Rozdział 1

1.5K 49 16
                                    

- Lukas? Nie mów, że jeszcze śpisz? - mówię, gwałtownie otwierając drzwi do sypialni. Na okoliczność której stałam się świadkiem nic mnie mogło mnie przygotować.
Ten widok, sprawia, że mam ochotę płakać, krzyczeć i mordować jednocześnie.
Moim oczom ukazuje się zdzira, obciągająca mojemu mężczyźnie.
- Vivianna! - krzyczy speszony, po czym odsuwa od siebie, to coś, co zwie się kobietą, okrywa się pierzyną i podchodzi do mnie. Ja nie mogąc się powstrzymać, wymierzam mu siarczystego policzka.
- Jak mogłeś? - staram się opanować łzy, choć to nie takie łatwe zważywszy na okoliczności.
- To nie tak jak myślisz...
- Dopiero co przyłapałam cię na tym, jak jakaś kurwa ci obciąga, a ty mi mówisz, że to nie jest tak, jak myślę? - bez opanowania zaczynam uderzać go w klatkę piersiową.
- Tylko nie kurwa. - mówi niewzruszona zdzira, ubierając się.
- Natasha wyjdź! - Lukas chwyta mnie za obie dłonie i przyciąga do siebie, próbując przytulić.
- Zostaw mnie! Zabije was oboje! - już nie hamuję łez, spływają z moich oczu, tworząc mokre ścieżki wzdłuż policzków.
- Vivianna uspokój się. Wszystko ci wyjaśnię.
- Nie ma co wyjaśniać! - wyrywam się z objęć mężczyzny i ruszam w stronę szafy, z której wyciągam walizkę, do której zaczynam pakować swoją garderobę.
- Nigdzie nie idziesz... - Lucas zabiera mój bagaż i wyrzuca go w kąt pokoju. - Najpierw ci wszystko wyjaśnię.
- Nie chcę słyszeć twoich wyjaśnień! Zostaw mnie w spokoju! - wymijam go i z powrotem biorę walizkę w rękę. Wychodzę z sypialni, aby przejść na przedpokój, gdzie z szafy wyciągam moje kurtki i buty.
- Vivi, uspokój się. Chodź, porozmawiamy na spokojnie. - kładzie rękę na moim ramieniu.
- Odpierdol się Lucas, z nami koniec!
- I gdzie pójdziesz, co?
- Gdziekolwiek, byle dalej od ciebie!
- Przestań się wygłupiać...
- Ja wygłupiać się? To ty jebałeś za moimi plecami tą kurwę! No sorry mój drogi ja cię nie zdradziłam!
- Ja... - choć na jego twarzy maluje się smutek, ja czuje tylko złość. Nie będę potrafiła mu wybaczyć, zdradził raz, zdradzi i kolejny.
- Ty. Jesteś. Zwykłym. Bydlakiem. - mówię z udawanym spokojem.
Kiedy odwracam się do niego przodem, widzę jak Lucas, podnosi i uderza mnie otwartą dłonią w policzek. Ból przyćmiewa mi chwilowo wzrok, po czym tracę równowagę i upadam. Przykładam dłoń do bolącego miejsca i ze łzami w oczach spoglądam na, mężczyznę którego niegdyś tak mocno kochałam.
- Nikt się tak do mnie nie zwraca. Wynoś mi się z tond, nie chcę cię więcej widzieć!
Biorę torbę w rękę, wkładam buty na nogi i wybiegam z domu.
Jak on mógł mi to zrobić? Zdradzał, mnie nie wiadomo ile czasu i jeszcze podnosi na mnie rękę.
Nigdy taki nie był.
Kiedy go poznałam, był wolontariuszem w pobliskim szpitalu, gdyż nie musiał zarabiać ze względu na to, że jego rodzice są cholernie bogaci.
Kiedy zaczęliśmy się lepiej poznawać, mężczyzna zadeklarował się mi pomóc, załatwił mi lepszą posadę, zamieszkaliśmy razem, a ja zaczęłam zaoczną szkołę.
Biegnę ze łzami w oczach w stronę przystanku, nie zwracając uwagi na to, że jest godzina dwudziesta trzecia, ulicę są spustoszałe, a ktoś właśnie za krzakami zaparkował fioletowe auto.
Co chwila, wycierając oczy, lustruję rozkład, z którego wyczytuję, że autobus powinien już być. Spoglądam na drogę i niemal potrąca w mnie pojazd. Nie zwracając uwagi na złowrogie spojrzenie przewoźnika, wsiadam i zajmuje miejsce obok okna.
- Uważaj jak łazisz! - krzyczy siwy mężczyzna, nie spoglądając na mnie.
Dalej nie mogę w to uwierzyć, jak, on mógł mi to zrobić?
Byliśmy razem pięć lat.
Kiedy matka wyrzuciła mnie, w wieku siedemnastu lat z domu, starsza ode mnie koleżanka, załatwiła mi pracę w chińskiej restauracji, niestety nie szło mi zbyt dobrze, byłam młoda nic nie potrafiłam, a koledzy z pracy i szefostwo w niczym mi nie pomagali, w ręcz przeciwnie wszystko mi utrudniali. Wtedy poznałam Lucasa, przyszedł wtedy ze znajomymi na obiad. Kiedy wyszli, na rachunku był umieszczony jego numer telefonu. Śmieszne, gdyż takie rzeczy dzieją się tylko w filmach i to kelnerki podrzucają gościom numery telefonu. Wtedy też do niego zadzwoniłam, umówiliśmy się na kolację i tak się to toczyło do dziś. Nasz związek szybko się rozwijał, gdyż Lukas bardzo szybko wyznał mi miłość, ja się z tym nie śpieszyłam, a jemu to nie przeszkadzało. To, co zastałam dziś w domu nie mieści mi się w głowie, gdyż Lucas był jak anioł zesłany mi z nieba po tym, jak własna rodzicielka się mnie wyrzekła.
Wysiadam na przystanku który znajduje się przy moim biurze. Wyciągam zapasowe klucze z torebki, po czym wchodzę do środka wyłączając po drodze alarm. Zapłakana kieruje się do malutkiego salonu w którym znajdują się dwie skórzane kanapy, mały stolik kawowy oraz nieduży telewizor. Odkładam walizkę i kładę się na jednej z sof. Niestety rozpacz długo nie daje mi zasnąć, gdyż łzy same cisnęły mi się do oczu. Po kilkugodzinnej walce z bezsennością odpłynęłam do krainy Morfeusza.
Budzi mnie głośny łomot drzwi.
- Vivianna?! - krzyczy Jerry Heldfild, mój szef. - To nie jest hotel!
- Przepraszam cię Jerry... - przecieram dłonią oczy. - Miałam wczoraj problemy...
- Nie obchodzi mnie to. - mówi cały w nerwach. - Do mojego gabinetu!
Niepewnie wstaję i kieruje się w stronę dużych drewnianych drzwi, przez które wchodzę i siadam naprzeciwko mahoniowego biurka. Mężczyzna w milczeniu siada za meblem i z teczki wyciąga jedną, jedyną kartkę którą kładzie na sam środek blatu.
- Proszę.
Podnoszę się z miejsca i ujmuję papier.

Wypowiedzenie umowy w trybie natychmiastowym.

Te kilka słów sprawiło, że zaczynam trząść się, a po moich policzkach ponownie zaczęły spływać łzy.
- Dlaczego?
- Wszystko masz tam wypisane, a teraz żegnam. - mówi wskazując na drzwi.
Wstaję z uniesioną głową i wychodzę z gabinetu, zachowując resztki godnościąc. Ujmuję swój bagaż i wychodzę z budynku.
Wszystko się jebie. To na pewno sprawka Lucasa. Jerry to przyjaciel jego ojca. Pierdolony chuj.
Wsiadam do pierwszego lepszego autobusu i ruszam przed siebie.
- Bileciki poproszę. - ja pierdole. Dlaczego ja?
- Eeee niestety nie mam... - mężczyzna spogląda na mnie, po czym wyciąga z aktówki mały plik papierów.
- Pani dowód osobisty poproszę.
Wyciągam z torebki portfel, a z niego dokument który podaję mężczyźnie, ten zaś zapisuje moje dane na krateczkę. Po krótkiej chwili podaje mi papier razem z moim dowodem.
Trzysta dolarów?!
To są jakieś żarty.
Wysiadam z pojazdu i kieruję się w stronę parku, kiedy auto przejeżdżające przez ulice ochlapuje mnie kałużą. Ja pierdole to wszystko! Czy może stać się coś gorszego? W drodze do jednej z ławek, czuję jak spadają na mnie kropelki wody. Spoglądam w niebo, kiedy nagle zbiera się gwałtowna burza. Kurwa.

Miłość silniejsza niż strachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz