Rozdział 22

50 4 0
                                    

Po dziesięciu minutach wrócił do sali wraz z doktorem Redhall'em. Zaglądał do mnie zawsze kiedy spałam i dopiero teraz mogłam mu się lepiej przyjrzeć. Był to garbaty moroj po czterdziestce, ale było mu bliżej do pięćdziesiątki. Miał na sobie długi kitel, a mi przypominał złego doktora złoczyńce z pewnej bajki. Obdarzył mnie wielkim uśmiechem.

- Dzień dobry strażniczko Hathaway, pan Bielikow mówił, że ma pani dla mnie pewną propozycję.- odparł, siadając na krzesło, które znajdowało się obok mojego łóżka.

- Oczywiście, że mam dla pana propozycję. Czuję się już o wiele lepiej, proszę pana i wszystkie wyniki mi się poprawiły, więc może wypuściłby mnie pan, doktorze?- mówiłam to najmilszym głosem jaki, kiedykolwiek miałam. Kątem oka zauważyłam, że Dymitr nie jest zachwycony tym, że "czaruję" starszego mężczyznę.

- Bardzo mi przykro, ale nie mogę tego zrobić. Codziennie musi pani dostawać zastrzyki oraz leki, a pielęgniarki mają tu urwanie głowy, ponieważ wchodzi nowy system rejestracji pacjentów i inne sprawy personalne.

- Spokojnie, nie będą musiały do mnie przychodzić, bo sama...

- Nie może pani sama sobie podawać lekarstw! Może to robić tylko siostra.- przerwał mi.

Przemilczałam to, że mi przerwał. Musiałam być potulna jak baranek, bo inaczej nie osiągnę tego, czego oczekuję.

- Miałam na myśli to, że sama znalazłam osobę, która kiedyś pracowała w izbie chorych. To matka strażnika Bielikowa, która mieszka ze mną. Jestem pewna, że zgodzi się mną opiekować, aż całkowicie wyzdrowieje.

- Ach, jest to możliwe pod jednym warunkiem. Ta kobieta będzie musiała przejść odpowiednie szkolenie, a wtedy panią wypiszemy, strażniczko Hathaway.

- Naprawdę? To cudownie! Bardzo, bardzo panu dziękuję, kiedy jest najszybszy termin na to szkolenie?- spytałam, z wielką nadzieją w głosie. Tak bardzo chciałam znaleźć się w swoim domu.

Redhall powiedział, że za godzinę może przeprowadzić zajęcia z Oleną. Byłam szczęśliwa, gdy to mówił. Towarzysz zadzwonił do swojej mamy i wszystko jej wyjaśnił. Tak jak myślałam na początku, zgodziła się i była trochę podekscytowana swoim nowym zadaniem. Gdy Dymitr zakończył rozmowę telefoniczną, posłał mi jego z tych swoich spojrzeń, mówiących, że musimy poważnie porozmawiać.

- Roza, ty z nim flirtowałaś!- powiedział, a w jego oczach można było zobaczyć zazdrość.

- Nie, nie flirtowałam z nim. Po prostu byłam miła.- zaczęła się bronić.

- Wcale nie, widziałem...- usiadł obok mnie.

- A wiesz, że 86% mężczyzn, uważa, że gdy kobieta jest dla niego miła to z nim flirtuje, a tak naprawdę chce być dla niego przyjacielska. To jest potwierdzone naukowo.- zaskoczyłam go tym stwierdzeniem.

- Aż tak dużo z nas tak uważa?- spytał, a ja potwierdziłam ruchem głowy.- Rose, jesteś tak piękną kobietą, że czuję się zazdrosny, kiedy rozmawiasz z innymi facetami.

Spojrzałam w jego czekoladowe oczy i ujęłam jego twarz w swoje dłonie.

- Dymitr, czy uważasz, że jestem głupia? Bo byłabym głupia, mając przy sobie wspaniałego mężczyznę, którego kocham i wiem, że on mnie kocha, a szukałabym innego.

Nic nie odpowiedział. Nie musiał nic mówić, rozumieliśmy się bez słów -tak jak zawsze. Nasze usta spotkały się w pocałunku, który był przepełniony naszą miłością. Uwielbiałam go całować, jego usta były zawsze miękkie, delikatne i chętne...

Całowaliśmy się bardzo długo, aż nie przerwano nam w prymitywny sposób.

- Rose, przeszłam ten kurs, możesz się pako...- osobą, która nam przerwała to Olena. Niechętnie osunęłam się od mojego bohatyra, za to Dymitr był cały zaczerwieniony. - Oh, przepraszam, jeśli wam przeszkodziłam...

Buria- wieczność bez ciebie, będzie taka samotna.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz