Rozdział 3.

67 3 0
                                    


Nawet nie wiem, kiedy to się stało. Biegałam sobie Dymitrem, a potem chciałam go odprowadzić do jego pokoju. I wtedy ich zobaczyłam. Adriana i Lunę, którzy się całowali, chciałam jak najszybciej dowiedzieć się o co chodzi. Gdy tylko podeszliśmy, Dymitr uderzył pięścią Adriana w twarz.

- Ludzie! Ratunku on jest strzygą!- wydarła się Luna, po czym pobiegła w stronę budynków. Nie wiedząc do końca co się stało, klękłam przy Adrianie, który trzymał się za zakrwawiony nos.

- Nic ci nie jest Adrian?-odpowiedział tylko ruchem głowy, pomogłam mu wstać lecz po chwili Bielikow zaczął go tłuc po twarzy.-Dymitr przestań proszę! Chłopaki uspokójcie się!- stanęłam po między nimi.

- Oj Bielikow nie pożyjesz długo, za to co zrobiłeś!- Powiedział Adrian, wiedziałam o co mu chodziło. Dymitr nadal był uważany za strzygę a fakt, że uderzył członka rodu królewskiego a w dodatku ciotecznego wnuka królowej pogarszał sytuację.

- Nie obchodzi mnie to! Jak mogłeś zdradzić moją Rozę?- Powiedział spokojnie.

-Adrian... proszę cię musisz im powiedzieć, że to ja cię uderzyłam ... proszę- Błagałam go, po jego minie wywnioskowałam, że nic tym nie osiągnę, więc musiałam sięgnąć po cięższy kaliber.- Jesteś mi to winien po tym co tu zobaczyłam.

- Dobrze, mała dhampirzyco, ale robię to jedynie dla ciebie.-powiedział,niedługo po jego słowach przybiegło dziesięciu strażników i zapłakana Luna. Od razu unieruchomili Dymitra.

- Zostawcie go! On nic złego nie zrobił!- Może tylko to, że swym czynem podbił moje serce.... znowu.

- Ta młoda panna twierdzi, że ten mężczyzna rzucił się z pięściami na lorda Iwaszkowa. - Mówił jakiś dziwny gościu. Nie podobał mi się, nie chodzi tu o jego wygląd, ale o całokształt.

-Ale to ja uderzyłam Adriana... Cóż oto ten lord Iwaszkow jest... a raczej był moim chłopakiem jeszcze jakieś dziesięć minut temu, całując się z oto tą panną Luną Jakjejtam mocno mnie wytrącił z równowagi. Mocno się zdenerwowałam i go uderzyłam pięścią w jego piękną twarz... Czyż tak nie było Adrianku?- Mówiłam najsłodszej jak potrafiłam.

- Otóż tak było, moja droga koleżanko... więc może się rozejdziemy?- Te ostatnie słowa wypowiedział z magią wpływu. Strażnicy popatrzyli się na nas a potem sobie poszli. -Rose...

Nie zwracając uwagi na jego słowa odwróciłam się i poszłam w stronę mojego domu. Chcę znaleźć się w swoim miękkim łóżeczku i iść spać. Wiedziałam, że Dymitr idzie za mną... będę musiała go odprowadzić do jego kwatery. Zrobię to później, teraz mam ochotę na pizzę... Zawsze gdy się denerwowałam to jadłam, a potem szłam na siłownię i spalałam ten tłuszcz, który zjadłam.

-Rose, gdzie my idziemy?- z zaciekawieniem spytał Dymitr, pewnie zastanawiał się, gdzie go prowadziłam. W sumie to mu się nie dziwię mieszkałam na uboczu. W miejscu gdzie nikt prawie nie zagląda, a duża część mieszkańców dworu nie wie, że tu są jakieś budynki.

- Do mojego mieszkania... zrobimy pizzę!-Powiedziałam, ale nic mi nie odpowiedział, w sumie nawet nie chciałam z nim teraz rozmawiać. Z nikim nie chciałam rozmawiać.

Adrian... nie dziwię się, że całował się z Luną. Była bardzo atrakcyjna, i poświęcała mu dużo czasu w przeciwieństwie do mnie. Zranił mnie mężczyzna którego kochałam, to już drugi w ciągu tygodnia. Super chyba pobiłam swój rekord! Po pięciu minutach doszliśmy do mojego domu, szybko odtworzyłam i weszłam do środka.

- Oto mój dom... możesz sobie pozwiedzać jeśli chcesz...- Mówiłam, udając się do kuchni po szklankę soku pomarańczowego.- Chcesz coś do picia?

Buria- wieczność bez ciebie, będzie taka samotna.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz