-very scatty-

760 37 1
                                    

Sebastian
Zastanawiałem się niedawno, ile jest w stanie znieść pięcioletnie dziecko. Jakie widoki nie wywrą na nim wrażenia, a jakie widoki zostaną w jego głowie na zawsze.
Właściwie to nawet nie bolało mnie. To bolało moją matkę. Więc bolało jak jasna cholera. Ale co mogłem zrobić? Jedynie chować się i zakrywać uszy. Płakać po cichu. Pięciolatek nie miał zbyt wiele opcji.
Byłem wdzięczny, że Grace o nic nie pytała. Nie chciałem jej tego mówić. Nie chciałem, żeby dowiedziała się, że w moja rodzina też jest popierdolona. Tylko ja nigdy nie zostałem skrzywdzony. To zawsze była moja mama. On ją dotykał, wbrew jej woli. Ja nigdy nie odważyłbym się dotknąć Grace w taki sposób, gdyby mi odmówiła. Nigdy nie zrobiłbym jej tego. Gwałt, jest najgorszym co może przydarzyć się kobiecie. Bo wtedy odbiera jej godność. A jaki sens ma kochanie się, gdy druga osoba tego nie pragnie?
Zawsze będę to ukrywał i nigdy nie powiem słowa. Bo pewne rzeczy lepiej trzymać w sekrecie. Tak głęboko i tak daleko, żeby nikt nigdy ich nie odkrył.
Grace zasnęła zaraz, gdy wróciliśmy do domu. Na jej policzkach nadal świeciły świeże siniaki. Wyglądała źle. A twórcą tego wszystkiego byłem ja. I wcale nie byłem z siebie dumny. Wcale nie czułem satysfakcji na widok jej blizn, czy sińców. Wtedy czułem jedynie wstręt, taki sam jak wtedy - gdy moja mama krzyczała ze swojej sypialni. Jak błagała, żeby ją zostawił. Jak prosiła, żeby to się skończyło. Żeby dał spokój.
Grace też mnie błagała, też prosiła, też krzyczała.
- Ile jeszcze? - zapytałem sam siebie. Ile jeszcze będziesz musiała cierpieć? Jak wiele będziesz musiała wytrzymać?

Isaac
Przy porannej kawie, w towarzystwie Mark'a nie potrafiłem uciec myślami. Cały czas wracałem do tego samego - do niej, do jej strachu, do jej męża. Do tego co mogło dziać się w jej domu. Nie wiedziałem kim była. Rodzice zawsze opowiadali mi tylko o Sebastianie, nigdy nie słyszałem, że miał żonę.
I wiem, że czasami zdarzało mi się wyolbrzymiać rzeczywistość. Ale tam coś się działo. Na pewno. Nie mówię, że zaraz przemoc domowa, bo w to nie chce mi się wierzyć. Ale na traktowanie z godnością, każdy zasługuje. Muszę zrobić z tym porządek. Ktoś już dawno powinien zareagować. Coś z tym zrobić. Mąż nie ma prawa krzyczeć na własną żonę. Traktował ją jak jakiegoś głupiego psa. Nazywał ją swoją. A należała tylko do siebie samej. Do nikogo innego. Ona się go bała. Była nieszczęśliwa, to pewne.
- Jeżeli wiem.. to znaczy czuję, że dzieje się u kogoś coś złego, ale nie znam tej osoby.. co powinienem zrobić? - Mark był prawdopodobnie najmądrzejszą z osób, jakie znałem. Był moim lokajem. A na plecach nosił ciężki bagaż doświadczeń. Przeżył dużo więcej niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Był dla mnie jak najlepszy nauczyciel. Zawsze wiedział jak mi doradzić i co powiedzieć, i w którym momencie.
- Powiedziałbym, żebyś się nie wtrącał, ale znam Cię za dobrze, dzieciaku - to prawda. Ja zawsze musiałem wchodzić we wszelkie problemy obcych mi ludzi. Chyba wmusiłem w siebie rolę wielkiego bohatera. - Powiedz, co takiego widziałeś. Być może źle oceniasz sytuację, i nie było żadnego problemu. Ludzie są różni.
Wiedziałem, że ludzie są różni, ale taka sytuacja nigdy nie powinna mieć miejsca. To być coś zupełnie innego, od małżeńskiej sprzeczki.
- Ktoś kto miałby coś do ukrycia, nie robiłby sceny - zaczął, gdy wszystko mu opowiedziałem- Tacy ludzie udają idealnych, i potrafią świetnie ukrywać problemy. Mógł być po prostu zdenerwowany.
Jak zwykle, nie mogłem nie zgodzić się z Mark'iem. Ktoś kto nic nie ukrywa, jest w stanie pokazać się od najgorszej strony, bo po prostu nie ma to dla niego większej różnicy.
- Ale ona się bała. Naprawdę.
Tego jedynego byłem pewien. Jej wielkie oczy. Wpatrzona jedynie w dół. Potulnie wróciła z nim na miejsce. Oglądając się jedynie na wszystkich ludzi, którzy pokazywali na nich palcami i wymieniali między sobą uwagi.
Krótko ją trzyma. Niektóre kobiety trzeba sobie wychować. Wydają się szczęśliwą parą. Nie widzę w tym nic dziwnego. To normalne, że się zdenerwował.
- Jesteś dobrym chłopcem, Isaac'u. A twoje serce jest na odpowiednim miejscu - stuknął mnie palcem w pierś. Komplement z jego ust miał dla mnie największą wartość. Był człowiekiem uczciwym, i miał mój największy szacunek. Pracował dla mojej rodziny, przez wszystkie te lata, aby opłacić operacje swojej żony. Chorowała na raka, żyła tylko i wyłącznie dzięki jego pracowitości. Temu, że nie poddawał się i płacił za wszystkie lekarstwa. Mimo, że czasami nie dawali jej żadnych szans.
Wstałem, dopijając kawę. Rodziców nie było, mogłem spokojnie poszperać w komputerze mojego ojca. Powinien mieć wszystkie informacje o ludziach, którzy dla niego pracowali. Musiałem się tam wkraść, bo mama, gdyby wiedziała co próbuję zrobić, wybiłaby mi to z głowy. A tego nie chciałem.
Wpisałem hasło, Dorris, czyli imię naszej nieżyjącej już suczki. Folder był pełen nazwisk kontrahentów i pracowników. Wiem, że cała rodzina Stan pracowała z i dla mojego ojca. Imię Sebastian szybko wpadło mi w oko. Zamieszkały w Hudson Street 3. Oczywiście bogata dzielnica. Doskonale wiem, gdzie to jest. Jedynie pięć minut drogi stąd.
Byłem gotowy stawić mu czoła.

Grace
Woda spływała po całym moim ciele. Ja opierałam się o drzwi kabiny. Sebastian wyszedł. Mogłam na nowo oddychać, nie zatrutym powietrzem. Siedziałam, z nogami podkulonymi, kiedy prysznic oblewał moje nagie ciało. Nawet nie zwróciłam uwagi, że moje łzy gubią się z kroplami gorącej wody. Patrzyłam na brzuch, pełen żółtawych sińców. Patrzyłam na zadrapane ramiona. Nie wiem, czy nadal byłam sobą, czy może byłam już kimś zupełnie innym. Nie wiem czy to mnie nadal bolało, czy może przestałam już to odczuwać. Może przestałam czuć cokolwiek.
Krzyczałam. Sama do siebie. Z bezsilności. Z bólu. Z żalu. Byłam żałosna. I wiem, teraz jest dobrze. Mam go, kochającego, nie krzywdzącego. Ale potem - będę znów go miała. Okrutnego, raniącego. Żyjesz odczuwając wciąż to samo. Radość, ból. Radość, ból. I tak cały czas, na zmianę.
Ścierałam histerycznie swoje rany gąbką. Piekło. Ale nic nie schodziło. Tarłam coraz mocniej i mocniej, ale nic, nic się nie zmieniało. Płakałam, gdy ból się zwiększał, a ja wciąż wyglądałam tak samo. Byłam brudna, byłam niczym. A wszystkie wspomnienia - z mojej winy.
Ubrałam krótką koszulkę i dresy. Na twarz narzuciłam makijaż, żeby przynajmniej jemu oszczędzić tego widoku. Nie chciałam, żeby to widział. Nie chciałam mu przypominać.
Dzwonek do drzwi zadzwonił. Pewnie Sebastian zapomniał dokumentów z pracy, często mu się zdarzało. Czasem wychodził w złości, więc bywał nierozgarnięty.
Ale w drzwiach nie stał Sebastian. Stał obcy chłopak. Ten, którego widziałam na bankiecie. Wyciągnął głowę, zaglądając przez moje ramię. Pewnie szukał Sebastian'a.
- Jest Twój mąż? - zapytał. Czytaliśmy z siebie nawzajem. Był wesołym człowiekiem - mogłam to zobaczyć w jego ciemnych oczach. On też ze mnie czytał, i nie podobało mi się to jak na mnie patrzył.
Zaprzeczyłam głową. I chciałam zamknąć za nim drzwi, ale zatrzymała mnie jego ręka. Odchylił je bardziej i znów wbił we mnie swoje niemal granatowe oczy. Nie spuściłam rąk z klamki. Nadal próbowałam je za nim zamknąć. - Musisz być bardzo roztrzepana.
Nie wiedziałam co miał na myśli, ale przestałam siłować się z nim o drzwi. Wszedł do środka. To nie był najlepszy pomysł, ale nie chciałam go wyganiać, więc pozwoliłam mu się rozgościć. Gdyby Sebastian się dowiedział, na pewno by mnie zamordował. Nie powinnam tu sprowadzać obcych mężczyzn. Nie powinnam gadać z jakimkolwiek obcym chłopakiem.
- To znaczy? - zapytałam, a on wskazał ręką na moje nagie ręce. Spojrzałam w tym kierunku. Na moich przedramionach i ramionach było parę sinych odcisków palców Sebastian'a. - A to, tak, przydarza mi się wiele wypadków. - Po co przyszedłeś?
- Jestem Isaac Riley - wyciągnął w moją stronę dłoń. Złapałam ją niepewnie, patrzył na moje sińce na dłoni. Był wystraszony, byłam tego pewna.
Chciałam, żeby jak najszybciej wyszedł. Nie powinien tu wchodzić bez pozwolenia, i mówić o moich sinych śladach. To nie była jego sprawa.
- Jestem Grace Stan.
- Miło mi Cię poznać, Grace. Twojego męża nie ma, więc umówię się z nim na inny termin. W każdym razie, może nie mów, że przyszedłem.
- W porządku - zbił mnie z tropu. Czego w takim razie chciał, jeżeli nie życzył sobie, aby Seb wiedział, że przyszedł - Ale czego chcesz?
- Poznać Cię, Gre. Wpadnę jutro. O której Ci pasuje? - zapytał. Jego oczy migotały ślicznym blaskiem. Swoją rękę położył na moim ramieniu. Coś mi mówiło, że można mu zaufać. Jego twarz nie wyrażała, żadnego kłamstwa. Był czystą prawdą. Czułam, że nie mógł mnie skrzywdzić, że nie chciał nic złego.
- Nie przychodź i zostaw mnie w spokoju - już otwierał usta, aby coś powiedzieć, ale wypchnęłam go z swojego domu i zamknęłam za nim drzwi. Mimo tego jak bardzo było to dla mnie bolesne, wyrzuciłam go z domu. Nie chciałam, żeby tu przychodził. Nie potrzebowałam przyjaciela. Nie chciałam żadnego towarzystwa.
Ale ja nie chciałam? Czy Sebastian?

Isaac
A więc wszystko okazało się jasne, ale wcale mnie to nie pocieszyło. Wręcz przeciwnie. Nie chciałem zobaczyć tego co zobaczyłem. Nie chciałem, żeby okazało się, że ta mała, drobna dziewczyna musi zmagać się z siłą dużego, postawnego faceta.
Nie byłem najlepiej wychowanym, najkulturalniejszym człowiekiem, owszem. Ale wiedziałem, że kobiet się nie bije. Wiedziałem, że to jedno jest karygodne i nie do wytłumaczenia.
Ale musiałem czekać, aż sama mi to powie. Aż sama przyzna, dlaczego jej porcelanowe, filigranowe ciało oblewają sine ślady. Ślady jej bólu.
Chciałem wymiotować, na ten widok. Wstrętne odciski jego palców na jej drobniutkich ramionach. Zadrapania, po jego uderzeniach. Co takiego musiała zrobić ta kobieta, aby wyprowadzić go z równowagi? Musiał być naprawdę mało pewny siebie, aby zbić mniejszą i słabszą od niego.
Nic tego nie usprawiedliwia. Nawet jej "roztrzepanie."

disobey/s.stanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz