15. Oswobodzenie, czyli kałuże krwi i łez.

299 34 18
                                    

Litwa stał w miejscu, patrząc się w odchodzącą trójkę. W końcu zniknęli mu z oczu, przysłoniła ich gęsta mgła. Wkrótce ta mgła otoczyła jego całego i nic szczególnego poza nią nie widział — pustka, wszechobecna pustka. Nie mógł więc ujrzeć zmieniającego się wokół niego otoczenia.

Dopiero kiedy mgła zaczęła powoli zanikać, mógł zauważyć, gdzie przeniosło go tym razem. Otaczały go kamienne ściany, przez co pomieszczenie przypominało ciemny loch.

Co to znowu za miejsce?

Odwrócił się i od razu zauważył drzwi. Podszedł do nich niepewnie i nacisnął na klamkę. Uchylił je i wyjrzał przez szparę. Korytarz. Zmarszczył brwi, nie wiedząc, czy powinien na niego wyjść, czy pozostać na miejscu. Jego wątpliwości się rozwiały, kiedy usłyszał szczęk łańcucha, cichy jęk oraz głos:

— A niedawno takiś był cwaniakowaty! Już ci się odechciało tego cwaniakowania? Co? Kesese!

Od razu się cofnął i przymknął drzwi z powrotem. Serce zabiło mu szybciej, wziął kilka głębokich wdechów. Nie może stąd wyjść, jeżeli w pobliżu jest Prusy. Zbyt by się naraził. Nie oczywiście, żeby się go bał, ale...

— Zamknij mordę. Nie masz czegoś innego do roboty? No tak, zapomniałem, tacy debile jak ty są zbyt...

Tę wypowiedź przerwał cichy krzyk bólu oraz odgłos kaszlu. Taurys zamknął sobie dłonią usta, by nie wydać z siebie żadnego dźwięku. To z pewnością Polska. Poznawał jego głos, chociaż był teraz bardzo ochrypnięty i nie brzmiał zupełnie jak on. I właśnie przed chwilą ktoś sprawił mu ból. Zgadywał, kto...

Oczy zaczęły go nieprzyjemnie szczypać. Zdenerwował się. Na szybko spróbował wymyślić jakiś plan, sposób działania, cokolwiek. Najlepiej będzie, jeżeli wkroczy do akcji, kiedy Gilbert odejdzie. Zostanie wtedy sam na sam z Feliksem i postara się coś zrobić.

Usłyszał kroki. Ominęły one jego kryjówkę i szły dalej, w stronę tamtej dwójki. No pięknie. Czy nie mogliby zostawić już Polski w spokoju i odejść z tego miejsca?

— Ależ cóż to za słownictwo, Feliksie? Grzeczne dzieci nie używają takiego słownictwa. Nieładnie, naprawdę.

Aż poczuł się niedobrze na jego głos i słowa, które wypowiedział. Dobrze, że przynajmniej nie musiał na niego patrzeć. Na pewno się teraz uśmiechał, jak zwykle niewinnie albo udawał smutek i żal spowodowany zachowaniem kuzyna. Nienawidził tych jego udawanych uczuć, emocji, które sprawiały, że nie można było brać jego słów na poważnie. Były niesamowicie fałszywe.

— Beilschmidt, teraz chciałbym uciąć sobie z wami małą pogawędkę. Nie macie nic przeciwko, da?  Ależ spasiba! Odejdziemy zatem, a ty, Feliksie, zostań tu i przemyśl swe zachowanie.

I znowu rozległy się kroki za drzwiami. Więc Prusy i Rosja odeszli. Wreszcie. Litwa odetchnął. Teraz jest jego szansa!

Odwagi, Laurinaitis. Dasz radę.

Zebrał się w końcu w sobie i uchylił drzwi znowu. Rozejrzał się po korytarzu. Ani śladu po Ivanie i Gilbercie. Zacisnął dłonie w pięści i wyszedł na korytarz, próbując przy tym zachować się jak najciszej. Skierował się dość pospiesznym krokiem w stronę, z której wcześniej dobiegał głos Łukasiewicza.

Odwrócił się raz jeszcze, aby upewnić się, że jednak się nie wracają. Nie wracali, nie było ich ani widać, ani słychać. Na końcu korytarza znajdowała się cela. Jej drzwi z żelaznych prętów pozostały otwarte. A za nimi — obraz nędzy i rozpaczy. Serce stanęło Taurysowi na widok Feliksa. Cały był we krwi, jego ubrania były podarte i twarz miał posiniaczoną. Jego chude nadgarstki oplatywały stalowe obręcze, a do nich przytwierdzony był łańcuch, który uniemożliwiał mu ruszenie się dalej niż na półtora metra. Płakał, a jego łzy kapały na posadzkę, gdzie mieszały się z kałużą krwi.

| Salutuj, Liciu 2 | Hetalia | ZAKOŃCZONE |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz