-just don't leave me-

505 27 3
                                    

Sebastian
To niemożliwe. Niemożliwe. Nie mogłem w to uwierzyć. Jak to możliwe, stracić wszystko w jedną godzinę. Wszystko jest dobrze, pracujesz, a potem dostajesz informacje, że nie jesteś już częścią Riley Corporation. Nie pracujesz już w firmie, twój ojciec stracił wpływy. A ty jesteś zerem. Kurwa, co ja powiem Grace do cholery jasnej?
- Wyluzuj, Seb - Tyler kojąco złapał mnie za ramię. Łatwo było mu mówić do jasnej cholery.
- Co? Co ty możesz o tym wiedzieć? Nadal tu pracujesz, choć byłeś nikim zanim cię nie zatrudniłem! - wydarłem się, uderzając go palcem w pierś. Gówno wiedział, jakim prawem mnie uspokajał? 
- Nic.do.kurwy.nie.wiesz - wycedziłem przez zęby, zostawiając go przy swoim stanowisku. Ja już go nie miałem więc na pożegnanie, wypierdoliłem telewizor przez okno. Byłem zachwycony słysząc jak głośno uderzył o beton. Pracownicy patrzyli na mnie jak na wariata, ale nie miało to żadnego znaczenia. Nic nie wiedzieli. Nie mieli pojęcia co takiego mną kierowało i dlaczego zachowywałem się w ten sposób.
- Już! - wydarłem się uderzając pięścią w biurko, powodując że się zatrzęsło. - Już kurwa, teatrzyk zakończony!
Tyler prawdopodobnie chciał mnie zatrzymać, ale nie było o tym mowy. I choć nie chciałem, pchnąłem go dotkliwie. Upadł, odbijając się od ściany. Nieźle się poturbował.
- Do widzenia! - na koniec kopnąłem fotel. Nie odwracałem się za siebie. Nowy dyrektor mógł wrócić w każdej chwili. Nie chciałem żeby zadzwonił na policję. Miałem już zbyt wiele na głowie.
W każdym razie ulżyło mi i choć odrobinę się uspokoiłem. Miałem prawo zdemolować biuro. Wywalili mnie, więc należało mi się zrobienie tego na co miałem ochotę. Miałem do tego prawo!

Grace
Spakowałam wszystko co miałam pod ręką. Musiałam się spieszyć, mama Sebastian'a dała mi klucze, więc od razu je otworzyłam. Byłam gotowa wyjść i nigdy tu nie wracać. I chciałam, prawdziwie chciałam to zrobić zostawić to wszystko i po prostu dać sobie spokój. Zasługiwałam na wolność i na dobrego mężczyznę, który traktowałby mnie jak należy. Nie krzywdził, nie wyzywał, nie niszczył. I nie wiem czy w pełni funkcjonuje jak trzeba. Nie wiem czy jestem gotowa na życie i nie wiem czy nie jestem zepsuta. Na pewno trochę potrwa nim będę znów gotowa do życia. Ale mam nadzieję, że znajdę to czego wciąż szukałam w Sebastianie.
Przekroczyłam próg. Uczucie było wielkie. Czułam się jakbym miała w sobie dużo więcej siły niż mam w rzeczywistości. To było wielkie, silne uczucie.
A gdy trzymałam Kapitana w ramionach. Czułam że on też się cieszy. Czułam jak jego serce kołacze. Odwrócić się i odejść, to było trudne, ale mama Sebastian'a przed wyjściem, powiedziała: jesteś dzielna, Gracie.
Jestem silna. Jestem silna. Jestem silna do cholery.
Odwróciłam się za siebie. Tuż za mną, oparty o bramę. Z załzawionymi policzkami, stał Seb. Wyglądał źle, jakby coś złego się stało. Coś bardzo złego. Uśmiechnęłam się, nie wiedząc jak powinnam zareagować. Ścisnęłam Kapitana mocniej. Nastroszyl się, niezadowolony. Podrosłam jego ucho. Starałam się uspokoić. Przestać stresować, czy trząść. Nie wiedziałam co powiedzieć, nie wiedziałam czy nie lepiej milczeć. Czasem cisza jest dobra. Nim zdążyłam głębiej się zastanowić, Seb zapytał: Po co Ci te walizki?
Nie znalazłam odpowiedzi. Byłam gotowa wycofać się i wrócić posłusznie do domu. Ale starałam się odnaleźć w sobie siłę. Musiałam się przeciwstswic. Teraz, natychmiast, jak najszybciej. Nie mogłam tu pozostać ani chwili.

Sebastian
Mógłbym pójść do Riley'ów, zapytać, wyjaśnić, ale nie miałem na to chęci. Czego bym się dowiedział? Że doszło do co rocznych zmian w kadrze pracowników. Skąd wiem? Mówiłem to co miesiąc moim pracownikom. I, nie, nie mam wyrzutów sumienia. Takie już mamy czasy, że każdy powinien dbać o swoje sprawy, nie ważne co.
Wróciłem do domu. Szedłem niepewnie. Co powie żona do męża jakim się stałem? Nieporadny, żałosny, biedny. Nie mogłem zagwarantować jej należnego życia. Co ja zrobię? Co jej powiem?
Nie mogłem uwierzyć w widok przede mną. Nie mogłem uwierzyć w to co moja żona trzymała w rękach. Zrobiło mi się niedobrze.
- C-co? Po co ci te walizki? - byłem w szoku, widząc przed domem Grace ciągnąca dwie wielkie walizki za sobą. Wyglądała na pewną siebie, gdy spojrzała na mnie. I mogłam chcieć to ukryć, ale nie potrafiła. Bała się.  Nadal, mimo wszystko.
- Ja wyjeżdżam, Seb - wyjaśniła, a parę łez zleciało z jej pięknych policzków. Były czerwone od emocji.
- Nie możesz, nie teraz, nie jak wszystko się pieprzy - uderzyłem w szybę, naszego okna. Rozbiła się w miliony kawałeczków. Będzie dużo dprzatanis. Po moich poranionych knykciach spłynęła czerwona krew. Nie bolało. Znaczy bolało, ale gdzieś poza skórą, poza ciałem. Gdzieś bardzo gleboko. Grace patrzyła na mnie w szoku. Nie wiedziała co się dzieje. Jej oczy mi to podpowiedziały. Były szeroko otwarte, nierozumiejące. Musiałem się przyznać. Musiałem jej to powiedziec. Złapałem jej ramię, cofnęła się o krok. Wciąż jednak mogłem ją trzymać. I to jak jakby dodawało mi pewności - Oni mnie zwolnili, Grace - złapałem jej twarz w swoją rękę, brudząc ją krwią. Jej słowa bolały, dlaczego chciała mi to zrobić?
- Po prostu mnie nie zostawiaj.

disobey/s.stanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz