-the truth-

544 26 12
                                    

Isaac
Widziałem jak ze sobą walczy. Każdego dnia. Widziałem jak reagowała na nasze spotkania. Jak się uśmiechał. Nie miał przecież wielu powodów do uśmiechu. W psychiatryku zabierają ci wszystko, a oddają gdy odnosisz sukcesy - nie robisz zadymy, nie hałasujesz, nie próbujesz się zabić.
W psychiatryku przesiąkasz ludźmi, których poznasz. Zaznajamiasz się z ich problemami, i one z tobą zostają.
Tylko ja go odwiedzałem. Rodzice zawsze mieli jakieś wytłumaczenie. Zawsze coś było ważniejszego. Ale wiedziałem że oni po prostu nie chcą cierpieć..a niestety, patrzenie na niego było jedynie cierpienie.
Niemal rzucał się w moje ramiona, gdy tylko wchodziłem. Cieszył się jak cholera. To była jedyna wesołą chwila w jego smutnym życiu. A ja tuląc małego do siebie. Głaszcząc go po krótkich jasnych włosach, myślałem o czym będę z nim rozmawiać.
On się śmiał, opowiadał mi o wszystkim. A ja po prostu patrzyłem, nie wiedzieć co powiedzieć.
Byłem złym bratem.

Czułem jego ból, aż do teraz. Jako siedemnastolatek nie wiedziałem o czym mam rozmawiać z chorym jedenastoletnim bratem. I żałuję, że w pełni nie wykorzystałem tego co miałem. Nie dawałem z siebie nic. Ten malec zasługiwał na dużo więcej. Na tak wiele. Na inny dom. Na dobrego brata, dobrych rodziców. Nie zasługiwał na chorobę.

Grace była jak człowiek bez perspektyw, jak człowiek zamknięty w swoim świecie. Była odrealniona od rzeczywistości.
Nie widziała jak reagować na dobro. Nie wiedziała jak reagować na przemoc. Lata nauczyły ją innej życia. Rozumiałem to. Ale nadal czułem się odrzucony. Uderzyłam mnie. Pewnie przesadziłem, zrobiłem zbyt wielki krok. Spanikowała. Też bym siebie spoliczkował.
Nie spodziewałem się, że wpadnie mi w ramiona i wyzna wielką miłość. Nie sądziłem że uciekniemy i odejdziemy z tego miasta.. sądziłem że po prostu pozwoli mi to zrobić. Że pozwoli sobie na tę krótką chwilę ulgi. Chwilę zapomnienia.
Ale zapomniałem, że ona nie jest taką kobietą. Ona jest wierna swojemu mężowi. Wierna swojemu oprawcy.

Grace
Starałam się uporać z tym wszystkim, zrozumieć co się stało. Zrozumieć dlaczego mnie pocałował. Dlaczego mi się podobało i dlaczego tęskniłam do niego.
Dlaczego chciałam żeby tu był. On jeden się martwił. Go jednego obchodziłam. I bolało, ale zdaje się że tak było. Że on jeden dbał, on jeden chciał.
I choć trzęsłam się na samą myśl, że Seb coś by zauważył, ale nie mogłam przestać.. nie mogłam zapomniec o Isaacu, o jego pocałunku. O jego delikatności. O tym jak bardzo go obchodziło, jak się martwił.
- Nie idziesz spać? - zapytał. Nie patrząc na niego, wstałam i jak robot poszłam za nim. I jak robot ściągnęłam dresy i położyłam się w łóżku. Ułożył się obok mnie. Jego obecność nie była dobra. Nie czułam się komfortowo dzieląc z nim łóżko.
- Dobranoc - wyszeptał. Nie odpowiedziałam. Ten nocy nie zasnę, pomyślałam czując jego rękę na moim udzie. Drgnęłam nie spokojnie. Tej nocy będę myślała o tym do czego jest zdolny mój mąż. - Powiedziałem dobranoc - podniósł głos. Był taki obcy. Nie znałam człowieka który leżał obok mnie, ściskając moje uda.
- T-tak, dobranoc - byłam na wpół wystarszona, a na wpół dzielna. Nie dbałam o mój ton, ale się bałam.
- Nie życzę sobie, abyś mówiła do mnie tym tonem - zapalił lampkę, rozświetlając ciemny pokój. Mimo jasności, zrobiło się bardziej przerażająco. Położył się na mnie, umiejscowując swoje dłonie po obu stronach mojej głowy. Widziałam że był zły. I miałam dość, ale uspokoiłam się.
- Przepraszam, przepraszam, j-ja.. n-nie chciałam - histerycznie błagałam go o przebaczenie. Naprawdę, straciłam do niego zaufanie. Bałam się że może skrzywdzić mnie bardziej od tych paru siniaków na moim ciele. Bardziej od bicia.
- Nie mówisz poważnie, po prostu się boisz! - ryknął, całując moją szyję. Chlipnęłam. Górował nade mną, a jego ciało dociskało mnie mocniej do łóżka. Bałam się.
- Nie, ja naprawdę.. - próbowałam się uspokoić i mówić odważnie. Bardzo bałam się że mnie zgwałci, nigdy tego nie zrobił, ale bałam się że jest w stanie. Nie kochaliśmy się od miesięcy. Przez siniaki unikałam jego kontaktu, a on to akceptował. Ale mógł przestać. Z nim nic nie było pewne.
- Nie kłam - warknął, w końcu ze mnie zszedł. Nie wiem czy to z powodu mojego wielkiego strachu, czy innego powodu. Cokolwiek to było, ulżyło mi. - Nie będę z tobą spał. Brzydzisz mnie - westchnął.
Nie zasnęłam.

W drzwiach stała Rose i Tyler. Wszystko było tak jak wcześniej. Oni uśmiechnięci, my udający.
- O, nie widzę żadnego siniaka, pani sierotka nauczyła się grawitacji? - Rose mrugnela do mnie okiem. Rozpromienilam się, dobrze było ją widzieć. W zasadzie dobrze byłoby zobaczyć kogokolwiek. To był smutny dzień.
- Co jemy? - zapytał Tyler. Niemal otwierałam usta, byłam bardzo głodna.
- Nie mam pojęcia, ale Garce nie jest głodna - wyjaśnił Sebastian. Dla niego nie było to dziwne. I chciałam zaprzeczyć, ale zacisnął dłoń na moim udzie.
- Już wiem jak mogę cię skrzywdzić - wyszeptał do mojego ucha, zagrażając jego płatek.
Nie poznawałam tego człowieka. Ja po prostu nie wiedziałam kim on jest.

Isaac
To było w jego pokoju. Dwie godziny po powrocie ze szpitala w którym żył przez dziesięć lat. Z głową pełną straszliwych widoków i bolesnych wspomnień. Ze spokojnym uśmiechem, którym próbował nas zmylić. I udało mu się, nikt tego nie przypuszczał. Nikt nie sądził, że tak może się skończyć. Pamiętam że to ja byłem pierwszym który go znalazł. Widziałem jego gołe ciało, wychudzone, pełne ran i blizn. Cały był pocięty. Jego plecy były w bliznach, jego wklęsłe żebra ujawniały jego autodestrukcję. Sam siebie krzywdził. I nie mógł nic na to poradzić. Nie mógł się powstrzymać. Dotknalem jego ramienia, myśląc czy robił to też jako dziecko. Czy ból był zbyt wielki, aby zabawki i moje odwiedziny go jakkolwiek pocieszyły?
Obok jego ciała leżały porozwalane tabletki. Nie wiedziałem ile ich wziął. Nie wiedziałem czy miał jakiekolwiek szanse na przeżycie. Ale odczekałem pół godziny, aby mieć pewność że już nikt go nie uratuje. Że już nic nie powstrzyma go od śmierci. Urodził się po to, aby w końcu umrzeć. Tego chciał, o tym marzył i nie było nic, co było by dla niego lepsze. On tego chciał, o tym marzył. Nie było dla niego innej drogi, nie było nic więcej. Była tylko śmierć.
Pomyślałem teraz o piosence, jaką wybiorę na jego pogrzeb. Zawsze sprzeczaliśmy się kto jest większym fanem My Chemical Romance. Zawsze wygrywał. Wiedział wszystko o włosach Gerarda i rozpoznawał piosenki po trzech sekundach.
Wyglądał spokojnie, gdy ostatnie oddechy opuszczały jego usta. Wyglądał tak spokojnie, jak nigdy wcześniej.
Zastanawiałem się czy to ja zabiłem własnego brata?

Pojechałem prosto do ich domu. Nie obchodziło mnie czy Sebastian tam jest. Nie obchodziło mnie czy jestem pod wpływem. Miałem wszystko w dupie. Wiedziałem co robię. I musiałem to zrobić. Bo chciałem.

disobey/s.stanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz