Rosja ruszył korytarzem. Na jego twarzy gościł uśmiech, kroki stawiał radośnie, niemalże podskakując i podążając za Prusami i Polską. W końcu wszedł do jakiegoś pomieszczenia, w którym stali już tamci dwaj. Gilbert wyglądał na zdenerwowanego i obcierał palcami krew, którą wciąż jeszcze powoli kapała z jego nosa. Trzymał Feliksa mocno za chude ramię, obejmując je prawie całą dłonią. Łukasiewicz próbował udawać niewzruszonego, jednak widać było, jak drżą mu usta, a oczy się szklą, choć nie pozwalają spłynąć łzom na policzki.
Ivan, spojrzawszy na swojego kuzyna, przestał się uśmiechać i rozczulił się. Podszedł do niego, przykucnął i uniósł głowę, by spojrzeć mu w oczy, jak to często czynił.
— Ojej, mój kochany. — powiedział smutno tonem, jakim mówi się do dzieci, które się rozpłaczą — Nie roń łez. Będziesz przecież już wolny, sam tak powiedziałem. Wiesz, że dotrzymuję słowa i chcę dla ciebie jak najlepiej, da? Będzie ci dobrze, nie martw się.
— Kłamiesz. — prychnął Polska — Kłamiesz mi prosto w oczy. Ty kłamliwa, tłusta świnio! Przez ten cały czas kłamałeś!
Braginski pogłaskał go po włosach, ale on natychmiast odsunął głowę, odwracając wzrok w inną stronę. Prusy prychnął krótkim śmiechem, jednak kiedy poczuł na sobie wzrok Rosji, natychmiast powrócił do swojej poprzedniej miny, szarpnął Feliksa za ramię i powiedział:
— Ty to lepiej uważaj z tymi słowami! Kto to widział, żeby takie kmioty jak ty tak z mordą do starszych startowały?
Nastała chwila ciszy. Ivan westchnął. Nie był dumny z zachowania kuzyna, a wręcz odczuwał odrazę do jego braku kultury. A raczej na takiego wyglądał. W głębi duszy tak naprawdę tego nie czuł...
— Mówiłem, że cię oswobodzę, to cię oswobodzę. Słowa dotrzymam. — rzekł, marszcząc brwi — Dlaczego miałbym tego nie zrobić? Podaj choć jeden przykład, może wtedy i mnie samego przekonasz.
Feliks nie odpowiedział, patrzył w bok, oddychając ciężko, powoli przymknął oczy, by uspokoić jakoś łzy. Milczał, na nic dawało szarpanie przez Gilberta czy dalsze zachęcanie do podania argumentów przez Rosję. Miał to, czego Braginski chciał, nawet więcej, niż potrzebował, ale nie wypuścił ich ze swoich myśli, trzymając je dla siebie.
Ivan uśmiechnął się, wnioskując, że Łukasiewicz nie ma nic na poparcie swoich słów.
— Uśmiechnij się, mój drogi. Nigdy nie zrobiłbym ci przecież krzywdy. — powiedział — Po twoim zachowaniu wnioskuję, że cierpisz. Nie rozumiem tego, ale sprawiasz wrażenie cierpiącego. Nie chcę, byś już dłużej sprawiał takie wrażenie. W końcu to wygląda tak, jakbym się tobą nie opiekował, co jest zupełnym przeciwieństwem moich czynów. Zamierzam twój ból zakończyć. Khorosho?
Wyciągnął dłoń w jego stronę, chcąc, by Feliks ją uścisnął w oznace zgody. Ten jednak tego nie zrobił. Powoli odwrócił głowę w jego stronę i uniósł brwi. Jedna łza spłynęła po jego policzku.
— Ty... Ty jesteś nienormalny. — wydukał.
Na te słowa Rosja uśmiechnął się szerzej, nie już jednak przyjacielsko, a niczym prawdziwy wróg. Zabrał rękę, jakby odpuścił, wstał na nogi. Nic na to nie powiedział, co Polskę zaniepokoiło jeszcze bardziej.
— Ty jesteś nienormalny! — powtórzył głośniej — Co jest z tobą nie tak?!
Ivan jednak do Feliksa nie odezwał się już ani słowem. Odwrócił się, złożył ręce za plecami i powiedział do Gilberta:
— Ubit', panie Beilschmidt.
I odszedł. Najzwyczajniej w świecie odszedł z wielkim uśmiechem na ustach, kiedy jego kuzyn wszystko zrozumiał, przez co zaczął krzyczeć wniebogłosy, nie mogąc już dłużej powstrzymywać łez. Doszło do niego, że został skazany przez własnego krewnego, którego niegdyś uwielbiał. Skazany naprawdę. To nic w porównaniu go tego, co działo się wcześniej. To nic.
CZYTASZ
| Salutuj, Liciu 2 | Hetalia | ZAKOŃCZONE |
FanfictionPo tych wydarzeniach, które wydarzyły się w części pierwszej, Litwa i Polska na nowo zostają najlepszymi przyjaciółmi. Feliks jednak częściej choruje, przez co często musi opiekować się nim Czechy. Litwa obwinia siebie za to wszystko, płacze po noca...