Rozdział 2 "Ona wróci"

554 43 9
                                    

                                                                                      

*Justin*

-Justin,przestań tak łazić na Boga !-mamrotała coś do mnie Carlena.

-Dlaczego nie mogę do niej wejść, coś znowu jest nie tak- łaziłem tam i z powrotem jak zahipnotyzowany głosno myśląc. Kilka razy zostałem upomniany przez personel szpitalu za zakłócanie spokoju, ale nie zwracałem na to uwagi. Sam już nie wiedziałem co dzieję się wokół, co dzieję się ze mną. W głowie miałem tylko Alicie i ten cholerny samochód. Boże to wszystko moja wina. Jestem takim skończonym kretynem. To ja powinienem być na jej miejscu za to wszystko co spieprzyłem. Ja, nie ona.

-Justin przestań tak myśleć. Nic się już nie dzieje- daremnie próbowała pocieszać mnie Carl. Nagle drzwi z sali segregacji otworzyły się i ujrzałem nieco podbladłego lekarza, tego, który  uczestniczył w reanimacji Alicii. Momentalnie podbiegliśmy do niego zasypując go pytaniami, rządając natychmiastowej odpowiedzi.

-Co się z nią działo? Dlaczego ją reanimowaliście ? Jej serce bije ?Mogę tam wejść ? Mów człowieku !!-

-Ej ej człowieku spokojnie. Wszystko mamy pod kontrolą. Tak, to prawda, serce pacjentki przez kilka chwil przestało pracować...-mówił to tak spokojnie.

-Boże,,- Carlena schowała twarz w dłonie.

-Ale odzyskaliśmy dziewczyne dzięki terapii elektrowstrząsowej. Puls jest wyczuwalny, najgorsze za nami. Alicia miała naprawdę dużo szczęścia.- powiedział ciężko wzdychając.-Niestety jej stan nadal jest poważny. Obecnie przebywa w śpiączce. Niewiemy kiedy dziewczyna się obudzi... To może potrwać.- mężczyzna wziął gleboki oddech - Kochani będe z wami szczery. To może nastąpić za kilka dni, miesięcy a nawet lat. Obrażenia wewnętrzne również są poważne, straciła dużo krwi....Ale zapewniam was, zrobimy wszystko aby wasza przyjaciółka wyszła z tego szczęśliwie. Jesteśmy cały czas w pełnej gotowości. Musicie uzbroić się w cierpliwość i być dobrej myśli-skończył doktor Adams. Delikatnie poklepał mnie po ramieniu po czym odszedł od nas.

-Justin...- zaczeła Carlena

-Wiem, wiem- przerwałem jej i odwróciłem się od niej. Niespokojnie podszedłem do drzwi. Potrzebowałem trzeźwo pomyśleć, ale w tamtych chwilach miałem totalny mętlik w głowie. Cholernie się bałem. Nie wiedziałem czego się spodziewać. Co z nią będzię, ze mną....co będzie z nami. Chwilę później z sali wyszła pielęgniarka.

-Siostro możemy do niej wejść ?- zapytała drżącym głosem Carlena. Kobieta nie mając szans z naszymi błagalnymi spojrzeniami wpuściła nas. Weszliśmy do dużego, jasnego pomieszczenia, w którym było czuć ostry, metaliczny zapach krwi i róznych lekarstw. Naszym oczom ukazał się okropny widok. Śpiąca dziewczyna na szpitalnym łóżku, przypięta do przeróżnych kroplówek, maszyn i do dużego ekranu kontrolującego pracę serca. Jej twarz taka blada, bez wyrazu, na czole szyta rana. Carl momentalnie zaszlochała chowając wzrok za moimi plecami. Patrząc na to, tak bardzo chciałem żeby to wszystko było tylko jakimś koszmarem, złym snem, z którego wszyscy się zaraz wybudzimy. Moim ciałem zawładneły strach i rozpacz. Na drżących nogach podszedłem do łózka. Carlena nadal stała przy drzwiach próbując się uspokoić. Z góry patrzyłem na posinaczone ciało dziewczyny. Miałem ochotę wziąść ją na ręce i wynieść z tąd jak najdalej. Pragnąłem cofnąć czas, zmienić tyle rzeczy. Zdruzgotany pochyliłem się nad twarzą Alice i z łzami w oczach wyszeptałem:

-Kochanie przepraszam. Tak bardzo żałuję. Schrzaniłem to moja wina, przepraszam - rozkleiłem się jak dziecko, zapominając o męskiej dumie. Jasna cholera osoba, która tyle dla mnie znaczy być może miała się już nigdy nie obudzić.

-Przestań błagam- próbowała przerwać mi Carl.

-Wybacz mi skarbie, wybacz mi moje błędy, Alice- mówiłem dalej szlochając, nie wytrzymałem. Przyłożyłem twarz do jej zimnej skóry przy odsłoniętym obojczyku i rozpaczliwie łkałem. Nie to nie może się tak skończyć, nie !

Po dłuzszej chwili poczułem ciepłą ręke przyjaciółki na moim rozgrzanym z nerwow ramieniu.

-Justin ona wróci, napewno- wyszeptała. Podniosłem głowę i spojrzałem na twarz Alice. Nadal była piękna. Sprawiała wrażenie jakby tylko odpoczywała, sniła o czymś przyjemnym. Wiem że tak było, nie przyjmowałem do siebie innej myśli. Przecież ona tylko śpi, niebawem otworzy swoje śliczne błękitne oczy, wszyscy będziemy szczęśliwi. Ułoży się prawda? Alice prawda ? Z Oczu znów popłyneły mi gorzkie łzy. Momentalnie odwróciłem się i jak przestraszone dziecko przytuliłem się do Carleny.

-ciii Justin, proszę cie nie załamuj się -dziewczyna delikatnie gładziłA mnie po plecach dając mi lekkie ukojenie.

-To jeszcze nie koniec. Musisz być przy niej, uwierz, że będzie dobrze - szeptała. Pociągnąłem nosem i wziąłem kilka głebokich oddechów.

-Dziękuję- odsunąłem się od przyajciółki i oboje spojrzelismy na Alicie. Uswiadomiłem sobie ze to prawda. To nie jest jeszcze jej koniec. Jest silna. Nie odejdzie tak po prostu.

-Carl moge zostać z nią sam ?-spytałem cicho.

-Jasne, będe w recepcji. W razie co, wołaj- powiedziała wychodząc. Spojrzałem na aparaturę wskazującą rytm bicia jej serca jeszcze raz upewniając się, że jej serce bije. Pochyliłem się lekko nad nią i  pogładziłem jej kasztanowe włosy.

-Jestem przy tobie- zmusiłem się do leciutkiego uśmiechu i delikatnie ucałowałem jej skroń.

 *Sen Alicii*

Dryfuję po spokojnym oceanie. Fale przyjemnie otulają moje odrętwiałe ciało. Oczy obserwują błękitne usmięchające się do mnie niebo. Ściągam wzrok niżej, chcę zobaczyć horyzont. Ale nie mogę. Nie ma go. Dookoła mnie tylko woda, dookoła wody mur. Tak jakbym była zamknięta w jakimś ogromnym zbiorniku wodnym bez możliwości wyjścia. Powoli przyzwyczajam się do dziwnego stanu w jakim się znalazłam, mimo, że nie panuje nad własnym umysłem. Bo jestem w nim schowana. Docieram do najgłebszych zakamarków swojej uśpionej świadomości. Chaos. Ale poddaje się wszystkiemu. Nie walczę z bólem, który zamieszkał w moim wnętrzu. Ah...Fale..Takie przyjemne. Podoba mi się to. To mnie uspokaja. Nagle głos. Znajomy. Tak bardzo bliski sercu. Tak głośno brzęczy w głowie. " Jestem przy tobie" . Głos jak aksamit, rozlewa się wokół mnie, dreszcz przechodzi przez zwiotczałe ciało. Wtem coś wciąga mnie w dół. Woda przykrywa moją sylwetkę. Spadam. Zasypiam.

 *

zapraszam dalej, nie długo zrobi się ciekawiej :) <3

madeinpoland

Jesteś moim snem || j.b fanfictionWhere stories live. Discover now