Rozdział 23

39 3 0
                                    

Jestem w jakimś pomieszczeniu. Chłodnym, mokrym i przesiąkniętym wilgocią. Piwnica. Nagle siedzę, przywiązana do krzesła. Jestem obserwowana, czuję czyjeś spojrzenie na moich plecach. Zauważam jakiś ruch tuż pod ścianą, nie mogł być nim człowiek, za szybko się poruszał. Strzyga...

W jednej chwili jej twarz znajduje się tuż nad moją. Czerwień, która zwykle towarzyszy źrenicom tych potworów, teraz była krwista. Skóra twarzy tak bardzo blada, że aż biała jak pierwszy śnieg. Bestia rozchyla paszczę, ukazując kły. Zaczynam się szarpać, tak aby nie zbliżył ich do mojej szyi.

Jeśli mnie ukąsi, stracę rozumne myślenie, a przez to szansę na ucieczkę!

Nagle pojawiam się blisko płonącego ognia. Widzę, tańczące płomienie tego strasznego żywiołu, które chcą mnie pochłonąć... Czuję piekielny ból na plecach. Nie wiem, skąd on się bierze. Chcę stracić przytomność, a przez to przestać czuć, ale jakaś siła nie pozwala mi na to...

Kolejne uderzenie serca i jestem w jakimś labiryncie. Biegnę przed siebie, nie wiem, gdzie znajduje się mój cel. Skręt w prawo, potem w lewo. Ślepy zaułek. Cofam się i widzę postać, która spokojnym krokiem do mnie zmierza. Znam ją. Jak mogłabym jej nie znać, skoro wiem jak smakują jego pocałunki; wiem, jak silne są jego ramiona? Wolnym krokiem idzie Dymitr. Tylko jakiś inny...

Dostrzegam w nim zmianę. Zmianę na jego twarzy, bo jego ciało jest takie samo. Ubrany jak zawsze w swój prochowiec. Im dłużej patrzę na niego, tym lepiej widzę, że jest bardzo blady. Przenoszę wzrok na moje ukochane brązowe wręcz czekoladowe oczy- i ich nie znajduję. Nie ma w nich czekolady, za to jest ognista czerwień, która zwiastuje zniszczenie i ból.

Jest jeszcze daleko ode mnie, skręcam w bok. Biegnę znów przed siebie, wiedząc, że śmierć jest tuż, tuż. Nie wiem, od jak dawna uciekam przed nim. Bolą mnie nogi i trawi mnie ból w ramieniu. Przewracam się. Słyszę trzask. Mimo potwornego bólu, podnoszę się i próbuję iść. Kulejąc, podążam ku światłu, które pojawiło się znikąd.....Uciekam...... przed Dymitrem!

To jakiś absurd, przecież jest moim narzeczonym. Boję się!

Ciemny las. Znam to miejsce? Nie wiem. Goni mnie! Strach! Wielkie drzewo, drzwi.

Muszę tam dostać się. Tam skończy się mój ból, strach i zmęczenie. Ale jeśli nie dam rady? Co będzie wtedy? Co się ze mną stanie?

Odtrącam od siebie te czarne myśli. Biegnę dalej- coraz wolniej. Każdy kolejny krok sprawia mi większy ból, jakbym miała przyczepione do nóg żelazne kule. Zostało mi tylko dziesięć metrów. Jeszcze tylko troszeczkę, jeszcze tylko chwilkę i to wszystko się skończy.

Uderzam w coś twardego, upadam. Spadam w dół wraz z tym czymś. Chcę wrócić na górę, do nieba. Macham rękoma, starając się złapać czegoś.. Na próżno.

Leżę na jakiejś podłodze, ktoś mnie podnosi. Mam zamknięte oczy, nie chcę nic widzieć. Strach!

Jestem Rosemarie Hathaway! Niczego się nie boję, wolę spojrzeć śmierci w oczy!

Otwieram oczy i widzę Dymitra. Nachyla się nad moją szyją. Wiem, że jest strzygą, nie mogę mu pomóc... Czuję ostry ból, który powoli staje się bardzo przyjemnym uczuciem.

***

Krzyczałam. Wiem to, mimo że spałam, słyszałam swój głos. Prosiłam o pomoc, było to zrozumiałe, właśnie uciekałam przed moimi lękami...

- Rose! Roza, obudź się!- czułam na sobie czyjeś ręce, które potrząsały moim ciałem.- Rose, obudź się!

Znowu ten głos. Chciałam się obudzić, ale bałam się, że znowu znajdę się w tej piwnicy.

Obudziłam się. Nie mogłam złapać oddechu. Słyszałam donośne uderzenia mojego serca. Nie mogłam uspokoić się, nie wiedziałam gdzie jestem. Przejechałam dłonią po moim czole- było całe mokre od potu.

- Roza...- powiedział Dymitr. Dopiero teraz przypomniałam sobie, że tu jest. Bałam odwrócić się, bałam się zobaczyć twarz mojego największego koszmaru.

- Przepraszam, to tylko głupi sen. Pewnie obudziłam wszystkich w domu.

- Spokojnie, od dłuższego czasu mieszkają obok. Mama dziwnie się czuła, mieszkając tu, gdy ciebie nie ma. Rose...

Jedno słowo i wiedziałam, co chciał przez to powiedzieć. Rozumieliśmy się bez słów. Chciał, żebym na niego spojrzała. Nie musiał tego mówić, ale wiem, że oto chodziło. Z lekkim wahaniem odwróciłam się w jego stronę.

Widziałam, w jego oczach troskę . Przytuliłam się , chciałam poczuć się bezpiecznie. Milczeliśmy, ale ta cisza była przesiąknięta zrozumieniem i miłością. Uspokoiłam się.

- Rose, opowiedz mi o twoim koszmarze, bo nie mógł być to głupi sen. Od jak dawna to się dzieje?

Długo nie odpowiadałam. Dymitr, niedawno był przebudzony i jeszcze zadręcza się tym, co robił jako nieśmiertelny. Więc jak mogłam powiedzieć, że gdzieś tam w podświadomości boję się tego, kim był.

- Byłam w tej piwnicy... uciekałam przed tymi bestiami, dokładnie to przed jedną, ale ona już nie żyje. Śniło mi się, że znowu zaczynają się tortury, że znowu będę cierpieć. I to był pierwszy taki sen.

Kłamałam. Od kiedy byłam w szpitalu, co noc, przeżywałam to od nowa. Zawsze ten sam scenariusz. Zawsze w tym samym momencie budziłam się.

- Ale z ciebie kłamczucha, Rose.

- Dobra, śni mi się to od kiedy mnie uratowaliście.- powiedziałam z wielkim żalem do siebie, że nie potrafiłam go oszukać.

- Opowiedz, co tam się wydarzyło. Zawsze zbywasz nas. I nie mów, że to nieprawda, bo rozmawiałem ze wszystkimi. Uwierz mi, poczujesz się lepiej, jak komuś o tym opowiesz.

Na samą myśl o tym, zadrżałam.

Rozważałam jego słowa. Od jakiegoś czasu chciałam z kimś porozmawiać. Wylać z siebie te wspomnienia, lecz nie mogłam. Nie mogłam, wymówić ani jednego słowa opisującego tamte zdarzenia. Pragnęłam o tym zapomnieć, lecz nie byłam w stanie. Nie chciałam też niepokoić ich nadmiernie.

Nie odezwałam się do niego ani słowem.

- Dlaczego nie chcesz mi zaufać?- spytał z nutką urazy.

- To nie jest kwestia zaufania. Nie jestem jeszcze gotowa na tę rozmowę, ale kiedyś... Kiedyś się dowiesz , co tam się zdarzyło. Potrzebuję jeszcze troszeczkę czasu.

- Spokojnie, kochanie, nikt na ciebie nie naciska... Pewnie nie ucieszysz się z tego, co mam ci do powiedzenia, ale to prośba królowej.

- Co nasza kochana królowa wymyśliła tym razem? Może mam jej wszystko rozrysować, co tam się wydarzyło?

- Nie denerwuj się, chce żebyś przeprowadziła zajęcia z klasą Wiktorii.

Ach. Więc o to chodziło. W sumie to nie był głupi pomysł. Trzeba oswoić ich z wiadomością, że mogą przytrafiać się im takie rzeczy.

- Dobrze, przeprowadzę te zajęcia, ale pod jednym warunkiem.- uśmiechnęłam się przebiegle.

- Co znowu wymyśliła moja szalona Rose?

- Nie jestem szalona- posłał mi takie spojrzenie, że wybuchłam śmiechem.- No dobrze, może i jestem troszeczkę szalona...

- Tylko troszeczkę?

- Jestem szalona! Zadowolony? Chciałam cię poprosić o to, żebyś był tam przy mnie.

- Zawsze będę przy tobie.- szepnął mi do ucha.

Ucieszyła mnie ta wiadomość. Nie ta, że będzie tam ze mną. Ale ta, że zawsze będę ważniejsza niż służba. Chwilę rozmawialiśmy, a potem usnęłam z uśmiechem na twarzy.

Buria- wieczność bez ciebie, będzie taka samotna.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz