12. Pistolet. ✔

783 36 2
                                    

Całe ostanie dwa dni spędziliśmy w łóżku. Muszę przyznać, że jest wspaniałym kochankiem, do tego przystojny i niebezpieczny. Jest bardzo samolubny, ale jeśli chodzi o rewanż, potrafi być bardzo hojny. Nie jestem typem kobiety, która lubi być krępowana, nigdy nie miałam potrzeby by mężczyzna, dawał mi klapsy czy łapał za włosy podczas stosunku, ale muszę przyznać, że podobało mi się, pomimo że był brutalny to robił wszystko tak ostrożnie jak gdyby bał się, że zrobi mi krzywdę. Jest to nieprawdopodobne zważywszy na to, że zabija bez mrugnięcia okiem.
Jestem w jego towarzystwie już ponad tydzień, a się z nim przespałam. Rezultat jest taki, że albo zaczynam mieć skłonności dziwki, albo to jednak syndrom sztokholmski. Jednak raz się żyje więc wole żałować, że coś zrobiłam niż żałować, że nie zrobiłam.
Dziś o poranku Joker wstał jak poparzony i wyszedł, ja wolałam dłużej poleżeć, może przysnąć. Niestety bez niego u boku nie jest to takie łatwe, gdyż tylko przy nim czuję się bezpiecznie. Po kilkugodzinnej próbie zaśnięcia, wstaję, ubieram puchate kapcie na cienkiej szpilce, a na gołą skórę zarzucam króciutki, satynowy szlafrok. Następnie podchodzę do drzwi i bez krępacji wychodzę na zewnątrz, kierując się do salonu. Tam dostrzegam Frosta z kilkoma pomocnikami oraz siedzącym na sofie Jokerem. Gdy cała piątka mnie dostrzega, mam wrażenie, że nie mogą oderwać ode mnie wzroku, lecz kiedy zielonowłosy wstaje, ci niemal natychmiast wychodzą z pomieszczenia. Mój porywacz nie czekając ani chwili dłużej, podchodzi do mnie i przyszpila mnie do ściany.
- Nie możesz spać?
- Bez ciebie nie jest to takie łatwe... - kiedy próbuję go pocałować ten z uśmiechem na ustach unika mojej adoracji.
- Mam dla ciebie prezent. - po czym chwyta mój nadgarstek i prowadzi na sofę, na którą mnie popycha, po czym na krótką chwilę znika z mojego pola widzenia. Kiedy z powrotem się pojawia, w rękach trzyma piękne czerwono-czarne pudełko zawiązane zieloną kokardą, które kładzie na moich kolanach. Nie czekając rozwiązuję kokardę. W środku zaś znajduję dosyć duży różowy pistolet. Ujmuję lufę w dłonie i poczynam rekonesans przedmiotu. Nie ma w nim nic nadzwyczajnego prócz jego barwy i wielkiego grawera na boku przedstawiającego napis „Vivi".
- Ale po co mi to? - pytam zdezorientowana.
- Musisz mieć zabezpieczenie na wypadek, kiedy mnie akurat nie będzie w pobliżu.
- Dziękuję... - mówię już nie tak pewna siebie.
- Nie martw się, nauczę cię z niego korzystać. - tym razem to ja się uśmiecham. Odbezpieczam broń i celując na telewizor naciskam na spust.
- Wiem jak z tego korzystać, gorzej z celowaniem...
- To potrenujemy celowanie, mam już na oku żywą tarczę...
- Masz na myśli ptaki?
- Mam na myśli jednego chuja, który oszukał mnie na kasę...
- Nie chcę strzelać do ludzi.
- Raz już to zrobiłaś, za drugim będzie łatwiej.
- Ale Joker...
- Żadnego, ale... - niemal rzuca się na mnie wpajając w moje usta. Niemalże barbarzyńsko chwyta mnie za pośladki i pociąga w dół, w ten sposób po kilku sekundach leżę pod nim. Mimowolnie puszczam pistolet, kiedy zielonowłosy unieruchamia mi obie dłonie nad głową. - Nie będzie już tak źle... Skrzywdzić psychicznie, tylko sam cię mogę...
