Grace
Gdy już wygramoliłam się z podłogi i starałam się nie pokazywać bólu na twarzy było już lepiej. Przyzwyczaiłam się do towarzyszącego mi pieczenia i uczucia braku tchu w płucach. Żebra powoli się ułożą i wrócą do wcześniejszego stanu.
— Na pewno dasz radę iść? — tak bardzo nie chciałam, żeby smutek pożerał jego piękne oczy. One nie powinny się smucić.
— Nie, chcę żebyś wtaszczył mnie tam na noszach — przewróciłam oczami. Zaśmiał się zbyt głośno, więc mordowałam go wzrokiem. Trącił mnie ramieniem. — Zapniesz wreszcie tą sukienkę? — odwróciłam się do niego plecami. Widziałam w lustrze jak bardzo go ten widok bolał. No tak, tam też były siniaki i parę drobnych blizn, od wbitych kawałków szkła. Prawdopodobnie wyglądało to źle.
— Możemy iść.
Przełknął ślinę i nie patrzył mi w oczy. Prawdopodobnie nie był w stanie. Na jego twarzy zagościło zmartwienie i konsternacja. Był zraniony, samym sobą. Tak jak ja nadal wierzyłam, że się zmieni, tak on przestał mamić samego siebie. I pewnie było mu trudniej. Ale przynajmniej był ze sobą szczery.
Byliśmy jak upadający i ratujący upadającego. Prędzej czy później, oboje spadną. I to na samo dno.
— A więc znów będziesz siedział naburmuszony w kącie, czy może wreszcie ze mną zatańczysz? — śmiałam się trącając go ramieniem. Na każdym bankiecie wszyscy tańczyli, a my siedzieliśmy w ciszy. Sądziłam, że tymi słowami rozładuję atmosferę.
— Nie rób tego — warknął poważny, z najzimniejszym wyrazem twarzy jaki u niego widziałam.
— Nie robić czego?
— Nie udawaj, że wszystko jest super zajebiście — przyśpieszył kroku. Był lodowaty, niemal czułam chłód płynący z jego słów. Był zraniony. Wściekły na siebie, na mnie, na wszystko. A zraniony Sebastian bolał mnie najbardziej. — Nie udawaj, że Cię nie skrzywdziłem.Państwo Stan powitali nas serdecznie, w swoim wielkim domu. W ich wielkim, królewskim salonie, gdzie wszystko było piękne i dopasowane, byli ludzie. Tańczyli przy muzyce klasycznej.
To wszystko wyglądało pięknie, dla kogoś takiego jak ja, to robiło tak samo wielkie wrażenie co roku, a może nawet i większe . Nie sądziłam, że zasługuję na piękne rzeczy, dlatego tak ciężko było mi się przyzwyczaić do coraz piękniejszego otoczenia, które mnie otaczało.
— W takim razie, zatańczmy — złapał mnie w talii i pociągnął na parkiet. Oboje nie byliśmy najlepszymi tancerzami. Niegdyś tańczyliśmy tylko w jego domu, przy dźwiękach rockowych zespołów, robiliśmy z siebie największych wariatów. Myślę, że właśnie wtedy, te dziesięć lat temu, byliśmy najszczęśliwsi. Obżerając się po nocach cheetosami. Kupując zawsze te same, poskręcane. I wypijając hektolitry piwa bezalkoholowego.
— Jesteś sexy, z tą kwaśną miną — zaczęłam, mrugając do niego okiem. Zauważyłam, że obserwuje wszystkich, i nie jest zadowolony z widoków — Ale jednak wolę Twój uśmiech
— Oni wszyscy kurwa na Ciebie patrzą, naprawdę jesteś tak ślepa? — spiął się. Poczułam to na własnych plecach. Dlaczego musiał zwracać na to uwagę? Dlaczego nie mógł po prostu cieszyć się chwilą. Tym, że tańczymy w pięknym miejscu, a za oknem migają gwiazdy. Wszystko było dobrym powodem, żeby się cieszyć, ale dla mnie. Nie dla niego. — Patrz, on patrzy tak na Ciebie, odkąd tylko weszliśmy — wskazał palcem na chłopaka stojącego pod ścianą, z założonymi ramionami. Ubrany był w czarną skórzaną kurtkę i czarne dziurawe spodnie. Miał jasne włosy i bardzo jasne niebieskie oczy. Na jego policzku świeciła drobna blizna. Jego oczy były podkrążone wydawał się w stu procentach nie na miejscu. Byłam pewna, że nie chciał tu być.
— Tylko ty mnie obchodzisz. Zostawmy to — powiedziałam, ale to nic nie zmieniło. Nadal się denerwował i patrzył po wszystkich wściekły. Nie rozumiałam dlaczego tak się tym przejmował. Często, ludzie patrzą po prostu, bez większego, głębszego znaczenia.
— Jesteś moja, oni nie mają prawa — podniósł głos. Parę osób spojrzało w naszą stronę. To jedno z gorszych uczuć. Gdy ludzie tak brutalnie wpatrują się w nas, za każdym razem, gdy Seb podniesie głos. Patrzą na mnie ze współczuciem. Na niego z niezrozumieniem. Nie mają o niczym pojęcia, ale oczywiście muszą się gapić. Komentować.
— Sebastian, uspokój się — wcale nie zadziałało. Zaczął jeszcze nachalniej wpatrywać się w chłopaka.
Odsunęłam się od męża i spojrzałam na niego zażenowana i rozczarowana. Dopiero co zaczęło się układać, po co się tak zachowywał? Przecież nic się nie dzieje. On po prostu patrzył, a ludzie zwykle patrzą.
— Co ty robisz? — zapytał, obdarzając mnie łaskawie swoim spojrzeniem. Byłam wściekła. Naprawdę, nie potrzebnie robił scenę.
— Wychodzę.
I na dowód, zaczęłam kierować się w stronę drzwi wyjściowych. Nie powstrzymały mnie nawet nawoływania jego matki. Chciałam wyjść, to wyjdę. To chyba nie jest zakazane. Wiedziałam, że Sebastian za mną idzie, słyszałam jego szybkie kroki, ale gdy moja ręka dotknęła klamki i otworzyłam drzwi szerzej. Nie spodziewałam się, że mnie dogoni. Zatrzasnął otwarte drzwi ręką. Huk przeszedł po całym pomieszczeniu. Teraz, patrzyli na nas już wszyscy. Muzyka przestała grać. Ja stałam, on stał, i wszyscy wokół nas też stali.
— Nigdzie nie idziesz — wykrztusił. Patrzył na mnie. Ja patrzyłam na niego. Długo to trwało, zanim zdecydowałam się na kolejny krok. Bardzo niebezpieczny. Spróbowałam otworzyć drzwi po raz kolejny. Sebastian nadal dociskał drzwi jedną ręką. Z bezsilności zapłakałam. Nie mogłam nic zrobić. Zamknięta w złotej klatce, tylko on miał klucz. A bez klucza, nigdy nie wylecę. — Tak, płacz. Właśnie to robisz najlepiej.
Pociągnął mnie z powrotem wgłąb sali. Patrzyłam na swoje buty, zbyt przestraszona, aby popatrzeć na tych wszystkich ludzi. Niektórzy wyciągali szyję, aby zobaczyć jak najwięcej. Usłyszeć jak najwięcej. Ale nie - żadne słowo więcej nie padło. Popchnął mnie na krzesło, usiadłam. On usiadł obok. Znów mogliśmy wsłuchać się w kroki tancerzy i muzykę. Wszystko znów było normalnie. Chłopak spod ściany nadal na mnie patrzył, może bardziej zachłanniej, niż wcześniej. Ale Sebastian już nie zwracał uwagi. Przynajmniej to mi się udało. Chwilę później chłopaka już nie było.
Znów poczułam nieprzyjemną falę w brzuchu. Tak szybko dało się zniszczyć sielankę, rozwalić spokój, spieprzyć wszystko co było normalne.
Sebastian zwykle się kontrolował w miejscach publicznych, nie sądziłam, że zareaguje aż tak gwałtownie. Sądziłam, że uda spokój i pozwoli mi odejść. Zgaduję, że to znowu moja naiwność.
— Przyzwyczaiłem się, że zawsze musisz coś spierdolić — jego ton zmienił się. Już nie przypominał siebie sprzed paru godzin. W jednej chwili potrafi lunąć, a ja nigdy nie mam przy sobie parasolki.
— Po prostu chciałam wyjść..
— Ty, zawsze po prostu coś musisz zrobić — bardzo nie lubiłam jego wybuchów. Nie lubiłam jak krzyczał i jaki miało to na mnie wpływ.
Zawsze trzymałam się tylko jednej myśli - proszę, żeby mnie nie skrzywdził. I nie wiem czy było to normalne, czy nie. Wiem, że miłość potrafi być bolesna, i wiem, że nie powinna. Ale wiem, że moja taka jest. I ja to akceptuję.
Sebastian nie żałował sobie alkoholu. Myślę, że samemu było mu za siebie wstyd. Jego matka karciła nas wzrokiem, podczas rozmów z swoimi przyjaciółkami.
Ja siedziałam bez słowa obok męża i po prostu obserwowałam szczęśliwych ludzi. Jak to jest być szczęśliwym?
— Co to miało być? — wydarł się ojciec Sebastian'a, stając przed synem. Po raz pierwszy widziałam jak ktoś ustawia Sebastian'a do pionu. Był to dziwny widok. Ale ojca Sebastian'a w takim stanie też jeszcze nigdy nie widziałam — Takie rzeczy załatwia się w swoim domu. Nie przynoś swoich brudów do mojego.
Takie rzeczy załatwia się w domu.
Takie rzeczy załatwia się w domu.
A więc przemoc była dla niego taką rzeczą? Nigdy nie sądziłam, że ojciec Sebastian'a ma do tego takie podejście. Nigdy nie sądziłam, że powiedziałby coś takiego. Zawsze pokazywali mi swoje najpiękniejsza oblicza. Najczystsze, najładniejsze, najbardziej przyjemne.
— Ty brudy załatwiałeś na moich oczach, więc o czym ty pieprzysz? — Sebastian wstał. Nie widziałam w jego oczach nigdy tyle nienawiści. Nawet przy naszych najgorszych kłótniach. Nawet, gdy okładał mnie pięściami. Nigdy nie był tak wkurzony. Złapałam go prędko za ramię, z błaganiem w oczach. Nie chciałam kolejnej zadymy. Kolejnego problemu. Patrzył na mnie zadowlony. — Masz rację, nie traćmy na niego czasu.
Zastanawiałam się, czy przyjdzie kiedyś taki moment, gdy złe wspomnienia zrównoważą się z tymi dobrymi. I zastanawiałam się, co wtedy zrobię.Isaac
Matka kazała mi odwiedzić Fred'a Stan oraz jego żonę Marthę Stan. Nie za bardzo wiem, co moja obecność miała tu zdziałać, ale zdaje się, że państwo Stan bardzo liczą się z moimi rodzicami. Nie odstępowali mnie nawet na krok. Zabawnie było stać pod ścianą, nie rzucać się w oczy, a mimo to być tak wspaniale obsługiwanym. Służba moich rodziców nieźle się rozleniwiła, ale cóż się dziwić, sam im na to pozwoliłem. Całe dzieciństwo marnowałem ich czas. Rozmowialem z moim lokajem i plotkowałem z ciotką-kucharką-Vierą. Ale mimo wszystko nie uważałem tego za czas zmarnowany. Właściwie to chwilami pragnąłbym do tych czasów wrócić. Choć jako dzieciak nie byłem zbyt lubiany przez rówieśników, miałem przynajmniej prawdziwych przyjaciół. Starszych i biedniejszych, ale prawdziwych. Oni naprawdę o mnie dbali. Teraz moi przyjaciele dzielą się na tych, którzy chcą moich pieniędzy i na tych którzy chcą mojego poparcia.
— Co, u Boonie i Alfreda? — zapytała Martha, podczas gdy popijałem mojito.
— A słomka? — uwielbiałem nadużywać gościnności ludzi, którzy byli w potrzebie.
— Już, już idę, zaraz przyniosę.
Śmiałem się.
Gdy wchodzi ładna dziewczyna, zawsze wiem, w którym momencie spojrzeć. Mała brunetka w pięknej czarne sukience kroczyła zgarbiona i przygaszona. Choć starał się to ukryć uśmiechem. Jej kroki były wolne. Być może to moja wyobraźnia, ale nasze spojrzenia się skrzyżowały. Zdecydowanie.
Za nią szedł, jej chłopak? A nie, mąż. Na ich dłoniach świeciły obrączki. Od razu sobie darowałem. Była piękna, ale nawet jej nie znam, więc można sobie darować.
Słyszałem, każde słowo, które do niej powiedział. Nie moja sprawa, nie moja sprawa - cholera, kogo ja okłamuję.
Śmiałem się, gdy odsunęła się od niego i zaczęła kierować się do drzwi. Bardzo dobrze robiła. Nie powinna dawać się tak traktować. Mąż, czy nie, nie ma prawa się na nią drzeć. Zresztą, jaki człowiek traktuje kogoś tak małego i niewinnego jak popychadło? Huk.
Ja pierdole, mam złe przeczucie. Zatrzasnął przed nią drzwi. Nie pozwolił jej wyjść. To nienormalne. Już szedłem w ich stronę, już unosilem nogi, gotowy do interwencji, ale w porę się powstrzymałem. Co mogłem zrobić? To nie była moja sprawa, nie mogłem się wtrącać.
Widok łamał serce. W ich małżeństwie zdecydowanie coś było nie tak. Takie rzeczy się widzi. Jej oczy wypełniły łzy. Nie mogłem nic poradzić.
Poczekałem aż usiądą, i wyszedłem pośpiesznie z tego domu. To było najlepsze co mogłem zrobić. Nic więcej nie wchodziło w grę. Na razie.
CZYTASZ
disobey/s.stan
Mystery / ThrillerŻadna kobieta by na to nie pozwoliła. I bardzo dobrze. Ale to nigdy nie zaczyna się w zły sposób. Nie jest tak, że na pierwszej randce zostajesz skopana, i myślisz sobie o, super. Nie jest tak, że bije Cię po tygodniu związku, a tobie to nie przeszk...