Grace
To stało się inne. On był cichy, łagodny, ja robiłam to czego chciał. Byłam spokojna, nie denerwowałam go. I mimo wszystko, mimo życia bez lęku, oddalaliśmy się od siebie. Byliśmy sobie bardziej obcy teraz, niż w momencie bicia. Wtedy to, to nas łączyło - krzywda i ból. Teraz łączyły nas jedynie wspólne posiłki i udawanie że nie dzieje się nic. Że wszystko jest kurewskie zajebiste.Leżeliśmy na trawie, przed jego domem. On trzymał mnie za rękę, a ja ściskam jego czarna bluzę i tonelam w jego oczach. Czułam jego oddech na swoim policzku, a jego włosy łaskotały moją szyję, gdy składał na niej miękkie pocałunki. Dla mnie to mogło trwać wieczność. Mogłam leżeć tak, z nim na swoim brzuchu do końca życia. Podniósł się do pozycji siedzącej i złapał moje policzki w swoje ciepłe wielkie dłonie. Kochałam gdy to robił.
- Kochaj mnie - szepnął. - Kochaj mnie, najmocniej jak potrafisz - szepnął, a z każdym słowem był coraz mniej pewny siebie. Pocałował mnie w czoło.
- Kocham cię - przyznałam i mocno się do niego przytuliłam. Jego ręka powędrowała za moje ucho, gdy poprawił opadający kosmyk moich włosów.
- Wyjdź za mnie.Tęskniłam.
-Gracie, zrobiłem makaron - krzyknął, irytująco delikatnym głosem.
Nie miałam ochoty udawać, że mnie to cieszy. Nie miałam ochoty tego jeść. Cokolwiek robił dla mnie, przestało być czymś pięknym. W głowie wciąż przewijałam obraz tego jak ściągał swój pasek. Niemal słyszałam jak hałasował, gdy go poprawiał w swojej dłoni. Jak mógł?
Czułam się wtedy słaba, zbita jak dziecko. Czułam się tak jakbym zrobiła coś dużo gorszego od zwykłej rozmowy z chłopakiem, którego nawet nie znałam. Dlaczego tak się zdenerwował? Dlaczego tak zareagował? Nigdy nie skrzywdził, mnie tak bardzo.
- Nie jestem głodna - przyznałam, schodząc po schodach. Nie byłam głodna. Naprawdę. Niemal potykałam się o własne nogi. Byłam zdenerwowana. To dosyć zabawne, stresował mnie obiad z moim mężem, w moim własnym domu.
- Zjesz.
To nawet nie była prośba, czy oznajmienie. To był rozkaz. A nauczyłam się już, że rozkazów się słucha. Prawdopodobnie? Nie, zdecydowanie. Ponieważ konsekwencje mogą być dużo gorsze. Lepiej się słuchać. Bo można ucierpieć. A nie chciałam, już więcej nie chciałam.
- Smacznego - usiadł i zajął się swoim jedzeniem. Nie siliłam się na odpowiedź. Nie byłam głodna, do cholery. Przecież powiedziałam.
Kręciłam się na krześle, wpatrując we wszystko tylko nie w talerz z obiadem. Aż skręciły mi się wnętrzności od samego widoku. A myśl że on zrobił to dla mnie, wcale mnie nie uspokajała.
Jego wzrok powędrował od razu na mnie. Czułam się zastraszona.
- Jedz - znów ten sam ton. I znów zero mojej reakcji. Byłam zła, że tak się zachowywał, jakby miał jakąś pierdoloną władze czy coś.
Wstałam.
- Nie odchodzisz puki nie zjesz - wraz z jego słowami na moje ramię powędrowała jego ręka. Skuliłam się, i choć bardzo nie chciałam - usiadłam z powrotem na krzesło. Nie miałam zbyt dużego wyjścia. On chciał, ja robiłam.
- Musisz zrozumieć, że ja dbam o ciebie - wyjaśnił. No tak. Dbający, kochający mąż, mam szczęście.
- A ty musisz zrozumieć, że nie jestem głodna - nie wiem skąd we mnie ta nagła pewność siebie. W każdym razie nic nie powiedział. Pokazał że jest zły, ale nic nie powiedział. Starał się samego siebie uspokoić.
- Udam że tego nie słyszałem.
- A ja udam że nie zlałeś mnie pierdolonym paskiem - nie poznawałam siebie. Wyskoczyłam z tymi słowami tak nagle... Nie zdążyłam nawet tego przemyśleć. Zacisnął usta. Patrzyłam na niego tylko kątem oka, nie odważyłam się na więcej.
Tym razem to on wstał. Lekko drgnęłam. Bałam się, że znów mi to zrobi. Ale nie zrobił nic. Po prostu chodził w kółko i starał się uspokoić. To tylko dodawało mi więcej odwagi. Stawałam się nieposkromiona. W końcu skoro się nie denerwował, ja mogłam pozwalać sobie na coraz więcej. I pozwalałam.
- O co ci chodzi? - zapytał - Staram się być dobry - wyjaśnił. Zaśmiałam się histerycznie w jego twarz. Wciąż był spokojny, ale tym razem zacisnął mocno dłonie, jakby w strachu, że się nieskontroluje. Jego knykcie pobielały, cieszyłam się że nie jestem teraz w jego uścisku.
- Nie jestem głodna! - wydarłam się wstając z miejsca, ale mocno zacisnął swoją rękę na moim ramieniu. Był wściekły, tyle odczytałam. A było to oczywiste. I mogłam to dostrzec nawet bez patrzenia na niego.
- Ale zjesz - nie wiem jak to możliwe, że wciąż był spokojny. Byłam pod wrażeniem. Nigdy wcześniej mu się to nie udawało. Zawsze wkurzał się po jednym słowie, czasem nawet po połowie słowa, nie pozwalając mi dokończyć.
Wypuścił mnie z uścisku, spychając na krzesło. A więc siedziałam, a gdy tak patrzył i czekał aż zjem. Nie miałam pojęcia co zrobić. Czekałam aż wyjdzie, a gdy nie wychodził panicznie szamotałam się w krześle. Docisnął mnie bardziej do stołu.
Histerycznie zapłakałam i zaśmiałam się. Tak, jednocześnie. Działo się ze mną coś złego.
- Nie jestem głodna! - krzyczałam tak głośno, że ból przeszedł przez moje gardło. Nigdy nie wybucham, zawsze nad sobą panuje. A teraz nie miałam pojęcia co ja wogole robię.
Niekontrolowanie złapałam za garść makaronu. Złapałam tyle ile byłam w stanie w swojej małej dłoni. Nie wiedziałam co robię. Odrzuciłam zawartość ręki w jego stronę. Śmiałam się w histerii i jak w amoku rzucałam jedzeniem. Moje dłonie parzyły i były całe w sosie. A ja miałam to gdzieś. Nic mnie to nie interesowało. Chciałam po prostu się wyrzyć. Chciałam coś poczuć. Chciałam go zdenerwować, chciałam żeby na mnie nakrzyczał, żeby wywołał we mnie strach.
- Grace, uspokój się - pewnie nie wiedział co się ze mną dzieje. Mogłam to ujrzeć w jego, spanikowanych oczach. Myślał że zwariowałam. Złapał za moje ręce, chciał mnie zatrzymać, a ja po prostu złapałam jego twarz i wtarałam nasz dzisiejszy obiad w jego twarz. Próbował mnie zatrzymać, a ja płacząc zrzucałam szklane przedmioty ze stołu. Płakałam, a gdy już byłam zbyt zmęczona, aby ustać na nogach, rzuciłam się na podłogę i szarpiąc się we własnych sidłach płakałam, zdzierając gardło do bólu i dławiąc się swoimi własnymi smutkami. Chciało mi się rzygać, chciałam być daleko stąd. Miałam ochotę utonąć, spaść z wieżowca. Ginąć w płomieniach.
- Z-zostaw - odsunęłam się od niego, nawet na niego nie patrząc. Jedyne, czego chciałam, to być jak najdalej. Nie chciałam go widzieć, słyszeć, próbować zrozumieć. To chyba najbardziej bolesne. Zawsze, próbowałam i chciałam go rozumieć. I rozumiałam. Teraz, było zupełnie inaczej.
- Nie chcę cię skrzywdzić, Gracie. N-nie chcę.
CZYTASZ
disobey/s.stan
Mystery / ThrillerŻadna kobieta by na to nie pozwoliła. I bardzo dobrze. Ale to nigdy nie zaczyna się w zły sposób. Nie jest tak, że na pierwszej randce zostajesz skopana, i myślisz sobie o, super. Nie jest tak, że bije Cię po tygodniu związku, a tobie to nie przeszk...