- Dlaczego? Dlaczego tak bardzo chcesz skrzywdzić mnie psychicznie?
- Ponieważ to sprawi, że będziesz taka jak ja. - nie spoglądając mi w oczy zjeżdża pocałunkami na moją szyję. - Szalona... Nieustraszona... Zabójcza...
- Nie starczę ci taka, jaka jestem? - pytam już bardziej markotnym głosem. Mężczyzna przerywa pieszczoty i z szerokim uśmiechem zagląda mi głęboko w oczy.
- Nic nie zaszkodzi, cię trochę ulepszyć.
Jebany.
Wymykam się ze szponów mężczyzny, po czym staję na równe nogi. Bez słowa ruszam w stronę sypialni, lecz nie jest mi danie przekroczyć progu pomieszczenia, gdyż zielonowłosy przyszpila mnie do ściany trzymając za obydwa nadgarstki.
- Puść mnie. - mówię przez zęby.
- Nie.
- Na co ci ja skoro i tak chcesz mnie zmienić? Przecież bez żadnego problemu znajdziesz sobie kobietę, która spełnia twoje oczekiwania.
- Ale ja nie chcę jakieś kobiety, ja chcę cię... A jeśli zaczynasz znowu mieć wątpliwości maszyna do elektrowstrząsów wciąż tu jest...
- Nie! Chodzi mi o to...
- Przestań tak dużo myśleć. Idź się ubierz, jedziemy załatwić kilka spraw... - puszcza mnie, po czym rusza w stronę salonu.
- Czyli jak mam się ubrać? - po raz kolejny zostaję olana.
Pierdol się Joker.
On najchętniej pierdoliłby cię.
- Co?
- Coś nie tak? - jego donośny głos rozchodzi się po korytarzu.
- Mówiłeś coś?
- Nie... - szybko naciskam klamkę i wchodzę do sypialni.
Im dłużej tu przebywam, tym gorzej ze mną. Może jednak te choroby psychiczne są zaraźliwe. Jeśli tak to już po mnie, bo Jokerowi chyba tylko jedna aberracja psychiczna nie dolega. Kurwa, na co ja się zgodziłam? Przespałam się z psychopatą, który chce mnie zmienić w podobnego sobie.
Ale kurwa co mi tam. Nie czuję poczucia winy, co jest ulgą, gdyż niegdyś to uczucie towarzyszyło mi z każdym krokiem. Co kol wiek bym nie zrobiła poczucie niższości pociągało mnie w dół. W tej chwili czuję się wolna, oczywiście w cudzysłowie. Jestem wolną uprowadzoną. Może powinnam przestać tyle myśleć.
Podchodzę do szafy i wyciągam z niej czarną, króciutką sukienkę, Dolce Gabbana. Nie mam ochoty się stroić, a ta sukienka jest tak minimalistyczna, że pasuje idealnie do mojego dzisiejszego humoru. Długie szerokie rękawy, brak dekoltu i czarny pasek wiązany wokół tali. Jest idealna. Do tej stylizacji dobieram czarne Louboutiny z czerwoną podeszwą i duże kolczyki koła z białego złota. Trzymając w rękach całą garderobę ruszam do toalety, gdzie nie śpiesznie ubieram się, następnie wykonuję delikatny makijaż oczu, lecz podkreślając usta krwisto czerwoną szminką. Po godzinie spędzonej w łazience, z nijakim wyrazem twarzy idę do salonu gdzie przy drzwiach czeka na mnie Joker.
- Jeszcze to... - mężczyzna podaje mi małą, srebrną, brokatową torebkę na cieniutkim łańcuszku.
Bez słowa ujmuję kopertówkę od mężczyzny i zaglądam do środka. Zawartość mnie nie dziwi, choć nie spodziewałam się, że tak szybko będę musiała używać prezentu od niego. Udając niewzruszoną zapinam torebkę i spoglądam na zielonego.
- Idziemy?

Miłość silniejsza niż strachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz