XXXI - "Ale obiecujesz... ?"

129 6 0
                                    

W końcu zmęczenie wzięło górę nad smutkiem i zasnęłam...

Nie wiem jak długo mógł trwać ten błogi stan totalnej bezczynności i spokoju. Tradycyjnie – nie chciałam się budzić. W końcu kto by nie chciał dalej snuć marzeń sennych. Niestety nie dane mi było kontynuować odpoczynku.

Dlaczego?

Powiedzmy, że ktoś bardzo NIESPODZIEWANIE wszedł do mojego pokoju. Warto dodać, że przez okno balkonowe. Jakby tego było mało, chwycił mnie w pasie i jak gdyby nigdy nic przerzucił mnie przez swoje ramię.

- Nie chciałyście iść po dobroci, to weźmiemy was siłą! – zakrzyknął Yuma.

Dosłownie. Wydarł się na pół rezydencji głosem jakiegoś wielkiego zdobywcy. Co oni mają z tą usilną potrzebą dominacji? Nigdy nie zrozumiem facetów. Wyszedł na balkon, a później niczym Tarzan zeskoczył z balkonu.

Może i zastanawiałabym się, czy było to bezpieczne i czy nie powinnam zacząć krzyczeć/wiercić się/drapać go, ale byłam rozespana i za bardzo chciałam powrócić do mojej błogiej nieświadomości, by w tym momencie analizować rzeczywistość. Kiedy w końcu znaleźliśmy się na ziemi, powiedziałam do niego:

- Mógłbyś mnie postawić na ziemi? Mogę iść sama.

- Nie ufam ci. Ostatnio jakoś nie chciałaś z nami zostać – pewność w jego głosie była dobijająca.

- Bo wtedy miałam wybór, a teraz go nie mam?

Yuma chyba nie pomyślał o tym. Chwilę zastanawiał się, co zrobić, a później delikatnie odstawił mnie na ziemię.

- Jeśli spróbujesz uciec, to załatwimy to inaczej.

- Taa, już lecę – powiedziałam z przekąsem. – Jedyne czego teraz chcę, to wygodne łóżeczko i sen. Pospieszmy się.

- Byłoby szybciej gdybyśmy się przeteleportowali.

Spojrzałam na niego jak na idiotę. Mowy nie ma, bym dała się wciągnąć w jakąś czarną dziurę, która wypluje nas gdzieś daleko stąd. Nie i kropka!

Chyba wyczuł moją całkowitą niechęć do tego pomysłu, bo chwycił mnie za nadgarstek. Czy on myśli, że coś tak banalnego powstrzyma mnie przed ucieczką od tego środka lokomocji? Niech zaczeka jeszcze moment, to pokarzę mu, że nie.

- Nie ma mowy, bym dała się przeteleportować. Już wolę iść na piechotę.

To było oczywiste kłamstwo, ale z dwojga złego wolałam paść gdzieś po drodze niż przepaść w jakiejś otchłani. Zaczęłam się wyrywać. Chłopak tylko przewrócił oczami i z całkowitą rezygnację powiedział:

- Jeżeli mi na to pozwolisz, to szybciej dostaniesz swoje wymarzone „łóżeczko i sen".

Zatrzymałam się. Muszę przyznać, że nie pomyślałam o tym. W tym oto momencie musiałam przyznać, że wampiry czasem potrafią powiedzieć coś mądrego.

Powoli podniosłam na niego wzrok i patrzyłam na niego przenikliwym wzrokiem.

- Ale obiecujesz, że zrobisz to najszybciej jak się da?

- Taa, jasne. Tylko już spadajmy stąd.

Mogłabym zawołać Subaru albo Kanato...

Albo usiłować uciec...

Albo zrobić cokolwiek...

Ale nie chciało mi się. Miałam już serdecznie dosyć wrażeń jak na jeden dzień i postanowiłam, że po prostu poddam się biegowi wydarzeń.

Co złego może się stać? W najgorszym wypadku umrę z powodu gwałtownego ubytku krwi. Mówi się trudno. Jeżeli jednak do tego nie dojdzie, to czym miałabym się przejmować? Nie dam rady się uwolnić, uciec zawsze mogę jutro, a Kanato i Subaru pewnie i tak byliby wściekli widząc, że w ogóle rozmawiam z tą „podróbką wampira". W skrócie – nie mam nic do stracenia.

- No to ruszajmy – powiedziałam z całkowitą rezygnacją.

Yuma przyciągną mnie do siebie i mocną objął w pasie i położył mi swoją zimną dłoń na oczach. Nagle poczułam szarpnięcie. Grunt usunął mi się spod nóg. Zaczęłam się bać. Taki stan trwał dosłownie moment i już po pięciu sekundach poczułam, że znów stoję na ziemi. Całe szczęście.

- Jesteśmy na miejscu.

Yuma zdjął dłoń z mojej twarzy. Przed moimi oczami ukazał się widok ich salonu. W prawdzie nie chciałam tutaj wracać, ale dobrze, że już jesteśmy na miejscu i nie musiałam całego tego dystansu pokonywać pieszo.

Chwilę rozglądałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu wygodnego kąta do spania. Kiedy moje oczy natrafiły na kanapę, już wiedziałam, że jest ona moim przeznaczeniem. Ruszyłam dość sprawnie w jej kierunku, a tu nagle przede mną pojawia się jakaś masa zwana potocznie Kou i blokuje mi drogę. Tuż obok niego zjawił się Azusa, a dalej Ruki z Yui na rękach.

Dziewczyna wyglądała dosłownie jak „królewna w ramionach ukochanego" i aż nie mogłam się powstrzymać od parsknięcia śmiechem. Chłopak miał tak zmęczoną i zniesmaczoną minę, jaką rzadko widuje się u wampira, który ma swoją ofiarę na wyciągnięcie ręki. W moich oczach pojawiły się łezki rozbawienia i niewiele brakowało bym zaczęła tarzać się po podłodze ze śmiechu.

- Czyli jesteśmy w komplecie. Miło znów cię widzieć, Kociaku~ - Kou zwrócił się do mnie i szeroko uśmiechnął.

W normalnych warunkach nawrzeszczałabym na niego za tego „Kociaka", ale teraz nie chciało mi się nawet o tym myśleć. Najzwyczajniej w świecie wyminęłam go i już chciałam się rzucić na kanapę, ale coś złapał mnie w pasie i odciągnęło.

- Wytrzymaj jeszcze moment i posłuchaj co Ruki chce wam powiedzieć. Zaraz po tym zaprowadzę cię do twojego pokoju.

Yuma?! Czemu ty musisz być dla mnie tak okrutny?! Z wielką niechęcią i wysiłkiem zwróciłam swoje oczy na Rukiego. Widział chyba moje zniecierpliwienie i zmęczenie, bo jego wypowiedź była niezwykle krótka i zwięzła. Chodziło o krew Yui (Kto by się spodziewał?), układy z kimś, kogo nazywali On i o jakimś wyjeździe.

Kiedy zakończył swoją jakże ważną w tym momencie przemowę, mogliśmy rozejść się do pokoju. Yuma odprowadził mnie pod ten sam pokój, w którym miałam okazję przebywać ostatnio, natomiast Yui została poprowadzona przez Kou w zupełnie inną stronę. Dziewczynie najwidoczniej nie za bardzo się to podobało, bo rzuciła w moją stronę błagające spojrzenie. Jutro będę musiała z nimi o tym pogadać. Zgodnie z „umową" mogłam już na spokojnie legnąć na łóżko i nie byłam już niepokojona przez żadnego domownika. Jak cudownie. Zanim jednak zasnęłam, po głowie przewinęła mi się jeszcze jedna myśl: po co nas tu znowu sprowadzili?

Wprawdzie nie byłam jakoś mocno skupiona na wypowiedzi Rukiego, ale coś jednak do mnie docierało pomimo zmęczenia. Na pierwsze dwie kwestie nie zwróciłam niemal wcale uwagi, bo już ostatnio się o tym nasłuchałam. Zaciekawiła mnie natomiast trzecia. Kto by pomyślał, że Mukami również chcą się wybrać na wycieczkę i to akurat w terminie i w miejsce dokąd miałyśmy jechać z Sakamakimi? Miałam co do tego złe przeczucia, ale nie chciałam zapeszyć.

Może jednak się dogadają? W końcu drobniutki piasek i szum fal z reguły działają uspokajająco. Chociaż z całą pewnością nie można nazwać tych wampirów normalnymi, a co za tym idzie, nie wszystko działa na nich tak jak powinno. Co z tego wyniknie...? Zobaczymy.

Do wyjazdu Mukamich i naszego przy okazji pozostały 2 dni. Sakamaki chyba nie będą uradowani naszym ponownym zniknięcie. Aż mi szkoda Subaru i Kanato, gdy reszta braci wróci do domu...


Diabolik Lovers | Historia Ostatniej //w trakcie korekty//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz