-sit the fuck down-

684 36 2
                                    

Grace
Panikowałam, gdy tak milczał i siedział przy stole. Rzucił swój płaszcz gdzieś na podłogę. To nie było w jego stylu. Na pewno coś w pracy poszło nie tak, Seb nigdy się tak nie zachowywał. Nigdy nie był aż tak milczący.
Stresowało mnie to. Nie chciałam siedzieć przy nim, w tym stanie. Wstałam, aby opuścić kuchnię.
- Siadaj do kurwy - to nie był krzyk, ale był o wiele bardziej paraliżujący. Mówił spokojnie i cicho. A to napawało mnie strachem o wiele większym. On nigdy się tak nie zachowywał. Zawsze był zdenerwowany. Po prostu. Takie zachowanie nie było u niego normalne.
Posłusznie wróciłam do środka i usiadłam na krześle, które mi wskazał. Patrzyłam na niego, podczas, gdy on nawet na mnie nie spojrzał. Jego oczy były wpatrzone, w jego ręce. Milczał, a ja nie wiedziałam co robić. To napawało mnie jeszcze większym stresem. Nie miałam pojęcia co jest grane. On nie był typem milczącym, był otwartą księgą. Mówił co chciał, i kiedy chciał.
Parę razy otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, ale zaraz potem je zamykałam. Cokolwiek teraz zrobię, sama z siebie - spotka się jedynie z jego niezadowoleniem.
- Czy chcesz mi coś powiedzieć? - zapytał. Głos nie uniósł mu się nawet o milimetr. Był cały czas tak samo spokojny i cichy. Co się działo, do cholery jasnej?
Zastanawiałam się, co takiego chcę mu powiedzieć. Nie miałam nic do ukrycia. Dzisiaj nie działo się przecież nic.. Isaac! Nie, Seb'a nie było, więc nie mógł się dowiedzieć. Przecież był poza domem.
- N-nie.
Wybrałam drogę kłamstwa. Naprawdę wątpiłam, żeby się dowiedział. Skąd?
- W porządku - wstał.
I wyszedł, nawet nie podnosząc na mnie wzroku. Nie był osobą, która tłumi w sobie złość. On ją wyrażał. Zawsze.
Zostałam sama. Nie miałam pojęcia co powinnam że sobą zrobić. Zetknęłam przez okno - szedł w stronę sąsiadów. Widziałam jak dyskutował zawzięcie z sąsiadem, mieszkającym dwa domy od nas. Nigdy ich razem nie widziałam, nie miałam pojęcia, że się znają.
Gdy Sebastian odwrócił się, szybko odskoczyłam od okna. Czułam się jakbym naruszała jego prywatność. Jakbym robiła coś bardzo złego. Kątem oka widziałam, że wraca do domu. Ulżyło mi. Nie lubiłam, kiedy bywał poza domem.
Otworzył drzwi i wszedł do środka. Nie wiem o czym rozmawiał z panem Robinsonem, ale to co wyrażała jego twarz dało mi pewność, że nie była to zwykła rozmowa.
- A więc sprowadzasz tu sobie gnojków, jak wychodzę? - nadal był spokojny, ale teraz głos mu rósł. A każde słowo naszprycowane złością.
Mogłam się spodziewać, że wizyta Isaaca nie przyniesie nic dobrego. Gdyby Sebastian był bardziej wyrozumiały, mogłabym mu wyjaśniać. Ale niestety - wiem że nie będzie mnie słuchał. Dla niego światem rządzą proste zasady.
- ee.. to nie tak..
- A jak? Kurwa jak? Oświeć mnie, proszę! - podszedł do mnie, wymachując swoimi rękami przed moją twarzą. Był zły. Czy miałam prawo mu się dziwić? Nie, nie miałam żadnego prawa. Okłamałam go. Sprowadziłam tu chłopaka. Miał prawo być wściekły. Miał prawo zrobić to na co tylko miał ochotę.
- Nie mogę Ci powiedzieć - owszem, bałam się, ale nie mogłam zawieść zaufania Isaaca. Był mi obcy, ale poprosił mnie, nie mogłam go oszukać. Więc byłam gotowa na wszystko.
- Do cholery, powiedz mi. Co za wstyd, muszę wypytywać sąsiadów bo własna żona mi kłamie - z irytacji uderzył pięścią w ścianę, przed moimi oczami. Z białej ściany spadł tynk, a został na niej czerwony ślad jego dłoni. Bolało, gdy patrzył na mnie.
- Opatrzę to - podeszłam do niego, mimo strachu i spróbowałam złapać go za rękę. Była cała we krwi. Wyszarpał ją z mojego uścisku prędko, jak gdyby mój dotyk był dla niego wstrętny. To też bolało.
- Precz z łapami - odepchnął mnie od siebie. Upadłam na tyłek. Nawet na mnie nie patrzył. Ja również. Obserwowałam jedynie spadające krople krwi, z jego dłoni. Brudziły naszą podłogę. Brzydził się mnie. A ja nie mogłam się dziwić. Cholera, on musiał być potwornie zraniony. - Wstań.
Nadal był przeraźliwie spokojny. Posłusznie wstałam z podłogi, tym razem łapiąc z nim kontakt wzrokowy. Patrzył, tak jakby oczekiwał że zdołam mu wyjaśnić. Że sam zdoła zrozumieć.
- Przysięgam, on po prostu tu wszedł, j-ja..
- Czy nie mówiłem Ci już, że nie chcę abyś rozmawiała z kimkolwiek bez mojej wiedzy? - to było niedorzeczne. On mi rozkazywał, zakazywał i nawet tego nie ukrywał. Z jakiegoś powodu poczułam złość. Miał prawo być zły, ale nie miał prawa zakazywać mi naturalnych potrzeb człowieka. Wychodzenia z domu, rozmów z przyjaciółmi. Nie mógł..
- Rozmawialiśmy, to wszystko. Chyba mam prawo? - od dłuższego czasu nie próbowałam rozmawiać z nim jak równy z równym. Poczułam się dziwnie silna. Seb spojrzał na mnie i przysunął mnie bliżej siebie.
- Nie masz żadnego prawa, Gracie. Żadnego pierdolonego prawa. Możesz oddychać.. - zaczął. Położył swoją dłoń na mojej szyi. Nie mogłam złapać powietrza. Zacisnął swoje wielkie dłonie na mojej szyi. Dusiłam się. - ale nie musisz, jeśli ci nie pozwolę.
Czułam, że tracę przytomność, ale wtedy puścił moją szyję. Znów mogłam oddychać. Upadłam na kolana, kaszląc i próbując złapać upragniony oddech. Dusiłam się, śliniąc swoje ubranie.
- Nauczę Cię szacunku - zniknął. Mój Sebastian zniknął i nie zostało po nim ani śladu. Podniosłam na niego przerażone oczy. Nie zdążyłam nawet mrugnąć, kiedy splunął na mnie.
Jego stopa zmierzyła się z moimi nogami. Potem z moimi żebrami. Krzyczałam i wyłam z bólu. Sebastian dopadł chyba każdą z moich kości.
Strach rozchodził się po całym moim ciele. Nie byłam w stanie się poruszyć. Ale nie potrafiłam też przestać się trząść. Nigdy się tak nie bałam.
Usłyszałam przerażający dźwięk. Słyszałam jak wyciąga swój pasek ze spodni. Słyszałam jak hałasował, gdy złapał go w rękę.
- Nie, nie - próbowałam osłonić swoje ciało dłońmi, ale on już był gotowy wymierzyć.
- Nie będziesz spotykać się z innymi za moimi plecami - krzyknął uderzając na oślep. Trafił w moje ramię. Ostry ból sprawił że skuliłam się bardziej w sobie. - Powtarzaj do cholery!
Czułam, że nie wytrzymam ani słowa więcej. Czułam, że nie jestem w stanie udźwignąć ciężaru jego przemocy. Poraz pierwszy pomyślałam że nie miał prawa tego zrobić.
- Nie uderzenie będę uderzenie spotykać uderzenie się uderzenie.. proszę przestań, proszę! - błagałam nie będąc w stanie znieść więcej. Znów uderzył. Wyłam dławiąc się łzami i powietrzem.
- Od początku!
Rozchyliłam usta, ale nic z nich nie wyszło. Znów krzyknął, ale nic nie rozumiałam, nic nie słyszałam. Dzwoniło mi w uszach.
Do naszego domu weszło dwóch ratowników. Jeden z nich złapał Sebastian'a, drugi kucnął nade mną. Coś mówił, ale nic nie słyszałam, nie rozumiałam. Dlaczego dzwoni mi w uszach?
Próbowałam wstać, ale powstrzymała mnie dłoń ratownika. Rozciął moje ubranie i zaczął mnie odsłuchiwać.
- Jest cała w siniakach - udało mi się zrozumieć. - Zadzwoń na policję...
- NIE!

Sebastian
Siedziałem przed salą operacyjną. Na dłoniach wciąż miałem krople jej krwi. Wciąż czułem jej skórę, kiedy moje pięści lądowały na niej. Miałem łzy w oczach. Znowu spierdoliłem.
- Zapisaliśmy to jako przemoc domową - odezwał się lekarz dyżurny. Patrzył na mnie z pogardą. Nie mogłem się dziwić. Też bym tak patrzył. Też tak patrzyłem na mojego ojca. - Ale sprawa się nie ruszy. Pana żona odmówiła zeznań przeciwko panu.
Nie wiem dlaczego mnie chroniła.
- Widziałem co robiłeś - ratownik wszedł mi w słowo. Był wściekły. - I nie zostawię tak tego!
- Alan, uspokój się.. Nasze zadanie to dbanie o zdrowie pacjentów, nie możemy robić nic więcej - lekarz starał się go uspokoić i powstrzymać.
- Lepiej słuchaj, bo mogę zająć się Twoją karierą - tak, groziłem mu. I tak miałem znajomości nawet w tym miejscu.

Grace
Obudził mnie ratownik, który przywiózł mnie w radiowozie. Jego dłoń spoczęła na moim ramieniu. Patrzył jak otwieram oczy.
- Powinnaś coś z tym zrobić - nie odpowiedziałam i nie zamierzałam. Ludziom tak łatwo jest się wtrącać. Nie mają prawa. - Nie chce Cię straszyć, po prostu on Cię kiedyś zabije. To nie jest miłość, to..
- Nic nie wiesz! - wydarłam się. Miałam chrypkę, ale musiałam go uciszyć. Nic nie wiedział. - Nie masz o niczym pojęcia!
- Widziałem jak Twój mąż zlał Cię na kwaśne jabłko, to chyba..
- Nic! To nic! - odetchnęłam go od siebie, tak mocno, że aż upadł. Nie wiem skąd we mnie tyle siły. Chciałam coś rozwalić.
Odpięłam wszystkie kable do których mnie podłączono i zrzuciłam ze swoich nóg kołdrę. Byłam jak w amoku. Chciałam jedynie stąd wyjść. Chciałam zobaczyć Seb'a. Musiałam wiedzieć czy nadal jest zły.
- Stój! - krzyknął za mną ratownik. Wybiegłam na korytarz, ale nigdzie nie było Sebastian'a - Wyszedł.
Przerażona padłam na podłogę. Wszystkie rany odczułam w cholerę mocno.
- Co mu nagadaliście? - byłam przerażona. Zaczęłam płakać. Co się stało dlaczego wyszedł? Co musieli mu naopowiadać? Zaczęłam krzyczeć, gdy ratownik mnie do siebie przytulił, mimo bólu starałam się wyszarpać z jego uścisku.
On nie mógł mnie zostawić. Nie, on nigdy by tego nie zrobił. Ale gdzie był? Dlaczego wyszedł? Dlaczego?
Szamotałam się i głośno oddychałam z wycieńczenia. Ja muszę go zobaczyć.
Ratownik patrzył na mnie jak na wariatkę. Ale nic się nie liczyło. Tylko Sebastian.
- Twój mąż po prostu wyszedł po ubrania. Powinien zaraz wrócić.

disobey/s.stanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz