~I Knew, Will Be Okay~

627 51 17
                                    

Chan

Do moich uszu doszło miarowe, dziwne pikanie. Dźwięk na tyle nieprzyjemny, że zmarszczyłem brwi, krzywiąc się nieco. Miałem nadzieję, że zaraz przestanę go słyszeć, jednak nic się na to nie zapowiadało. Dźwięk zamiast cichnąć był jakby coraz bliżej, głośniejszy i bardziej irytujący.

Koniecznie chcąc wiedzieć co to jest otworzyłem nieco oczy, czego zaraz pożałowałem. Natężenie światła było tak duże, że musiałem zacisnąć powieki i odczekać chwilę, by móc na nowo je uchylić. Rażące światło, uciążliwe pikanie i dziwne pieczenie w przedramionach przyprawiły mnie o ból głowy. To wcale nie wyglądało jak śmierć. Mogłem oddychać, widziałem, słyszałem, czułem.

Najwyraźniej coś poszło nie tak, ale dlaczego? Kto mnie znalazł, dlaczego mi pomógł? Przecież ja chciałem umrzeć, powinienem umrzeć. Po
moich policzkach pociekły łzy.

Czułem się taki bezsilny, nawet życia nie umiałem sobie porządnie odebrać. Jestem beznadziejny, do niczego.

Felix

Siedziałem oparty o krzesło i smutno przeglądałem w swoim telefonie zdjęcia z Chanem.

W ciągu ostatnich kilku dni zdążyłem szybko wrócić na chwilę do domu, ale prócz tego siedziałem cały czas przy starszym czekając aż się obudzi.

Po moim policzku znowu płynęły łzy, po raz setny już oglądałem filmik tańczącego w skupieniu z uśmiechem Chana. Westchnąłem głośno i odłożyłem telefon, wtedy zauważyłem, że starszy się zaczął jakby delikatnie wiercić.

Położyłem delikatnie swoją dłoń na jego. - Chan..? - Spytałem cicho.

Chan

Nagle do moich uszu doszedł głos wymawiającego moje imię Felixa. Bałem się otworzyć oczu, bałem się spojrzeć w tamtym kierunku. Bałem, się, że nie zobaczę tam jego, tylko jakiegoś lekarza.

W końcu Lix nie chciał mnie już widzieć. Na pewno majaczę z tej tęsknoty, jego tutaj nie ma. Na wspomnienie radosnej, piegowatej buzi po moich policzkach spływało coraz więcej łez.

Nie musiałem ich wstrzymywać, nie musiałem udawać. Juź nie...

Felix

Starałem się powstrzymać łzy, które do tej pory spływały po moich policzkach, po tych kilku dniach płaczu wyglądałem jak duch samego siebie.

- Chan.. - Powtórzyłem jeszcze raz, pogłaskałem jego policzek na którym poczułem mokrą łzę. - Nie płacz proszę.. Już cię nie zostawię, obiecuję.. - Rozpłakałem się głośniej i położyłem głowę na jego łóżku. - Przepraszam, przepraszam, przepraszam..

Chan

Otworzyłem oczy i z lekkim trudem obróciłem głowę w stronę głosu. To był Felix. Naprawdę tu siedział, był przy mnie i płakał... Obwiniał się o to, co zrobiłem, chociaż zbierałem się do tego już od dawna.

Słuchając jego słów nie potrafiłem się uspokoić, nie mogłem wydobyć z siebie głosu, mimo iż tak bardzo chciałem go pocieszyć i sprawić żeby przestał szlochać.


- Prosze już cię nie zostawię.. Proszę ty też mnie nie zostawiaj.. - Mówił dalej. - Nawet nie wiesz co przeżywałem, gdy cię wtedy zobaczyłem.. Myślałem, że dobrze Ci zrobi, gdy odpoczniesz odemnie kilka dni.. Byłem głupi, że pozwoliłem ci zostać samemu, wiedząc co możesz zrobić..

Your Hope | Chanlix Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz