17. Zabawę czas zacząć.

538 26 4
                                    

- Jesteś moją najlepszą uczennicą... - mówi pomiędzy pocałunkami.
- A miałeś jakieś inne?
- Jedną nic nieznaczącą.
- Mam nadzieję, że nic nieznaczącą... A co z...? - pytam, odklejając się od niego.
- Będzie czekał na ciebie u nas w piwnicy za każdym razem, kiedy będziesz, miała, zły humor będziesz mogła...
- CIA ręce do góry! - spoglądam w stronę drzwi, które zostały wyważone.
- Odwróć się i uciekaj, ja to załatwię...
- Co? Nie!
- Rób, co mówię. Nie mogą cię zobaczyć!
- Ale...
- Floyd zabierz ją! - czuję uścisk na nadgarstku.
- Puść mnie!
- Viviana musisz iść z nim. Nie martw się o mnie, nic mi nie grozi.
- Ale Joker...
- Nie spoglądaj za siebie. - ruszam bez słowa za ciemnoskórym mężczyzną, który ciągnie mnie w stronę baru, a po moich policzkach spływa stróżka łez.
Co się przed chwilą stało? Dlaczego zielonowłosy kazał mi uciekać, a sam został? Przecież to nie ma sensu.
- Tutaj... - wskazuje na drzwi.
- Kim ty w ogóle jesteś? - pytam, wycierając łzy. Mężczyzna otwiera przede mną wrota i niemal wpadam w objęcia Jonnego. - On tam został! Musimy go ratować! - mój płacz zamienia się w histerię.
- Viviana. Vivi uspokój się. W razie takiej sytuacji w pierwszej kolejności muszę zadbać o twoje bezpieczeństwo. Joker tak zarządził, a teraz chodźmy.
We trójkę wsiadamy do czarnego vana, Jonny zajmuje miejsce za kierownicą a ja z nieznajomym z tyłu.
- Nazywam się Floyd Lawton, ale mów mi Deatshot. - spoglądam na niego spod byka i nie odpowiadam.
Całą drogę do domu nie mogłam opanować łez.
A jeśli mu się coś stanie?
Boję się, jak gdybym go kochała, a przecież tak nie jest.
Każde zabójstwo zabiera część duszy, a moja została już postrzępiona. Nie mogę pozwolić sobie na kolejny cios ze strony nieodwzajemnionej miłości.
Kiedy się zatrzymujemy, od razu ruszam w stronę domu, gdzie włączam telewizor i siadam na kanapę.
- Jonny co z nim? - pytam, kiedy po raz kolejny, od dwóch godzin mężczyzna odkłada słuchawkę.
- Złapali go. - tych słów się bałam.
- Musimy go odbić... - staram się nie okazywać strachu.
- Vivi nie możemy. Arkham Asylum jest najbardziej strzeżonym miejscem w całym Gotham...
- Nie obchodzi mnie to. On ma wrócić...
- Nawet jeżeli by się nam udało wejść do środka, mamy za mało ludzi, by go wydostać.
- To trzeba załatwić więcej. Ludzie pewnie mają długi u Jokera...
- Mają, ale...
- Załatw to Frost. - mówię przez zęby.
- Jasne. Ale wciąż pozostaje sprawa tego, jak tam wejść...
- Załatw mi fałszywe papiery...
- Co?
- Załatw mi fałszywy dowód i papiery. Wejdę tam pod przykrywką psychiatry.
- Absolutnie.
- To jedyne wyjście, jakie mamy.
- Nawet jeżeli, to nie jest takie proste zatrudnić się tam...
- Mam znajomości. Załatw, mi te papiery a ja zrobię resztę. - wstaję i ruszam w stronę drzwi, po czym kieruję się w stronę piwnicy gdzie widok, który zastaję, cieszy moje oczy. Zakrwawiony, wyczerpany i półprzytomny Lucas. Podchodzę do niego, ujmuję mały scyzoryk ze stolika, który podkładam, pod brodę mężczyzny, po czym podnoszę, ją do góry tak by ten spojrzał mi w oczy.
- Przyszłaś mnie... torturować?
- Przyszłam zaproponować ci układ.
- Nic... Dla ciebie... Nie zrobię...
- A dla swoich rodziców? - pytam spokojnym głosem, a na moich ustach pojawia się delikatny uśmiech. - Masz znajomości w Gotham... - odkładam ostrze na miejsce, po czym zaplatam ręce za plecami i poczynam przemieszczanie się po pomieszczeniu. - Pamiętam, jak opowiadałeś mi, że dzięki twoim wspaniałym rodzicom poznałeś prezydenta tego pięknego kraju. Potrzebuję polecenia...
- Jesteś żałosna.
- A ty głupi. Jeśli mi pomożesz, twoi rodzice będą, bezpieczni a ciebie uwolnię.
- A jeśli... Odmówię?
- Zabiję cię i wszystkich, których kochasz i znasz...
- To nie wybór...
- To jest wybór, bardzo prosty. Tak czy nie? - kiedy nie odpowiada, podchodzę do niego i chwytam go za gardło.
- Tak. - klaskam w dłonie.
- Wspaniale. Wrócę, tu jak będziesz mi potrzebny. - odwracam się i ruszam w stronę drzwi.
- Poczekaj... Potrzebuję... - przekręcam kluczyk w zamku i kieruję się na górę do salonu. Nalewam sobie Bourbonu do szklanki i delektuję się alkoholem, który, choć na chwilę daje ukojenie moim cierpieniom psychicznym.
Wydostanę, go z tam tond, choć by po trupach.
- Na pewno. - odwracam się, ale nikogo nie dostrzegam. - Razem go wydostaniemy...
- Papiery będą gotowe za godzinę.
- Wspaniale. - popijam kryształowy trunek.
- Przywiezie je Floyd.
- Kim jest ten cały Floyd?
- Dobry znajomy Jokera. Jeden z najlepszych płatnych zabójców, jakich znam, nigdy nie chybia.
- Przyda się...
- Vivi musimy trzymać się planu...
- Czyli?
- Kiara przywiezie ci nowe ubrania i perukę. Pod żadnym pozorem nie możesz przypominać siebie...
- Niech zgadnę, będę blondynką?
- Tak.
- Super...
- Plan jest taki, poczekamy, aż przyjmą cię do pracy. Wiadomo, że od razu nie trafisz do Jokera, więc będziesz musiała zbajerować szefa placówki...
- Proste.
- Kiedy to zrobisz, a ten się zgodzi, dasz nam znać, a my go sprzątniemy tak, aby nie przeszkadzał. Do samej placówki nie wejdziesz z bronią, gdyż przechodzisz tam przez bramkę, ale na nasze szczęście jest tam tylko jedna. W nocy, kiedy zaczniemy działać, przerzucimy ci broń przez mury, będą w ogrodzie. Dostaniesz ubrania, które pomogą ci oszukać kamery. Wkradniesz się do sterowni, zabijesz ochroniarza i wyłączysz wszystkie zabezpieczenia. Potem wchodzimy my i zabieramy go z tam tond.
- Proste.
- Może, ale to dwutygodniowy plan.
- Co?
- W Arkaham, jeśli zostaniesz, zatrudniona musisz tam zamieszkać w skrzydle dla lekarzy... Musimy działać z rozwagą...
- Dobra... Dobra... A co jeśli ktoś mnie zdemaskuje?
- Nikt cię nie zna... Nikt w świecie zewnętrznym nie wie, że Joker ma nową pupilkę.
- Dobrze... Zabawę czas zacząć...

Miłość silniejsza niż strachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz