Grace
Sebastian był złamany. I ja też. Ale nie dlatego że nie udało mi się uciec, a dlatego że on był złamany. Nie chciałam go takiego widzieć. Nie chciałam patrzeć na to jak cierpi. Od zawsze nienawidziłam jego w takim stanie. I choć spędzałam czas na próbach uszczęśliwienia go, to nic nie zmieniało. Był cały czas taki sam. Musiałam przyznać, że wolałam gdy mnie krzywdził. Wtedy obu stronom było łatwiej. Tak to działało, a my się przyzwyczailiśmy.
W tym czasie Seb odkrywał nowe metody wyładowywania się. I to nie była już agresja, a słowa. Potrafił upokorzyć mnie przed samą sobą. Potrafił wywołać płacz jednym drobnym słowem. I nie wiem, czy to ja byłam zbyt wrażliwa, czy on był zbyt dobry w ranieniu moich uczuć. Może to wszystko się skumulowało i dawało upragniony efekt Sebastianowi. Napawał się tym, a mnie to cieszyło. Puki nie płakał i nie mówił o sobie złych rzeczy, było dobrze.
- Grace, podejdź tu - ten ton. To zawsze oznaczyło coś niemiłego, trudnego. Zawsze kończyło się jego wybuchem. I choć głos miał spokojny, wiedziałam że to tylko pozory. Taka cisza przed burzą. Przed hukiem, jego krzykiem, przed tym jak się zdenerwuje. A złość zawsze miała znikomy początek. Potrafiła powstać naprawdę z niczego. Tak jakby sam wybierał że w ten dzień, o tej godzinie się zdenerwuje. Nie wiem co nim kierowało, nie wiem dlaczego się wkurzał. Ale to nie zmieniało tego, że tak było, i będzie.
- Tak? - zapytałam najdelikatniej jak potrafiłam. Zachowywałam się tak jakby wszystko mogło go zdenerwować. Oddychałam cicho, powoli, jakbym nie chciała, aby usłyszał.
I usłyszał.
- Skoro cię wołam, to chyba jasne że masz tu zejść - to było takie puste. Zdanie, które rzucił w moją stronę, bo miał zły dzień, może źle samopoczucie. W każdym razie, to raniło. Bo wiedziałam, że gdyby mu zależało mówiłby do mnie pięknie. A nie mówił, mówił w sposób jakiego nigdy nie chciałam u niego słyszeć.
- Już idę - uśmiechnęłam się schodząc na dół. To były tylko schody, a wydawały się najtrudniejszą przeszkodą, w tej chwili. Nie potrafiłam poruszać się szybko. A Seb się niecierpliwił. Nogi miałam jak z cementu.
- Co to jest? - podniósł łyżkę. Podeszłam bliżej. Tak, była brudna. Nie potrafiłam nawet umyć głupiej łyżki - To obrzydliwe, Grace.
Sprawiał że czułam się jak nikt. Jak nic. To było złe uczucie. I bolało. Ale czy to miało większe znaczenie dla niego?
- Wybacz, musiałam nie zauważyć.
Jak dziecko przed rodzicem. Nie tak powinno być, i choć wiedziałam. Nie mogłam go zostawić, on cierpiał. I nie mogłam dokładać mu smutków. Stracił pracę, ojciec zostawił go bez pieniędzy. Nie mogłam go bardziej zasmucać.
- O tym mówię! Zawsze z głową w chmurach - warknął, łapiąc mnie za ramiona. Taki mały gest, a ile dramatycznych scen rysował w mojej głowie. Ile razy mnie ściskał, tyle razy się bałam - Czy ty wogóle wiesz co się wokół ciebie dzieje? - podniósł głos. Teraz jego oczy przybrały bardziej brutalne spojrzenie. Zawsze poznawałam go po oczach, i zawsze też po nich, przestawałam go poznawać.
- W-wybacz, Seb - próbowałam unikać jego wzroku, ale nie pozwalał mi. Zacisnął swoją dużą dłoń na mojej brodzie i przyciągnął mnie do siebie. Zduszony jęk opuścił moje suche usta. Czułam duszności.
- Na gówno mi twoje przeprosiny. Po prostu, zadbaj wreszcie o ten pierdolony dom! Nie będę robił wszystkiego za ciebie! - krzyczał i cisnął łyżką w ziemię. Odbiła się i moją stopę. Przełknęłam ślinę i zaczęłam się cofać. A gdy natrafiłam na ścianę. Sebastian był już przede mną - Musisz nauczyć się, że niekażdy będzie podkładał ci wszystko pod mordę! Niekażdy będzie robił tak jak sobie jaśnie pani zażyczy!
W jego oczach była rozpacz, głęboko za furią. Gdyby nie to jak dobrze go znalazłam, nie odczytała bym z niego tego bólu. Tego cierpienia.
Odebrało mi mowę. Nie wiedziałam co powiedzieć. Dlaczego to powiedział? Dlaczego uważał że za dużo wymagam? Może naprawdę oczekiwałam zbyt wiele?
- Seb, ja nie chciałam Cię zdenerwować - głos mi dygotał, a gdy kucnelam i złapałam łyżkę. Dłońmi nie potrafiłam jej utrzymać. Z ledwością trzymałam ją w ręce. Sebastian machnął ręką, i łyżka wypadła z moich rąk. Mogłam czuć się jak ona. Upadłam.
- Co potrafisz zrobić dobrze? - zapytał spokojniej. Szarpał za kosmyki swoich włosów, jakby próbował je wyrwać z cebulkami. W frustracji zaciskał szczękę. Wyglądał jakby próbował się utrzymać na poziomie. Jakby nie chciał spaść. Ale, spadał. I to za każdym razem, gdy zależało mu aby to się nie stało.
- J-ja się staram - mówiłam, ale nie byłam w stanie mówić z sensem. Czułam się tak jakbym straciła głos. Nie wiedziałam czy to co mówię znaczy cokolwiek. Czułam jakby mój język był zbyt splątany. A słowa trafiły na znaczeniu.
- Nie widzę tego, Grace.
I choć taka miłość boli, ja kocham swojego męża.Rose
Tyler oglądał kolejny odcinek Big Mouth. Nie mogłam znieść tego durnego serialu. Więc złapałam za pilot i wyłączyłam Netflixa. Ty złapał pilota i włączył platformę ponownie. Miałam zamiar znów przełączyć ten głupkowaty serial, ale Tyler mnie ubiegł.
- No weź, jeszcze jeden odcinek - wyprosił. Przewróciłam oczami i poszłam do kuchni. Nie było sensu wykłócać się i ten idiotyczny serial. Odkroiłam sobie kawałek ciasta czekoladowego i położyłam przed sobą w salonie.
- Więc naprawdę będziemy udawać że nic się nie stało i że jest wszystko normalnie? - zapytałam wgryzając się w czekoladową polewę. Ty spojrzał na mnie w szoku. Nie wiedział o czym mówię.
- Grace, Tyler - warknęlam. Udawał jakby nic się nie działo. I gdy tylko wyszliśmy z tego pieprzonego domu, on po prostu mnie ignorował. Nie pozwolił mi powiedzieć nic na swojego przyjaciela.
Martwiłam się o tą dziewczynę. Sama z wariatem. Przecież mógł ją skrzywdzić. Mógł ją pobić na śmierć.
- A co z Grace? - udawał idiotę, albo robił ze mnie idiotkę.
- Sebastian ją przeraża! - na samą myśl robiło mi się niedobrze. A niewzruszenie Tylera doprowadzało mnie do furii - Musisz coś zrobić. On ją kurwa zabije.
Tyler wstał z kanapy i spojrzał na mnie wściekły.
- To nie nasza sprawa! - krzyknął, grożąc mi palcem. Rzucałam się, patrząc na niego z nienawiścią. Jak mógł tak mówić?
- To jest przemoc domowa! - popchnęłam go, z całych sił. Próbował się do mnie zbliżyć, ale mu to uniemożliwiłam. Był dla mnie obrzydliwy.
- Powiedziałem, że to nie nasza pierdolona sprawa! - wydarł się. Gwałtownie gestykulował rękami. Zachowywał się jak palant. Byłam zła na niego. Za brak reakcji. Za przyzwolenie - Nic nie wiesz.
Usiadł z założonymi rękami na kanapie. Jego twarz wyrażała zmęczenie. Coś było na rzeczy. Coś ukrywał. O czymś mi nie mówił.
- Ty, proszę Cię - usiadłam obok niego, łapiąc jego ramiona w swoje. Wyglądał na załamanego - Nie możemy jej tak zostawić...
- Ale, nic nie rozumiesz! - jego głos drżał. Nie widziałam go w takim stanie. Często się kłóciliśmy, przez nasze temperamenty, ale nie widziałam u niego takiej reakcji. On płakał.
- To mi powiedz!
- Sebastian musi to robić!
- Co ty mówisz? Czy ty się wogóle słyszysz?
- Sebastian jest chory, a Grace jest jedynym co trzyma go przy życiu - powiedział. Na cokolwiek Sebastian jest chory, to niczego nie wyjaśnia - On próbował się zabić, Rose. Ja nie mogę odebrać mu Grace.
CZYTASZ
disobey/s.stan
Misteri / ThrillerŻadna kobieta by na to nie pozwoliła. I bardzo dobrze. Ale to nigdy nie zaczyna się w zły sposób. Nie jest tak, że na pierwszej randce zostajesz skopana, i myślisz sobie o, super. Nie jest tak, że bije Cię po tygodniu związku, a tobie to nie przeszk...