- Gdzie jedziemy? - pytam, wycierając usta.
- Zabawić się.
- Czyli? - głośno wzdycha.
- Jesteś bardzo upierdliwa...
- Dopiero teraz się dowiedziałeś?
- Wcześniej się domyśliłem...
- Więc?
- I tak ci nie powiem... - zakładam ręce na piersi i bez słowa spoglądam przez szybę. Nie mam pojęcia, gdzie się znajdujemy, a kiedy skręcamy, wjeżdżając prosto w las, niepokój po raz kolejny obezwładnia moje ciało. Jest bardzo ciemnio, więc nie jestem w stanie nic konkretnego zauważyć.
- O jakie pieniądze chodziło?
- Nie pytaj, bo i tak ci nie powiem...
- Ale czemu? Przecież jestem twoją... wspólniczką.
- Ty masz po prostu ładnie wyglądać u mojego boku, resztę zostaw mnie.
- Mam być harlekinem? - auto gwałtownie hamuje.
- Nigdy więcej nie wypowiadaj tego słowa w moim towarzystwie. - mówi, nie spoglądając na mnie.
- Dlaczego? Bo twoja była nazywała się Harley... - mężczyzna nie daje mi skończyć, gdyż z prędkością światła unosi się z siedzenia, po czym trzymając mnie za gardło, zajmuje miejsce na moich udach.
- Nigdy. Przenigdy. Nie wspominaj o niej. Będę musiał chyba ukrócić ci internet.
- Nie jestem dzieckiem... - uścisk na gardle staje się silniejszy.
- Jesteś moją lalką, nie zapominaj o tym.
- Nie mogę... - wskazuje na gardło, kiedy nie mogę już nabrać powietrza. Niestety zielonowłosy mnie nie puszcza, krótką chwilę spogląda mi w oczy, wybucha śmiechem i dopiero kiedy robi mi się biało przed oczami, mnie puszcza. Kiedy ja staram się opanować, oddech ten wciąż z szerokim uśmiechem siada za kółkiem, po czym z niewiarygodną prędkością rusza.
Teraz na pewno się do niego nie odezwę. Jestem jego lalką. Mam tylko ładnie wyglądać. Samiec pieprzony alfa. Ale z drugiej strony czego ja się spodziewałam? Przecież nie stanę się płatnym zabójcą. Nie mam na to nerwów, pomimo że te elektrowstrząsy sprawiły, że na jakiś czas przestałam się przejmować, to i tak były to krótkotrwałe skutki. Jakiś czas temu wróciły te koszmary. Dobrze, że nie budzę się z krzykiem, bo Joker poddał my mnie ponownie temu okrutnemu urządzeniu. Seks jest również dobrą terapią. Im więcej go uprawiam tym mniej mam koszmarów, które na ta bene codziennie są inne, przypominając mi o każdej osobie, którą pozbawiłam życia. Moja podświadomość bez przerwy przypomina mi, że jestem mordercą, ale rozsądek, który od kont tu jestem, na pewno nie jest zdrowy, mówi mi, że postępuje dobrze.
Wreszcie mogę coś dostrzec. Podjeżdżamy pod dziwny zakład z czerwonym napisem ACE chemicals.
- Po co tu przyjechaliśmy? - niezliczony raz zostaję olana. Tak jak zielonowłosy wysiadam i ruszam, podążając za nim, do środka tego obrzydliwego budynku. Po krótkim, spacerze, schodami w górę podchodzimy pod niewielką kładkę, z której można dostrzec dziewięć gotujących się kotłów z niezidentyfikowaną cieczą. Kiedy odwracam, się, by spytać, zielonookiego co tu robimy, ten przystawia mi pistolet do czoła.
- Wskakuj.
- Chyba cię pojebało...
- Wskakuj albo cię zastrzelę.
- Mówiłeś, że mnie nie...
- Musisz się nauczyć, że nie zawsze można ufać moim słowom.
- Będziesz musiał mnie zastrzelić, bo ja nie popełnię, samobójstwa wskakując tam... - o dziwo się nie boję, na co zielonemu schodzi uśmiech z ust. Zamiast strzelać, popycha mnie lekko w tył, bym się cofała, a kiedy stoję nad przepaścią, ten ostatni raz się uśmiecha i z niewiarygodną siłą popycha mnie do tyłu. Uczucie spadania jest okropne, nie mogę nabrać powietrza a ni złapać się czegoś.
Znajduję się w pustce bez granic, puki wreszcie nie wpadam w gorącą ciecz cięższa od wody. Kiedy staram się wypłynąć na powierzchnię, płyn ciągnie mnie w dół. Prócz okropnego uczucia duszności czuję jak to, coś, w czym jestem zanurzona, pali moją skórę. Im więcej wierzgam, tym bardziej jestem ciągnięta w dół. Z sekundy na sekundę brakuje mi coraz to bardziej powietrza, przez co przed oczami pojawiają mi się mroczki. Wreszcie zaczyna mi brakować siły do kiego kol wiek ruchu, więc pozwalam cieczy pochłonąć moje ciało.
Kiedy uświadamiam sobie, że umrę, czyjeś ręce oplatają mnie wokół tali i ciągną w górę, a kiedy znajduję się na powierzchni, nabieram łapczywie powietrza, co jest ukojeniem dla moich płuc. Problemem są moje oczy, nie mogę ich otworzyć. Dopiero kiedy moje mięśnie się budzą, mogę przetrzeć powieki, a następnie je uchylić. Przede mną stoi wciąż mocno trzymający mnie Joker. Jego uśmiech sprawia, że mam ochotę dać mu po ryju, ale zważywszy na to, że boli mnie każda kończyna, nie mogę.
- Znowu... Chciałeś mnie zabić... - mówię drżącym głosem.
- Nigdy... Nie zrobiłbym, niczego co by tobie zagrażało... - jego choroba zaczyna chyba przechodzić na mnie, bo kiedy zbliża usta do moich, resztką sił przyciągam go do siebie i składam namiętny pocałunek na jego ustach, od czasu do czasu przygryzając jego wagę.
- Au. - mówię, odsuwając się od niego. Spoglądam w dół, gdzie cała dolna połowa mojego ciała okropnie parzy. Okazuje się, że większa część mojej garderoby jest stopiona.
- Musimy z tond wypierdalać. - mężczyzna chwyta mnie za nadgarstek, po czym ciągnie mnie w stronę skraju kotła. Jednym szybkim ruchem wychodzi, po czym szybko mnie wyciąga. Niestety wciąż nie jestem w pełni sił i kiedy mnie puszcza, nie jestem w stanie się utrzymać i ponownie wpadam w jego ramiona, tracąc przytomność.
CZYTASZ
Miłość silniejsza niż strach
Fanfiction🔞 Kiedy życie się wali, wszystkie jego aspekty muszą współgrać. Można przyłapać ukochanego na zdradzie, następnie stracić dach nad głową, a na koniec stracić pracę. Jak wszystko to wszystko. Ale mimo to, najgorsze jeszcze przed nią. Co może być gor...