Grace
Żadna kobieta by na to nie pozwoliła. I bardzo dobrze. Ale to nigdy nie zaczyna się w zły sposób. Nie jest tak, że na pierwszej randce zostajesz skopana, i myślisz sobie o, super. Nie jest tak, że bije Cię po tygodniu związku, a tobie to nie przeszkadza. To trwa latami. Nie zaczyna się nawet od dotknięcia. Zaczyna się w psychice. Od jego słów. Od tego że jesteś nic nie warta. Że to twoja wina. Że nie dałaś mu wyboru. A ty mu ufasz. Wierzysz że ma rację, że jesteś nic nie warta, że jesteś winna, że nie dałaś mu wyboru. I właśnie tak się zaczyna.
Sebastian dawno wyszedł. Do pracy zawsze wychodził z samego rana, a wracał późnym południem. Tęskniłam za nim. Bardzo. Myślałam o nim przy każdej wolnej sekundzie. Jednak częściej zagłębiałam się we wspomnieniach, rzadziej w teraźniejszości, ponieważ ta nie była tak miła. Seb zwykł czesać moje włosy i wtulać się w mój brzuch, kiedy zasypiałam. Uwielbiał żartować z samego siebie i śmiać się do bólu brzucha. Był kimś, kto nie potrafił milczeć. Nie potrafił na mnie krzyczeć. Nie potrafił mnie unieszczęśliwić. Kochał mocno. A to jedno z nim zostało. Nadal kochał mocno, a może nawet i mocniej. Kochał tak, że jego miłość czasami bolała.
Zawsze starałam się udawać, że nie widzę tego co się dzieję. Czasami tak jest lepiej. Ciosy przyjmować na swoją klatę. Byle tylko go nie zdenerwować, byle sprawy nie potoczyły się gorzej. Jeśli mam być szczera, jestem tchórzem. Nie jestem kimś kto chciałby wojować, jestem kimś kto chciałby jedynie spokoju. Po prostu daję mu odpowiedzi, jakich ode mnie oczekuje. Najgorsze, że przywykłam do takiego życia. Nauczyłam się być żoną swojego męża. Robić to co chciał, jak chciał i kiedy chciał. Nauczyłam się akceptować to, że wina zawsze jest moja. On po prostu zasługiwał na lepszą żonę. A ja powinnam starać się bardziej.
Znałam Sebastiana całe swoje życie. Jako dwa lata starszy chłopak z sąsiedztwa dbał o mnie jak o młodszą siostrę, wprowadził mnie do towarzystwa. Od zawsze mieliśmy wspólnych przyjaciół, jego przyjaciół. Był bogatym, ładnym chłopcem, mieszkającym w wielkim pałacu. Nie mogłam porównywać siebie do niego. Ja mieszkałam z mamą, zwykle podpitą, albo na haju, w rozpadającym się domku. Z nim każdy dzieciak chciał się przyjaźnić, ze mną nikt nie chciał.
W wieku dziewiętnastu lat, gdy byłam siedemnastolatką odważył się wyznać mi miłość. Myślę, że ja kochałam go całe swoje życie, długo przed nim samym. Był spełnieniem moich marzeń. Nie wierzyłam w to, że wybrał coś takiego jak ja. Ale wybrał.
Siedemnaście lat pięknej przyjaźni. Sześć wspaniałych lat związku, i dwa lata toksycznego małżeństwa. Moja mama zwykła mówić, że po ślubie sprawy lubią się spierdolić. Cóż, myślę, że teraz to zrozumiałam. Wszystkie nasze działania przywiozły nas do tego punktu. Do jego krzyków, mojego płaczu, jego siły i mojej słabości. Ale ja, kocham go nawet mocniej. Im więcej niszczy, tym większą miłością chcę go darzyć.
Spojrzałam na swoje uda, były pełne sinych śladów, po jego palcach. Udawałam, że ich nie widzę. Czasem zdaje mi się, że im bardziej staram się nie dostrzegać moich zniszczeń, tym więcej ich dochodzi.
W naszej sypialni wisi pęknięte lustro. Parę dni temu Sebastian pchnął mnie na nie, i dlatego pękło. Widziałam w nim swoje odbicie, moją twarz, swoje krótkie brązowe włosy, mój okrągły srebrny kolczyk w lewym płatku nosa. Moje niebieskie oczy i żółtawy siniak na lewym policzku. Na brzuchu miałam ślady jego silnych uderzeń. Moje ramiona wyglądały już lepiej. Uśmiech pojawił się na moich ustach. Sińców było znacznie mniej, a świeże były tylko na udach. Powoli wracałam do formy, a to bardzo dobry znak. Wieczorem przyjadą do nas Rose i Tyler, czyli najlepszy przyjaciel Sebastiana, ze swoją żoną. Jeśli mam być szczera, nie lubię Tyler'a. Był chamski, lubił traktować ludzi jak popychadła. Nie mam pojęcia dlaczego Rose, miła i ciepła dziewczyna żyje z kimś takim jak on już sześć lat. Pobrali się bardzo szybko, Tyler i Rose są w wieku Sebastiana, więc mieli po dwadzieścia jeden lat w dniu ślubu. Ale co będę mówić, ja miałam dwadzieścia trzy.
— Kapitanie — podrapałam mojego szarego kotka, za uchem. Zawsze wskakuje na łóżko, gdy zgłodnieje. Odpowiedziało mi miauczenie. — No już, już, Kapitanie — wyskoczyłam z łóżka, aby nakarmić mojego rozpieszczonego kocura. Złapałam go w ramiona i poszłam do kuchni, aby napełnić jego miseczkę ulubioną karmą. Zachwycony kot zeskoczył z moich ramion i zajął się posiłkiem.
Dzięki Kapitanowi przestałam czuć się tak samotna. Sebastian zostawia mnie na większą część dnia samą. Mój kot jest dla mnie jedynym towarzystwem. Zwłaszcza, że Seb nie lubi, kiedy sama wychodzę z domu. W prawdzie on nie lubi, kiedy w ogóle wychodzę. Najchętniej chciałby mieć mnie jedynie w domu. Żeby nikt na mnie nie patrzył, nikt o mnie nie mówił, nikt mnie nie dotykał.
Nie miałam ochoty na nic do jedzenia. Usiadłam pod szafą i zaczęłam przeglądać swoje sukienki. Każda z nich była droga jak cholera, i wybrana przez Sebastiana. Nasz dom był w stu procentach opłacony przez mojego męża. Studiowałam psychologię, ale Sebastian nie chciał, abym pracowała. Więc nie pracowałam. I wariowałam sama, w domu. Wielki, bogaty dom, nie przywykłam do takiego życia. A mieć to wszystko tylko dla siebie? To nie była moja bajka. Mimo tego jak usilnie starał się mnie uszczęśliwić pieniędzmi, nie mógł sprawić, że rzeczy materialne zaczną mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie.
Wiem, że Sebastian był tak wychowany. Był nauczony, że pieniądz naprawia problem. Wiem, że jego rodzice nie byli spełnieniem marzeń. Wiem, że się nim nie interesowali, ale przynajmniej się starali. Wciskając mu te tony zabawek, przepraszali za brak obecności w jego życiu. Moja matka nie przepraszała.
Na naszym weselu to jego rodzice pokazali klasę, moja matka wypiła tyle alkoholu ile mogła i zdewastowała łóżko hotelowe. Jego rodzice zawsze mnie akceptowali i szanowali. Moja matka nazwała mnie małą szmatą, a go skurwysynem, gdy powstrzymał jej rękę przed skrzywdzeniem mnie. Było mi tak wstyd. Ale Sebastian nie pozwolił, abym się tym przejmowała. I prędko o tym zapomniałam.
Wybrałam dla siebie czerwoną sukienkę, na ramiączkach, z odkrytymi plecami. Siniaki na ramionach ukryję makijażem. Usta pomaluję czerwoną szminką, a włosy zostawię luźno opadające. Zaczęłam robić makijaż. Mój siniak na policzku łatwo ukryłam pod warstwą cienkiego podkładu.
— Słońce, jestem! — usłyszałam Sebastian'a. Miał wesoły ton. Zamknął za sobą drzwi, z lekkim trzaskiem. Bałam się przyznać, ale poczułam nieprzyjemny ucisk w brzuchu. Od pewnego czasu jakikolwiek hałas przyprawiał mnie o dreszcze. Wglądał idealnie, w białej koszuli i czarnym garniturze. W firmie musiał wyglądać odpowiednio. — Jeszcze nie wybrałaś sukienki? — ukucnął przy mnie i pocałował mnie w czubek głowy. Jego lekki zarost łaskotał mój policzek. Trącił mnie nosem. Uśmiechnęłam się lekko. Nie byłam zbyt rozmowna. Ale on zdawał się tego nie zauważać. Podsunęłam mu wybraną sukienkę. Niemal od razu go odrzuciło — To? Chcesz wyglądać jak szmata? — jego głos był tak ostry, że mógł przeciąć powietrze. Drgnęłam niespokojnie. Zrobiło się cicho. Słyszałam tylko głośne bicie mojego serca i jego szybki oddech. To był jeden z tych momentów, kiedy nie potrafiłam złapać powietrza. Kiedy zapominałam, jak się oddycha. Im dłużej milczałam, tym bardziej się denerwował. Niemal czułam jak napina wszystkie swoje mięśnie. A jego szczęka zacieśnia się z każdą sekundą ciszy, coraz bardziej.
— W-wybiorę inną — to jedno, z siebie wykrztusiłam. Kątem oka, czułam jak mi się przygląda, nieprzerwanie jego niebieskie oczy śledziły moją twarz. Jak tylko mogłam unikałam jego oczu. Nie chciałam na niego patrzeć. Widzieć obrzydzenia, pogardy. Ta sukienka faktycznie była trochę wyzywająca, miał prawo się zdenerwować. Złapał moją twarz w swoją dużą rękę. Była zimna jak lód, na moim ciepłym policzku. Jestem pewna, że zostanie po niej ślad. Ściskał moją szczękę. Czułam, jakby wykorzystywał do tego całą swoją siłę. A jego oczy, które teraz dostrzegłam, były pełne złości. Tak obcej mi niegdyś, przemocy. — O-oni zaraz będą..
— Chciałaś dom z ogrodem? Kurwa, dostałaś. Chciałaś wesele w Paryżu? Dostałaś! Chciałaś, żebym był spokojniejszy?! Nie byłem!?— wydarł się. Tak nagle. Ja nie wiedziałam o co chodziło. Zaczął mówić o czymś zupełnie innym. Co miał na myśli? Nigdy nie prosiłam go o dom, o ogród, nigdy nie mówiłam o Paryżu. Przeniósł swoją rękę z mojej szczęki, na moje ramiona i docisnął mnie, nadal siedzącą, do ściany. Nie mogłam nic poradzić na to, że bałam się, choćby odezwać. Wstał, i podciągnął moje ciało jedną ręką, a następnie postawił mnie na równe nogi. W oczach zebrały mi się łzy. — Czy kurwa nie byłem?!
— Byłeś!— krzyknęłam, nie mogąc dłużej tego słuchać. Był tak zły. Zaczęłam krztusić się powietrzem. Nogi uginały się pode mną, a moja warga niekontrolowanie drżała. Nie mogłam powstrzymać strachu. — P-proszę, nie krzycz — zaczęłam go błagać. Popchnął mnie po raz kolejny na ścianę, ale tym razem pozwolił mi upaść. Spojrzał na mnie bez grama współczucia, odsunął się ode mnie tak daleko jak mógł. Jakbym go obrzydzała. Przetarłam załzawione policzki.
— Doprowadź się do ładu — rozkazał i zostawił mnie samą. Nadal się trzęsłam. Wyciągnęłam z szafy, drżącymi dłońmi beżową sukienkę z golfem, z długim rękawem. Nie chciałam ryzykować jego złości. Musiałam być zakryta i nieumalowana. A więc jedyny makijaż jaki użyłam, był po to, aby ukryć siniaki. Działałam w pośpiechu. Usłyszałam dzwonek. Spojrzałam na potłuczone lustro, zanim wyszłam z sypialni. Cholera, sukienka nie zakrywała sińców na udach. Przetarłam jeszcze swoje zaczerwienione oczy. Może nie zauważą. Gdy Sebastian ujął moje plecy swoją ręką, starałam się unormować oddech. Wepchnęłam na usta wielki uśmiech i staraliśmy się udawać najszczęśliwsze małżeństwo świata. Seb wyglądał idealnie, jakby wcale nie tłukł moim ciałem o ścianę, niecałe dziesięć minut temu. Jak to możliwe? Jestem pewna, że po mnie było widać przerażenie i niechęć. Sebastian przytulił mnie mocniej.
— O mój Boże, Gracie, co Ci się stało w nogi? — Rose wybuchnęła niemal od razu, gdy otworzyliśmy drzwi. Jej brązowe oczy były pełne troski. Tyler wyszedł zza jej pleców i również zmartwił się moim stanem.
— Spadła ze schodów — Sebastian odpowiedział niemal natychmiast. Przez sekundę, tylko jedną sekundę, odczytałam jego nerwy. Wiedziałam, że wieczór szybko się dla mnie nie skończy. Przez tą krótką chwilę był przestraszony, ale zaraz ukrył to głośnym śmiechem. Najbardziej naturalny udawany śmiech, jaki słyszałam w życiu. Sebastian mocniej zacieśnił swój uścisk na mojej talii. Cichutko pisnęłam. Stłumiłam to śmiechem. Grace się ode mnie odsunęła, już dużo spokojniejsza.
— To bardzo zabawna sytuacja. Kapitan dobrał się do moich kapci, i chciałam go złapać. Ale niefortunnie, zaryłam udami o poręcz, stąd te siniaki. Niestety, Kapitan zwyciężył i zdobył nowe puchowe trofeum — kłamałam jak z nut. Tyler roześmiał się podle. A Rose przytuliła mnie i nazwała biedactwem. Sebastian uśmiechnął się troskliwie dotykając moich poranionych ud. Kto by pomyślał, że sam był sprawcą.
— Mała Gracie, nigdy nie patrzy pod nogi, co nie Słońce?! — Rose usiadła przy stole wrzucając niedbale swój czarny płaszcz do szafy. Ściągnęła kurtkę Tylera i powiesiła ją na wieszaku. Byli naszymi częstymi gośćmi. Czuli się jak u siebie.
— Zamówmy pizzę! — zachęcił Tyler. Gdy się dogadali, wybrali hawajską.
— Dla mnie duża, dla Tyler'a też, dla ciebie, Rose? — Sebastian zapytał wybierając numer na pizzerię. Rose zrobiła taką minę, że było jasne, że ma ochotę na dużą pizzę. Zaśmiałam się z jej miny.
— A Gracie? Nie zapytałeś jej jaką chce — przypomniała blondynka.
— Grace zje to co dla niej wybiorę — odpowiedział, jak gdyby była to najbardziej oczywista rzecz. Tak, Sebastian lubił kontrolę. — Chciałbym zamówić pizzę hawajską dużą razy trzy i jedną małą.
CZYTASZ
disobey/s.stan
Mystery / ThrillerŻadna kobieta by na to nie pozwoliła. I bardzo dobrze. Ale to nigdy nie zaczyna się w zły sposób. Nie jest tak, że na pierwszej randce zostajesz skopana, i myślisz sobie o, super. Nie jest tak, że bije Cię po tygodniu związku, a tobie to nie przeszk...