3. Broń. ✔

978 35 4
                                    

Budzi mnie słońce przedzierające się przez zasłony. Niepewnie uchylam powieki, lecz po chwili z powrotem je zamykam.
Kurwa miałam nadzieję, że to zły sen.
Co to za psychol? Wygląda jak gdyby, uciekł z psychiatryka.
Co to znaczy, że jest moim marzeniem i koszmarem? Koszmarem to na pewno, lecz marzeniem?
Moje marzenie to uciec stąd jak najszybciej. Jeszcze mnie zgwałci, potem zabije i zakopie gdzieś w lesie.
Nie no ja spierdalam stąd.
Szybko wstaję i kieruje się do drzwi.
- Do kąt się wybierasz? - słyszę przerażający głos za plecami. Zatrzymuję się w połowie drogi do drzwi i powoli odwracam. Zielonowłosy psychol leży na łóżku i z szerokim uśmiechem na ustach przygląda mi się od stóp do głów. Pod wpływem jego spojrzenia czuję jak na mojej skórze, pojawia się gęsia skórka.
Co się ze mną dzieje?
- Nie ma stąd wyjścia, jeśli miałaś zamiar uciec kochanie... - jego niekontrolowany śmiech przeraża mnie bardziej niż jego wygląd.
Nim zdąży wstać, ruszam biegiem do drzwi, które, dzięki bogu są otwarte, następnie nie zwalniając, kieruję się do metalowych wrót, które niestety nie są już otwarte. Odwracam się, a kiedy nikogo nie dostrzegam, podbiegam do jednej ze ścian i ujmuje pierwszy lepszy pistolet.
Nie jestem taka głupia, na jaką wyglądam. Odbezpieczam broń i wcelowuje ją w zielonowłosego, który wychodzi z sypialni, w której się obudziłam.
-Strzelaj skarbie. Śmiało...- mówi to w taki sposób, jak by tego naprawdę chciał. Gdy mężczyzna zbliża się do mnie niebezpiecznie szybko mój palec, przykleja się do spustu, lecz na niego nie naciska.
Nie mogę nacisnąć. Chcę tego, ale nie mogę. Szaleniec dostrzega moje wahanie i podchodzi na tyle blisko, że gnat w mojej dłoni i jego czoło się stykają. - Strzelaj. Będziesz wolna. - Ręce mi drżą, co prowadzi do tego, że pistolet też. Zielonooki po raz kolejny wybucha przeraźliwym śmiechem, po czym niespodziewanie zabiera mi gnata i wymierza go w moją głowę. Zamykam oczy, a spod moich powiek wykrada się kilka łez. - Nie zabiję cię. - otwieram oczy. - To, że mam zamiar, cię skrzywdzić nie znaczy, że cieleśnie.
- Co to znaczy? Ja nic z tego nie rozumiem. Wypuść mnie. Nikomu nie powiem. - mówię, nie hamując łez, tyle że szaleniec nic sobie z tego nie robi, im więcej łez płynie po moich policzkach tym jego uśmiech staje się szerszy.
- Nie ma ucieczki ode mnie.
- Co ja tu robię?
- Tak dużo pytań. Tak mało odpowiedzi... - zielonowłosy zabezpiecza broń, po czym rzuca ją gdzieś w kąt pokoju i rusza w stronę czerwonej sofy, na której się rozkłada. - Siadaj! - mówi stanowczo, poklepując miejsce obok siebie. Nie pewnie ruszam w jego stronę. Siadam na tej samej sofie co on, lecz na drugim końcu. - Co byś chciała wiedzieć?
- Dlaczego m... mnie porwałeś?
- A dlaczego nie? Jesteś śliczna... - jego srebrne zęby błyszczą w świetle, wpadających przez okno promieni słońca.
- Nie jestem jedyną, ś... śliczną kobietą w mieście...
- Nie. To prawda, ale twoja przeszłość miała tak duży wpływ twoją psychikę, że stworzenie z ciebie psychopatki będzie dziecinnie proste. - spoglądam z przerażeniem w jego zielone oczy. - Dobrze słyszałaś. Mam zamiar zrobić z ciebie psychopatkę. Moja była spierdoliła, za pogonią, za rodziną. Ciebie, choć byś już była taka jak ja, nie wypuszczę.
- Nie możesz trzymać mnie tutaj i oczekiwać...
- Że się zakochasz? Że zmienisz się w psychopatkę? Że dasz się przelecieć? Mogę. - obserwuję, jak mężczyzna wstaje i rusza w stronę szklanych drzwi naprzeciwko korytarza. Otwiera je i wchodzi do środka.
Korzystając z okazji, że jego nie ma, podchodzę do broni, którą ten dziwak wyrzucił, następnie ją ujmuję i odbezpieczam. Podbiegam do metalowych drzwi i nakierowuję strzelbę na mały komputerek obok drzwi, po czym naciskam na spust. Nabój trafia w sam środek urządzenia, ale prócz tego i głośnego alarmu nic się nie dzieje. Kolejny raz naciskam na spust, ale to nic nie daje, prócz tego, że alarm staje się głośniejszy.
Ja pierdole!
- Coś ty zr... - ze łzami w oczach odwracam się w stronę zielonowłosego i wymierzam mu spluwę w brzuch, zamykam oczy, nabieram powietrza w płuca i naciskam spust. Kiedy otwieram oczy, mężczyzna stoi niewzruszony tam, gdzie stał zaś obok niego, dostrzegam rozbity biały wazon.
- Musisz popracować nad celem złotko. - mówi po raz kolejny, zbliżając się do mnie.
- Stój! - krzyczę, wymierzając broń w jego głowę, ale nie jest mi dane nacisnąć na spust, gdyż ktoś łapie mnie gwałtownie za dłoń, odbiera broń i wykręca ręce do tyłu, przypinając je kajdankami. - Puść mnie kurwa!
- Podoba mi się twoja brawura. - psychol po raz kolejny podchodzi do mnie, a raczej do faceta za mną, odbiera mu kajdanki, którymi jestem przypięta i lekko popychając mnie, prowadzi w stronę sofy. - Siadaj.
- Pierdol się!
- Uważaj. - popycha mnie na sofę. - Pomiędzy brawurą a głupotą jest bardzo cienka granica. Radzę ci jej nie przekroczyć. - po czym odwraca się z powrotem do swojego pomagiera. - Frost!
- Szefie.
- Pozbądź się każdej broni, jaka się tu znajduje, drzwi do łazienki i kuchni zrób solidniejsze i na dotyk tak jak tu.
- Jasne. Coś jeszcze?
- Sprowadź Kiarę. - to polecenie wypowiadał z dziwnym uśmiechem, nie spuszczając, ze mnie wzroku.

Miłość silniejsza niż strachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz