-I would never hurt you-

1.1K 46 23
                                    

Nigdy nie byłam duszą towarzystwa, więc nikogo szczególnie nie dziwiło moje milczenie. Mogłam spokojnie siedzieć nad swoim talerzem. Nikt nie zwracał uwagi. Bo Grace nie lubi mówić. Grace jest cicha, spokojna, nieśmiała. Wszyscy wiedzieli jaka jestem. Wszyscy poza mną.
- A Grace nie złości, że tak późno wracasz? Moja Rose wiecznie na mnie krzyczy. Powinieneś wcześniej mnie wypuszczać - nie przysłuchiwałam się szczególnie, ich rozmową. Grzebanie w jedzeniu wydawało mi się znacznie ciekawszym zajęciem.
- Grace jest dla mnie bardzo cierpliwa - uśmiechnął się nieznacznie, mrugając do mnie okiem. Nie wiedziałam czy jego nastrój uległ poprawie, czy po prostu starał się udawać miłosiernego męża. W każdym razie odpowiedziałam mu uśmiechem. Nie przeszkadzało mi, że wypowiadał się za mnie. Zawsze to robił, w dzieciństwie. I tak już zostało. Myślę, że tak jest łatwiej, sama nie mam zbyt wiele do powiedzenia. Sebastian za to ma, i wie dużo więcej.
Upiłam łyk czerwonego wina. Starałam się odprężyć. Potem wypiłam całą zawartość kieliszka. Byłam tak spięta, chciałam jakoś odreagować. Musiałam się nieźle namęczyć, żeby złapać butelkę z winem. Odkorkowałam szkło i już miałam sobie dolać, ale powstrzymała mnie ręka Sebastiana. Zacisnęła się nieznacznie na moim nadgarstku. Jego dotyk był szorstki, nieznajomy. Spojrzał na mnie karcąco. Czułam to napięcie, które rosło między nami i czułam jak spada, gdy się ode mnie oddalał.
- Tobie już wystarczy - rzucił tylko i zakorkował wino z powrotem. Zaciskał swoje długie palce na butelce. Robiły się czerwone od mocnego uścisku, a wróciły do swojego naturalnego koloru, gdy odłożył szkło, z głośnym hukiem. Jakby tym małym ruchem, starał się uspokoić samego siebie. Udało mu się, po huku, był znów sobą.
To było u nas tak normalne, że Rose i Tyler nie zwrócili większej uwagi. Mąż nie chciał, żeby żona się upiła. Zwyczajna sytuacja. Jakby inaczej na to spojrzeć, to było to nawet miłe - znaczyło, że się o mnie martwił. Że nie chciał, żeby bolała mnie głowa. Był troskliwy. Chciał dla mnie jak najlepiej. A ja dokładałam mu więcej problemów. Nie miałam pojęcia dlaczego ze mną był. Dlaczego tracił czas na takie utrapienie.
Jakiekolwiek miał motywy, czułam się jak skarcone dziecko. Jakbym zrobiła coś czego nie powinnam.
Jego studniówka nie była marzeniem, na pewno inaczej to sobie wyobrażał. Mówił, że będę wyglądała jak księżniczka i że przetańczymy całą noc. Że zostaniemy królem i królową balu. Myślę, że z pewnością wszyscy głosowaliby właśnie na niego. Zostałby królem, a ja mogłabym spokojnie siedzieć w kącie i go podziwiać. Bo ja nie chciałam być królową, i nikt inny też tego dla mnie nie chciał. Mi wystarczyłoby królewskie miejsce w jego ramionach. Bo tam czułam się najlepiej. W każdym razie królową byłaby Addison Parker. Jego była dziewczyna - najpiękniejsza i najpopularniejsza w szkole. Zawsze chętnie naśmiewała się z moich znoszonych, starych tenisówek. Cóż na lepsze nie miałam pieniędzy.

Podczas, gdy wszyscy tańczyli na parkiecie, pijani i spoceni. Cieszyli się, prawdopodobnie największą nocą w ich życiu. My przeżyliśmy bagno. Cóż, Sebastian musiał posprzątać to co mu zostawiłam.
Trzęsłam się, pod ścianą w moim pokoju. Mama tłukła wszystkie zdjęcia, przedstawiające mnie i Sebastiana. Miałam ich całe mnóstwo. Patrzyłam na jedno z nich. Wyglądał pięknie, kiedy go pocałowałam. Kazał mi to zrobić, to był nasz pierwszy pocałunek. Najpiękniejszy, choć śmiał się, że jeszcze nigdy tego nie robiłam.
- Myślisz, że tak skończysz? - złapała jedno z zdjęć, ranią swoją dłoń przez potłuczoną ramkę. Jej oddech cuchnął alkoholem. Wypiła przynajmniej o połowę za dużo. - Z nim? Tacy chłopcy szybko się nudzą. Prędzej czy później wymieni Cię na coś ciekawszego - śmiała się, gdy po mojej twarzy spływały łzy. Jej śmiech odbijał się echem w mojej głowie. A tam wszystko słyszałam jakby głośniej, dosadniej. Zawsze uderzała, tam gdzie bolało najbardziej. Skuliłam się bardziej, w sobie. Byłam ubrana w dresy i koszulkę RHCP. Dochodziła dwudziesta, Sebastian zaraz po mnie przyjdzie, a ja jestem nie gotowa.
- Mamo, proszę - próbowałam wstać. Aż tak nie zależało mi na tej nocy, ale wiem, że dla Seb'a to było ważne. Nie mogłam zniszczyć mu i tego.
- Siadaj i słuchaj - bełkotała. Popchnęła mnie na podłogę. Kucnęła przede mną, patrzyła na mnie moimi niebieskimi oczami i śmiała się w moją twarz. Wiem, że próbowała swoje żale wylać na mnie. Wiem, że jej życie nie potoczyło się tak jak chciała, i próbowała się zemścić. I pozwalałam jej na to, nie miałam dość siły, aby ją powstrzymać. - On, chce Cię tylko jako zabawkę, potem nie będziesz mu już potrzebna...
- Mamo, proszę..
Złapała moją dłoń, w swoją. Pogładziła ją swoimi zimnymi, żylastymi palcami. Jej wzrok nie padł na moją twarz, ani razu. Była zła. Dotknęła mojego małego palca u dłoni. Zaciskała swoją rękę na nim. Wykręcała go. Widziałam na jej twarzy determinację. Usłyszałam pęknięcie. Dopiero, gdy dotknęła mojego drugiego palca to do mnie dotarło. Złamała mój palec. Ból przeszedł po całej mojej ręce. Nie był wielki, ale czułam jak dłoń puchnie. Spojrzałam na swoją rękę, zaczęła sinieć. Zapłakałam. Nie mogłam uwierzyć, że mama to zrobiła. Jeszcze nigdy fizycznie mnie nie skrzywdziła. Zawsze były to tylko słowa.
Odwróciłam głowę, z bólu. Mama śmiała się, a w jej oczach iskrzyły łzy. Na pewno nie chciała tego zrobić, ale zrobiła. A pewnych rzeczy nie da się cofnąć. Już nigdy nie spojrzę na nią jak na kogoś kogo zwykłam kochać. Stała się dla mnie potworem. Ale mój strach jej nie powstrzymał, złamała każdy palec mojej lewej ręki. Krzyczałam, ale to nie zmieniało niczego. Byłam ofiarą, zawsze. I tak już zostało.
Nie wiedziałam kiedy Sebastian pojawił się w moim pokoju. Ale zjawił się, jak anioł. Gotowy, aby odepchnąć wszystkie potwory. Gotowy aby zniszczyć wszystko co odbierze mi szczęście. Gotowy, aby zabić samego diabła.
Odsunął moją mamę, jak najdalej ode mnie. Nie liczyło się dla niego nic, oprócz mnie. Widziałam, że patrzył na mnie w strachu. Widziałam, jak bardzo się o mnie bał. Na pewno w swoim życiu nigdy nie zobaczył czegoś takiego. Nigdy nie pozwoliłam mu uczestniczyć w tym gównie. Wstydziłam się tego kim byłam. A byłam nikim. A dodatkowo miałam wiecznie pijaną mamę. Zobaczył moją dłoń, całą opuchniętą. Dotknął jednego z palców, a gdy szybko się od niego odsunęłam, zrozumiał. Nie trudno jest wyczuć złamanie.
- Zabieram Cię stąd.
Nie było nic lepszego co mógłby powiedzieć, bo ja nie chciałam nic więcej, tylko stąd zniknąć. Teraz, byle jak najszybciej się da. Gdziekolwiek, byle jak najdalej się da. Widziałam jego wstręt do mojej matki, i jego troskę. Widziałam jak płakał, ale po jego policzku spłynęła tylko jedna łza. Usłyszałam histeryczny śmiech mojej matki, ale nie dałam rady na nią spojrzeć. Nie byłam w stanie. Sebastian ściągnął swoją granatową marynarkę, abym w niej zatonęła. Pachniała nim, a cokolwiek było wspólnego z Sebastianem, dawało mi bezpieczeństwo. Jedną ręką złapał moje plecy, drugą podłożył pod moje kolana. Wyniósł mnie stamtąd, nie dbając o to, że moczę jego koszulkę swoimi łzami. Nie dbając o to, że marznął od chłodu.
- Jesteś wielka, Grace. Tak wielka jak tylko człowiek może być.

disobey/s.stanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz