2. Szaleniec. ✔

1K 42 4
                                    

Budzi mnie niezidentyfikowany smród. Niepewnie uchylam powieki i z przerażeniem stwierdzam, że nie wiem, gdzie się znajduję. Kiedy zamierzam się podnieść, uniemożliwiają mi to więzy, którymi jestem przywiązana do krzesła. Ze łzami w oczach rozglądam się po pomieszczeniu, które przypomina stary magazyn. Brudne ściany które, chyba kiedyś miały kolor kremowy teraz, są brudne z wieloma smugami krwi, jedne z dwóch drzwi wyglądają na masywne pewnie wyjściowe, zaś drugi stare drewniane. Nic więcej poza brudną podłogą.
Podczas kiedy staram się wyswobodzić ze sznurów, które trzymają mnie w unieruchomieniu, do pomieszczenia wkracza dobrze zbudowany, brunet w idealnie dobranym garniturze i ciemnych okularach.
Jego widok paraliżuje moje ciało, zaś kiedy ten zbliża się do mnie niebezpiecznie szybko, wstrzymuje oddech.
Mężczyzna zachodzi mnie od tyłu i niespodziewanie rozwiązuje mi dłonie. Ja korzystając z okazji, wstaje i gdyby nie jego ręce biegłabym pewnie w stronę masywnych drzwi.
- Dokąd się wybierasz? - pyta niewzruszony.
- Puść mnie! - krzyczę, starając się, mu wyrwać co nie jest łatwe, gdyż mężczyzna jest o wiele silniejszy ode mnie. Kiedy nie daję za wygraną, ten wyciąga z kieszeni metalowe kajdanki i unieruchamia moje ręce na plechach. - Puść mnie kurwa! - ja jednak nie ustępuję i wciąż się miotam.
Facet bez największego wysiłku szarpie mnie w stronę drewnianych drzwi, które otwiera i ciągnąc mnie za sobą, wchodzi do środka. - Nie! Nie! Puść mnie! - krzyczę przez łzy.
Koleś, udając, że nie słyszy moich próśb, ciągnie mnie po metalowych schodach na górę, gdzie stajemy przed kolejnymi drzwiami takimi samymi jak te metalowe na dole, tyle że na tych widnieje wizerunek karty Joker, nieznajomy wpisuje jakiś kod do komputerka obok drzwi, po czym przykłada do niego palec, a wrota niczym przy dotknięciu czarodziejskiej różdżki się otwierają.
W środku obcy rzuca mnie na czerwoną skórzaną sofę, po czym znika.
Chwilę mi to zajmuję, nim usiądę, gdyż ten chuj nie rozkuł mi rąk, ale kiedy już jestem w pozycji siedzącej, mam okazję, by się rozejrzeć.
Tym razem znajduję się w pokoju, w którym wszystkie cztery ściany są w kolorze krwistej czerwieni, zaś na nich wiszą przeróżne bronie, od pistoletów i noży po karabiny i miecze, gdzie nigdzie wiszą również podobne do tej, co na drzwiach, karty Joker w złotych ramkach. Podłoga wyłożona jest czarną, miękką, wygładziną dywanową. Znajduję się tu bardzo mało mebli, jedyne co dostrzegam to złoty stolik kawowy i ta sofa, na której siedzę.
Pomimo że znajduję się w lepszym miejscu niż wcześniej, to nie czuje się lepiej.
Najsampierw zdarzył się najgorszy dzień mojego życia, a kolejno zostałam porwana, sądząc po mieszkaniu, pewnie przez jakiegoś psychopatę.
Ja pierdole, dlaczego ja?
W trakcie rozżalania się nad sobą wyczuwam czyjąś obecność za plecami. Jego mocny korzenny zapach uderza we mnie jak grom z jasnego nieba.
Dobrze, że siedzę, gdyż zapach jest tak intensywny, że w głowie mi się kręci. Mężczyzna nie spieszy się z tym, by ukazać mi swoje oblicze, zresztą ja też wolę za szybko nie dowiadywać się tego, co już sobie uświadomiłam, że już po mnie.
Po krótkiej chwili słyszę ciche kroki mężczyzny, który przechodzi obok sofy, na której siedzę i staje naprzeciwko mnie.
Widok, który zastaję, spędzi mi sen z powiek, na co najmniej dwa dni. Przede mną staje mężczyzna niczym z historii, jakie opowiadają sobie dzieci przy ognisku. Dobrze zbudowany, wysoki, o bladej jak śnieg karnacji, czerwonych jak krew ustach, zielonych jak trawa wiosną włosach i wieloma tatuażach, również na twarzy.
Gdy by nie te przyozdobienia, byłby naprawdę przystojnym mężczyzną.
Co się kurwa ze mną dzieje?
Bez słowa, tak samo, jak ja mu, on mi się przygląda. Jego wzrok jest pełen szaleństwa, zielone tęczówki przeszywają mnie na wskroś.
Kiedy wciąż się nie odzywam, na jego twarzy pojawia się szeroki uśmiech, ukazując srebrne zęby.
- Z bliska jesteś jeszcze piękniejsza. - mówi wesoło.
- K... Kim jesteś? - nie mogę opanować drżenia w głosie.
- Twoim marzeniem i koszmarem. Twoim przyjacielem i kimś totalnie obcym. Twoją jedyną drogą ucieczki i twoją zgubą. Jestem twoją przyszłością kochanie.
- Nie... nie rozumiem... - jestem tak przerażona, że ledwo rozumiem jego słowa.
- Oj zrozumiesz... W swoim czasie...
Zielonowłosy nie śpiesząc się rusza w moją stronę, kiedy znajduje się już blisko, ja odruchowo się odsuwam, co powoduje jeszcze szerszy uśmiech na jego ustach.
- Boisz się mnie. To wspaniale... - mężczyzna chwyta mnie mocno za ramię i przyciąga do siebie, pomimo że siedzę, to szarpnięcie było na tyle mocne, że wpadam na klatkę piersiową szaleńca. - Szybka jesteś skarbie... - roześmiany chwyta moje nadgarstki i rozkuwa kajdanki.
Gdy nie czuję już jego dłoni na sobie, czym prędzej wstaję i biegiem ruszam do metalowych drzwi, kiedy te ani drgną, zapłakana opieram czoło o zimny kruszec.
Upiorny śmiech uświadamia mnie, że szaleniec, który mnie porwał stoi tuż za mną.
Jednym mocnym ruchem odwraca mnie przodem do siebie, przyszpilając do drzwi, po czym staje tak blisko mnie, że nasze twarze dzieli tylko kilka milimetrów.
- Proszę... - szepczę.
- O co prosisz kochanie? - uśmiech nie schodzi mu z twarzy.
- Wypuść mnie...
- Nigdy... Zostaniesz ze mną, dopóki, cię nie złamię...
- Co? - nic z tego nie rozumiem.
- Zrozumiesz w swoim czasie... - po czym chwyta mnie za rękę i ciągnie w stronę małego korytarza, tam zaś podchodzimy do kolejnych drewnianych drzwi. Dziwak otwiera je, a moim oczom ukazuje się sypialnia niczym z filmu pornograficznego.
Całe pomieszczenie jest w odcieni krwistej czerwieni, ściany, sufit i podłoga. Wielkie łóżko z baldachimem jest w kolorze wenge, zaś satynowa pościel jest oczywiście czerwona. Obrazów przedstawiających nagie kobiety, które wiszą na ścianie, raczej nikt by nie przeoczył.
- Będziesz spała tu. Ze mną. - mówi, pchając mnie do środka.
- Chyba śnisz! - kiedy próbuję go wyminąć, ten mocno chwyta mnie za nadgarstek i ciągnie w stronę łóżka, gdzie przypina go kajdankami do jednej z kolumn. - Puść mnie!
- Już ci mówiłem, że cię nie puszczę. - jego przerażający uśmiech, który nie schodzi mu z twarzy, sprawia, że boję się go jeszcze bardziej.
- Nie chcę...
- Nie za bardzo obchodzi mnie, co chcesz... - mówi, podchodząc do szafki nocnej, po drugiej stronie łóżka i wyciąga z niej małą strzykawkę z długą igłą. Powoli zbliżając się do mnie, odbezpiecza ostry przedmiot.
- Nie, nie proszę... - zaczynam panikować, co prowadzi do nieudolnych prób wyrwania ręki z uścisku kajdanek.
- Nie proś. Nie proś kochanie, bo twoje prośby i tak latają mi koło chuja. - siada obok mnie na łóżku i niespodziewanie wbija mi igłę w szyję, wstrzykując przeźroczysty płyn w moją żyłę, na co, niemal natychmiast zaczyna kręcić mi się w głowie. Nim straciłam przytomność, pamiętam jak mężczyzna, odkuł mi rękę i przykrył kołdrą.

Miłość silniejsza niż strachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz