4. Zakupy. ✔

920 32 4
                                    

- Rozkuj mnie. - mówię do zielonowłosego. - Przecież już wszystko wysprzątaliście. Możesz mnie już rozkuć... - nie przestaję wierzgać rękami, gdyż staram się poczuć, choć lekką ulgę od ucisku metalowych bransoletek.
- Mogę? Nie mam pewności, że znowu ci coś nie odwali. - dziwak nie przestając się uśmiechać, siedzi obok mnie popijając whiskey.
- Siedzę tu już przypięta dwie godziny, ręce mnie bolą. - na moje wyznanie tylko zaczyna się śmiać. - Proszę. Proszę, odkuj mnie. - staram się wymusić łzy, choć nieudolnie.
Zielonooki mocno wzdycha, po czym odkłada szklankę na stolik i nie spiesząc się, odkuwa moje dłonie, lecz ich nie puszcza. Trzymając mnie mocno, przyciąga do siebie tak, że opieram się plecami o jego klatkę piersiową.
- Ale tylko spróbuj coś wykombinować... - szepcze mi do ucha.
- Nic nie zrobię. - mówię przez zęby.
Mężczyzna oswobadza moje dłonie, po czym ponownie rozsiada się wygodnie.
Nie spoglądając mu w oczy, rozmasowuję obolałe nadgarstki.
- Nienawidzę cię. - oznajmiam mu bez skrupułów.
- Nie bardzo mnie to obchodzi...
- Po co mnie tu trzymasz? Przecież... Kurwa możesz mieć każdą, dobrowolnie. A ty uparłeś się na mnie... Czemu?
- Bo chcę mieć cię.
Moją ripostę tłumi dźwięk otwieranych drzwi. Odwracam się gwałtownie w stronę wejścia, gdzie przez metalowe drzwi wchodzi czarnowłosa kobieta, ubrana na Gotkę. Gdyby nie ta biżuteria w jej twarzy wyglądałaby naprawdę frywolnie. Wielkie brązowe oczy, duże czerwone usta prosty mały nosek i biała jak śnieg karnacja. Po co się tak szpecić metalowymi ozdobami, które powinny znajdować się tylko w uszach? Nigdy tego nie zrozumiem.
- Długo każesz na siebie czekać. - mój dosyć rozdrażniony porywacz, wstaje i kieruje się w stronę dziewczyny. - Masz?
- Tak, twoi pomagierzy już wnoszą...
O co mu chodzi?
Nie wstając z sofy, przymrużam brwi i dokładnie przyglądam się działaniom zebranych ludzi.
Frost razem z kilkoma innymi mężczyznami, których nie znam, wnoszą do mieszkania masę firmowych papierowych toreb i kartonów, kojarzę kilka z nich, ale nigdy nie dbałam o nie, gdyż nie było mnie na nie stać. Gucci, Versace, Louis Vuitton, Victoria's Secret czy Michael Kors. Nie znam osoby, która nie kojarzyłaby choć jednej z tych marek.
Mężczyźni odkładają zakupy, po czy z powrotem wychodzą.
- Wstawaj kochanie czas na zakupy. - jego przeraźliwy niekontrolowany śmiech sprawia, że moja skóra po raz kolejny pokrywa się gęsią skórką.
Czy ten koszmar się kiedyś skończy?
Kiedy zrezygnowana powoli wstaję i podchodzę do szaleńca, po raz kolejny próg mieszkania przekracza Frost i spółka. Każdy z nich ciągnie ze sobą jeden z tych wieszaków na kółkach. Każdy z nich ma przeznaczony jeden kolor. Cztery wieszaki a na nich cztery kolory przeróżnych ubrań. Niestety zielony, fioletowy, różowy i niebieski nie należą do moich ulubionych kolorów.
Znudzona opieram się o ścianę i zakładam ręce na piersi.
- Nie mam ochoty... - tym razem to na moich ustach pojawia się złośliwy uśmieszek.
- Masz wybór, wybierzesz sobie coś z ubrań, które przyniosła Kiara, lub będziesz chodziła nago. Twój wybór mała.
- Dobrze. Chcę wszystko. - mówię po krótkim namyśle.
Na początku z jego twarzy nie sposób wyczytać żadnej emocji, lecz po krótkiej chwili na jego ustach zagościł szeroki uśmiech.
- Co cię tak śmieszy? - pytam poirytowana.
- Ty złotko. Kiaro jutro dostaniesz swój czek, a teraz wypierdalaj. - nie spuszcza ze mnie wzroku.
- Muszę do toalety. - mówię, kiedy kobieta już wyszła.
- Zapraszam. - wskazuje w stronę korytarza. Bez słowa ruszam, a zielonooki za mną. Kiedy zatrzymuję się przed masywnymi, metalowymi drzwiami, szaleniec przykłada palec do małego komputerka obok, po czym wrota się otwierają. Wchodząc do środka, słyszę kroki za plecami.
- Jaja sobie robisz? - spoglądam na zielonowłosego, który wchodzi za mną, zamykając drzwi, kiedy jesteśmy już w środku. - Wyjdź! - wskazuję na drzwi.
- Nigdzie się nie wybieram. - wybucha niekontrolowanym śmiechem. - Nagrabiłaś sobie. Przez to, co próbowałaś zrobić wcześniej, każda twoja wizyta w toalecie czy w kuchni będzie pod moim lub Frosta okiem.
- Jesteś chory... - w jednej chwili zostaję przygnieciona do ściany. Zielonooki z szerokim uśmiechem na twarzy i szaleństwem w oczach trzyma mnie unieruchomioną za gardło. Strach się we mnie kumuluje z każdym jego ruchem.
- Uważaj kochanie na słowa. Ze mną się nie zadziera. - nie puszczając mojej szyi, drugą dłoń kładzie na moim policzku. Mieszanka jego delikatnego dotyku i zimnych dłoni sprawia, że gęsia skórka mnie nie opuszcza. - Kocham ten strach w twoich oczach, kiedy cię dotykam. - mój lęk sprawia mu w wiele przyjemności.
- Będę grzeczna, proszę, zostaw mnie na chwilę samą... - szepczę.
- Hmmm... no dobrze... - nie mogę uwierzyć w to, jak szybko jego nastrój się zmienia. - Ale ostrzegam cię, dzisiaj już lepiej mnie nie denerwować.
- Rozumiem. - szepczę.
Śmiejąc się wniebogłosy, puszcza moje gardło i wychodzi z pomieszczenia.
Oddycham z ulgą. Korzystając z okazji, szybko się rozbieram i wchodzę pod prysznic. Odkręcam gorącą wodę i delektuję się przyjemną kąpielą.
Męczy mnie kilka spraw. Po pierwsze prawie go zabiłam, a gdyby był ''gangsterem'', natychmiast odstrzeliłby mi łeb. A po drugie wciąż nie rozumiem, o co miało chodzić z tym tekstem, że jest moim marzeniem. Przecież on mnie nie zna, nie zdaje sobie sprawy, z tego ile przeszłam w moim krótkim życiu. Moim marzeniem było, zakochać się, wyjść za mąż i urodzić gromadkę dzieci. A wylądowałam w ramionach zielonowłosego psychopaty.
Wychodzę spod prysznica, po czym owijam się ręcznikiem, zaś drugim zawijam mokre włosy. Następnie podchodzę do szafki nad umywalką, otwieram ją i ze środka wyciągam nową szczoteczkę do zębów i pastę. Kiedy jestem już ogarnięta, wychodzę na zewnątrz, gdzie nikogo nie dostrzegam, więc ruszam do sypialni. Tam po całym pomieszczeniu porozrzucane są rzeczy, jakie przywiozła ta cała Kiara. Trochę czasu mi to zajmuję, nim znajdę coś wygodnego do ubrania. Czerwona, koronkowa bielizna od Victoria's Secret, czarne legginsy od Kenzo, biała koszulka z dosyć dużym dekoltem Gucci i biało-brązowe adidasy od Louis Vuitton. Grzechem byłoby nie skorzystać z tej dużej ilości biżuterii od Cartiera. Decyduję się więc na długi, złoty łańcuszek z małą V, oraz tego samego kruszcu bransoletkę, bez żadnych ozdób.
Jak już mam tu zostać to, chociaż poszukam pozytywnych stron.
Przeglądając się w lustrze, dopada mnie ból brzucha. To pewnie z głodu, nie wiem nawet, który dziś jest dzień.
Niepewnie wychodzę z pokoju i ruszam do salonu z nadzieją, że znajdę kogoś, kogo mogę poprosić o coś do jedzenia. Szczęście w nieszczęściu nie dostrzegam zielonowłosego, ale za to zauważam tego całego Frosta.
- Mogę dostać coś do jedzenia? - pytam, stając w progu salonu.
- Tu jest kuchnia. - mężczyzna podchodzi do kolejnych metalowych drzwi, które kilka godzin temu były szklane. Przykłada palec do kolejnego komputerka, a te automatycznie się otwierają.

Miłość silniejsza niż strachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz