jak się czujesz?

- W porządku - odparł Mike, machając ręką. - Wesołych świąt, mamo, tato.

Jego rodzice uśmiechnęli się, co odwzajemnił i przytulił ich. W tej chwili, Michael nie myślał o żadnym innym sposobie, w jaki mógłby spędzić świąteczny poranek. Poza tym, nawet nie chciałby go zmieniać.

- Chcesz śniadanie czy...? - jego mama urwała, znając już odpowiedź, ale i tak wolała spytać.

- Prezenty! - wykrzyknął wesoło Michael, uśmiechając się szeroko i trzymając kamerę, która znów wisiała wokół jego szyi, jedną ręką.

- Mike, chcesz, żebym to nagrał? - spytał tata Michaela, uszczęśliwiając go jeszcze bardziej, bo tak, bardzo tego chciał.

- Ostrożnie - powiedział delikatnie Michael i podał tacie kamerę, po czym podszedł do choinki. Usiadł na podłodze, uśmiechając się szeroko, gdy stukał prezenty. Chciał już wiedzieć, co w nich jest.

- To jest pierwszy - mama podała mu jeden z wielu pakunków. Michael wziął go chętnie, prawie podskakując w miejscu z podekscytowania.

Ostrożnie rozerwał papier, odkrywając prostokątne pudełko. Uchylił wieko i uśmiechnął się jeszcze szerzej na widok bluzy i dwóch koszulek w środku.

Najpierw wyciągnął bluzę, wciągając powietrze.

- 5 Seconds of Summer!

Nie sądził, że jego rodzice pamiętali, że kiedykolwiek o tym wspomniał. Pamiętał, jak grał na gitarze, równocześnie śpiewając. Jego mama weszła do jego pokoju i w jakiś sposób zaczęli rozmowę na temat zespołów muzycznych. Jego mama nawet zasugerowała, że mógłby z Luke'iem stworzyć własny jeśli chcą.

I chociaż pomysł podobał się Michaelowi, uważał, że nie był wystarczająco dobry, więc nigdy więcej go nie wspominał. Tego dnia powiedział mamie, że gdyby jednak zaczęli grać w zespole, nazwałby go "5 Seconds of Summer".

W ten sposób mama sprezentowała mu tę bluzę. To było po prostu wspaniałe.

Ze łzami w oczach uścisnął rodzicielkę, mrucząc "dziękuję". Jego mama poklepała go po plecach z uśmiechem.

- Załóż, zobaczymy czy pasuje - zaproponowała, kiedy Michael ją puścił. Chłopak przytaknął i ściągnął sweter, który miał na sobie, ubierając nową bluzę.

Pasowała idealnie, nie była ani zbyt luźna, ani zbyt ciasna. Rękawy były długie, więc mógł naciągać je na dłonie, no i nie drapała. Była naprawdę miękka.

Mówiąc krótko: Michael ją pokochał.

- Uwielbiam ją - wymamrotał, znowu przytulając mamę, która uśmiechnęła się.

- Zasługujesz.

Dalej, Michael dostał dwie koszulki z nadrukiem zespołów i torbę świeżo upieczonych ciastek.

On, z drugiej strony, wręczył mamie naszyjnik, który się jej podobał, a tacie zabawny krawat i zegarek z datą urodzenia Michaela i wygrawerowanym jego typowym powiedzeniem Life is life.

Jego rodzice też kupili coś sobie nawzajem, chociaż mówili, że tego nie zrobią.

Po wszystkim, został jeden nierozpakowany prezent, co zaskoczyło Michaela. Dał już wszystkie swoje prezenty rodzicom i z tego, co wiedział, oni też dali swoje.

- Ten ostatni - zaczęła jego mama, podnosząc pudełko. - był pomysłem Luke'a. Ale kupiliśmy go razem z nim i jego rodzicami. Pomyśleliśmy, że ci się spodoba.

Michael był nieco zdezorientowany, ale też rozczulony na myśl, że Luke i jego rodzice byli tego częścią. Mimo to był bardziej zaciekawiony jego zawartością.

Ostrożnie zdjął ciemnofioletową kokardę, a później czarno-biały papier, ujawniając białe pudełko, które wyglądało na pomalowane. Odłożył papier na bok i przyciągnął opakowanie bliżej, po czym delikatnie je otworzył.

Zajrzał do środka, patrząc z dużymi oczami, gdy zobaczył coś fioletowego i puchatego. Ostrożnie to wyciągnął, ukazując opaskę na głowę z puchatymi, fioletowymi uszami na wzór kota. Z przodu było coś jakby mikrofon, ale nie do końca. Wyglądało na mikrofon, ale nim nie było.

Przyglądał się ze szczęściem, ale też ciekawością, bo do czego jest ta część?

Jak się spodziewał, w środku była instrukcja, wyjaśniająca sposób użycia i wszystko, co użytkownik powinien wiedzieć. Dlatego przeczytał ją, nie chcąc ryzykować, że zepsuje, bo nie będzie wiedział, jak tego używać.

Po tym, założył opaskę, poprawiając włosy. Ustawił czujnik - część, która wyglądała jak mikrofon - i zakrył go grzywką, czując, jak uszy już się ruszają.

Michael nie mógł powstrzymać sapnięcia, kiedy uszy poruszyły się, zaskoczony, że coś takiego istnieje. A jeszcze bardziej zaskoczyło go, jak jego przyjaciel to znalazł.

- To jest... - próbował znaleźć odpowiednie słowa, ale nie mógł. Żadne nie były wystarczająco dobre, by wyjaśnić, co czuł. Co było pozytywne, bo uwielbiał to. Zdecydowanie to uwielbiał.

Łzy znowu zebrały się w jego oczach, a klatka piersiowa wydawała ciężka. Bo w tym momencie, gdy spojrzał na rodziców i ich przytulił, był szczęśliwy.

Był tak bardzo szczęśliwy.

Wszystko było w porządku. I wszystko było wspaniałe. Wszystko, w tej chwili, było niewiarygodnie wspaniałe.

Michaela nie obchodziło, ile to będzie trwać, bo żył chwilą. I ta chwila wypełniona była szczęściem i szczęściem, i szczęściem.

Tak. Michael był szczęśliwy.

Camera | malum plOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz