Isaac
Wciągnąłem całe to gówno, które mi dał. Czasem są takie momenty, że prochy są jedynym o czy myślę. Być na haju jest zdecydowanie lepiej. Być wyżej od problemów, wyżej od tego wszystkiego, co tak kurewskie boli. Mógłbym jarać cały czas i ćpać. Ale nie byłem uzależniony, podchodziłem do tego z głową. Po prostu czasem miałem gorsze dni. I myślałem o narkotykach przesadnie dużo. Za dużo.
Matty zwykł mówić, że każdy popierdolony człowiek jest popierdolony na swój własny sposób. Po latach w psychiatryku widział zbyt wiele. Widział schizofreników, pedofilów, dwubiegunowców i innych schizoli. Ten mały chłopiec widział zbyt wiele. To nie było dziwne, jak skończył. Po czymś takim nie da się wrócić do siebie. Po czymś takim nie da się normalnie funkcjonować. Po czymś takim traci się świadomość kim się było wcześniej, kim się jest teraz. Mam nadzieję, że go nie bolało, że nie cierpiał. W końcu zrobił to tak, jak tego chciał. Tak jak o tym marzył. Już jako dwunastolatek wiedział co chce ze sobą zrobić. Żałuję tylko, że tak długo musiał na to czekać. Tak długo musiał się powstrzymywać. Aż w końcu nic nie stało na jego drodze.
Czasem dyskutowaliśmy o tym. Próbowałem go zatrzymać, ale to nie miało znaczenia.- A te duchy, jak one wyglądają? - to co było jego normą, mnie fascynowało. I oczywiście, nie zazdrościłem mu, to nie było nic dobrego, ale lubiłem o tym słuchać.
- A jak mogą wyglądać duchy, Iss? - miał rację. Głupie pytanie. To jasne że duchy wyglądają jak w scobby doo. Maluch był inteligentny. Może za bardzo. Za szybko zrozumiał, co spojrzenia rodziców znaczyły. Za szybko zrozumiał że świat jest głupim miejscem i tylko głupie dają sobie radę. Bo głupi nie myślą, nie cierpią. Spojrzał na mnie. - Mówią mi, żebym robił złe rzeczy - wyznał. Już nie raz o tym wspominał. Czasem mnie to przerażało, czasem nie robiło na mnie wrażenia. - Mówią mi żebym cię zabił, Iss. Mówią, że mnie nie kochasz. B-boje się tych głosów.Wszedłem do domu. Mama pocałowała mnie na przywitanie. Bardzo ją kochałem. Jeżeli chodzi o bycie matką dla mnie z miała do tego talent. Po prostu nie potrafiła wychować chorego dziecka. Dla niej było to zbyt wiele. I próbowałem zrozumieć jej odrzucenie. Próbowałem przymykać na to oko. Marty był dobry, po prostu miał pecha.
- Gdzie tata? - zapytałem, grzebiąc w lodówce. Wyciągnąłem zimne naleśniki. Takie smakowały najlepiej.
- W domu, powinien zaraz zejść - nie lubiła kiedy obżeralem się przed kolacją. Ona zawsze na mnie o to krzyczała, a ja zawsze to robiłem. To było śmieszne. Lubiłem ja denerwować. A jako dziecko, i tak przeginałem, byłem dupkowatym dzieckiem. Chyba, po ojcu.
Pewnie gdyby nie prochy, byłbym w zupełnie innym nastroju. Pewnie nie byłbym zbyt przyjemny. No ale teraz, dzięki ćpunowi Malcolnowi, moi rodzice mieli ze mną spokój. Nie będę dupkiem, po prochach.
- Umieram z głodu - westchnął tata, zrzucając kapcie ze stóp. Zamiast nich nałożył oksfordy. - Idziemy zjeść na mieście, myślę że powinniśmy pogadać o myszkowaniu w moim gabinecie.
A więc wiedział. Ktoś musiał podkablować.
- O czym ty mówisz? - udawałem głupiego. To chyba było najlepsze wyjście. Nie chciałem od razu się przyznać. Kłamstwo może wypalić. Może mi się poszczęści?
- Mam monitoring w gabinecie, synu. Wszystko jest nagrane - śmiał się, patrząc na mnie podejrzliwie. Jakby chciał coś ze mnie wyczytać.
Tak, oszukiwanie nie było moją mocną stroną. - No to, słucham. Czego szukałeś?
Z tym będzie trudniej. Chciałem coś ściemnić, ale nie było żadnej drogi, którą mógłbym wybrać. Pozostała, prawda.
- Tato, pamiętasz syna Fred'a Stan, Sebastian'a? - zapytałem. Skinął ledwo zauważalnie. - Zauważyłem, że nie zachowuje się odpowiednio względem swojej żony.
Nie potrafiłem mówić o tym głośno. Nie chciałem, aby ktokolwiek się dowiedział o jej problemach. Wydało mi się to nagle bardzo poufne. Jakbym ja wcale nie wchodził w jej życie z brudnymi budziorami. Poczucie winy nadal we mnie tkwiło.
- Co masz na myśli? - był zbity z tropu. Mama stanęła obok nas, wkładając płaszcz. Rodzice nigdy by tego nie zrozumieli, oni kierowali się prostą zasadą - żyj i dać żyć innym. Dla nich nie było żadnego powodu, aby wchodzić w cudze życie.
- On ją bije - wyznałem. Na samo wspomnienie jej pobitego ciała mnie zmroziło. Wolałbym przejąć cały ten ból i pozwolić jej uciec. Jak najdalej od niego.
Coś w niej było takiego małego lub wielkiego. Nie pozwalało mi to przejść obok niej bez zatrzymania. Musiałem przed nią stanąć, podziwiać ją, a potem się odsunąć i odejść. Nie mogłem pozostać obojętnym. Widziałem wiele, naprawdę gorszych rzeczy, ale jej ból mnie łamał, na pół, na ćwiartki, na drobniutkie kawałeczki.
- I co sprawia, że pozwoliłeś sobie grzebać w moim gabinecie? - zmienił mu się nastrój. Wcześniej, śmiał się, myśląc pewnie że przeszukuje jego komputer z jakiegoś bzdurnego powodu.
Nie rozumiał, i mogłem się tego spodziewać.
- Tato, ona potrzebuje pomocy..
- Nie obchodzi mnie to! Wziąłeś jego adres, tak? I co zamierzasz z tym zrobić? - Żadko krzyczał. To nie było w jego stylu. W niczym nie przypominał siebie.
Milczałem. Nie chciałem przyznać, że już podjąłem kroki. Że ich naszedłem. Gdyby to usłyszał, być może by wybuchł.
- Daj spokój, Alfredzie - mama bez problemu poradziła sobie ze złością taty. Jej słowa działały na niego jak lekarstwo. Czasami. A czasami nie zwracał na nią uwagi. - Isaac ma prawo martwić się o kogo chce. Być może ta kobieta jest dla niego ważna. Może powinniśmy podjąć pewne decyzje i..
- Nie! Nie, w tym domu nie będziemy żyć życiem innych ludzi - agresywnie założył szalik i skierował się do wyjścia. - Idziesz? - warknął do mnie.
- Nie mam ochoty - tak, po tej rozmowie odechciało mi się jeść cokolwiek, a co dopiero w jego towarzystwie. Jakby nie rozumiał powagi sytuacji.
- Cudownie! - szarpnął mamę i wyszedli z hukiem.
Nie robiąc nic, przyzwalamy na to co się dzieje. Wiem, że to nie moja sprawa. Wiem to, ale nie mogę nic z tym nie zrobić. Przecież to złe, muszę to zatrzymać. Nie można zostawić kogoś samemu sobie w takiej sytuacji. To co przeżywa Grace jest przerażające, i trzeba to zmienić.
- Wychodzę! - krzyknąłem, na widok Mark'a w drzwiach. Wiedziałem, że chce mnie zatrzymać, ale nie odważył się na to. I wiem, że pewnie pozostanie w domu byłoby dobrą decyzją, ale musiałem ochłonąć.
CZYTASZ
disobey/s.stan
Mistério / SuspenseŻadna kobieta by na to nie pozwoliła. I bardzo dobrze. Ale to nigdy nie zaczyna się w zły sposób. Nie jest tak, że na pierwszej randce zostajesz skopana, i myślisz sobie o, super. Nie jest tak, że bije Cię po tygodniu związku, a tobie to nie przeszk...