Rozdział 8.

51 2 0
                                    


Byłam nieźle zaskoczona, głos który do mnie mówił, należał do osoby, której dawno nie widziałam...

- Wiktoria! Co się stało? Dlaczego do mnie dzwonisz?- osoba dzwoniąca to Wiktoria Bielikow, młodsza siostra Dymitra.

- Rose, to prawda? Proszę powiedz, on jest znowu sobą?- a więc wieści o ocalałej strzydze musiały dotrzeć nawet do Rosji. Choć podejrzewałam, że Yeva widziała w jednej z tych swoich wizji, Dymitra przywróconego go życia.

- Tak Dymitr znowu jest dhampirem...- nawet nie dokończyłam, gdy usłyszałam różne okrzyki radości i jakieś słowa po rosyjsku. Z mojego marnego słownika rosyjskiego wyłapałam słowa "cud", "niemożliwe" i inne wyrazy podobne.- Skończyliście czy mam poczekać jeszcze chwilę?

- Rose, możesz go poprosić do słuchawki?- cóż no to mamy malutki problemik...

- Wiki... gdyby tu był z miłą chęcią podałabym mu telefon, ale skoro go tu nie ma, to jest to niemożliwe.

- Co, jak to go nie ma? Coś mu się stało?- słyszałam desperację i zmartwienie w jej głosie.

- Spokojnie nic mu nie jest. Tylko go nie ma pobliżu, chwilę temu skończył zmianę, więc dopiero za kilka godzin mu przekażę, że dzwoniłyście...

- A nie możesz go po prostu obudzić? Proszę, tak bardzo się za nim stęskniłyśmy.

- Wiktoria bardzo chcę wam pomóc, ale nie mogę. Jakby Dymitr mieszkałby ze mną, to wtedy bym go obudziła, ale skoro mieszka prawie na końcu Dworu, to sprawia mi to mały kłopot. - może myśli, że teraz pobiegnę go budzić. Marzenia.

- Jak to nie mieszkacie ze sobą? Nie obraź się Rose, ale to głupie skoro jesteście ze sobą.- czyli oni myśleli, że ja z nim...

- Wiktoria. My nie jesteśmy razem.- zapadła głucha cisza. Słyszałam, że Wiktoria coś mówi do pozostałych kobiet, ale nie wiedziałam co. Cisza się przedłużała, a ja nie wiedziałam co powiedzieć.

- Rose tu Olena. Tak mi przykro skarbie... Mogłabyś nam powiedzieć jak to się stało, że nie jesteście razem?- jak to się stało? Co mam wam powiedzieć, że twój syn, a wasz brat mnie po prostu nie chce?

- Dymitr i ja... my... Ujmę to tak. Dymitr nie jest taki jaki był kiedyś. On twierdzi, że nie może nikogo kochać a zwłaszcza mnie. Twierdzi, że przez to co zrobił mi na Syberii, nie może się do mnie zbliżać. Ja go kocham, bardzo go kocham, chyba najmocniej na świecie, ale nie mogę ciągle czekać.

- Przyjedziemy na Dwór. I sobie z nim pogadamy, mieć taki skarb w rękach i wypuścić*.- pomysł Oleny nie był taki głupi, ale był mały szczegół, którego nie przewidziały.

- To bardzo miłe z waszej strony, ale boję się, że on nie będzie chcieć z wami rozmawiać.

- Rose w takim razie uprzedź go, że przyjedziemy a potem napisz nam wiadomość jak zareagował.- teraz to Karolina się wtrąciła.

Rozmawiałam z dziewczynami bardzo długo. Dowiedziałam się, że Sonia urodziła synka i dała mu na imię Artur. Dowiedziałam się też, że Karolina poznała bardzo uczciwego i wspaniałego mężczyznę, z którym jest. Pawka i Zoja bardzo go polubili. Zoja powiedziała pierwsze słowo, które brzmiało: Rose. Gdy to usłyszałam byłam bardzo zaskoczona, że mała mnie pamięta. Chyba największym szokiem było to, że Wiktoria postanowiła zostać strażniczką! Oczywiście nadal próbuje przekonać matkę i babkę, ale obiecałam, że kiedyś zadzwonię do Oleny i spróbuję ją przekonać.

Nawet nie wiem kiedy była już dziesiąta. Wiedziałam, że nie mam dzisiaj służby, więc postanowiłam iść na mszę. Odkąd wróciłam ze Syberii bardzo stałam się religijna. No dobra nie aż tak by nazywać się zakonnicą tylko tak zwyczajnie. Ubrałam się w jedną z wielu moich sukienek. Ta była niebieska, choć na metce było napisane, że kolor ten nazywa się "karaibski błękit". Dla mnie i tak to niebieski.

Zeszłam po cichu do kuchni, tak aby nie obudzić Koli. A co do tego pana, to muszę się go szybko pozbyć. Znalazłam w szafce na chleb lekko suche kromki chleba. Postanowiłam je wziąć i nakarmić nimi kaczki w parku.

Szybko doszłam do kościoła. Bardzo mało osób było w nim- w sumie to się nie dziwię, ponieważ dla morojów** jest teraz noc. Usiadłam w ostatnich ławkach, i pogrążyłam się w "modlitwie" , która w moim wykonaniu wyglądała jak rozmowa ze swoim sumieniem. Po kilku minutach ktoś usiadł koło mnie. Ja nadal udawałam, że się modlę.

- Wszystkiego bym się spodziewał, ale nie tego, że Rosemarie Hathaway będzie się modlić.- ten głos, ten aksamitny głos. Dymitr siedział bok mnie i nie ukrywał uśmiechu.

- Ludzie się zmieniają, Towarzyszu. Sam jesteś tego przykładem.- odparłam i patrzałam się w stronę ołtarza. Do końca mszy się nie odezwał- więc i ja się nie odzywałam.

Zamiast udać się do domu poszłam do parku, tak jak zaplanowałam. Czułam, że ktoś idzie za mną więc postanowiłam na tą osobę poczekać, skoro i tak wiedziałam kim ta osoba jest.

- Czemu nie idziesz do domu?- spytał Dymitr.

- Idę do parku, odwiedzić moje przyjaciółki kaczki.- odpowiedziałam, próbując powstrzymać śmiech. W końcu i mężczyzna się uśmiechnął. W parku usiedliśmy na ławeczce i zaczęłam karmić kaczki, które szybko podpłynęły do skrawków chleba.

- Zamierzasz tak milczeć cały czas?- spytałam się go. Bo na pewno ma do mi coś do powiedzenia.

- Chciałbym ci podziękować za to co dla mnie zrobiłaś.- nie odpowiedziałam, więc kontynuował.- Od Adriana dowiedziałem się o twojej umowie z królową... Rose to była dla ciebie szansa, dlaczego z niej zrezygnowałaś?

- Nie zrezygnowałam. Chciałam ci dać szansę. Dobrze wiemy, że nie miałbyś dobrego przydziału po tym co się stało... potraktuj to jako moje wynagrodzenie za to, co dla mnie zrobiłeś w Akademii, a dobrze wiemy, że trochę tego było.- dałam mu stójkę w bok i się uśmiechnęłam. Dopiero teraz zwrócił uwagę na to jak jestem ubrana.

- Ładnie dziś wyglądasz... Co dzisiaj ciekawego robiłaś?- spytał po chwili widząc, że się rumienię.

- Ja? Miałam miłą pogawędkę z twoją rodziną...- był bardzo zaskoczony faktem, że mam z nimi kontakt.

- Rozmawiałaś z nimi?- chyba nadal nie dowierzał.

- No tak... niedługo przyjeżdżają.- szkoda, że nie miałam ze sobą, żadnego aparatu, bo jego mina była przekomiczna...

Buria- wieczność bez ciebie, będzie taka samotna.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz