XXXIII - "Przygotuj się... "

71 4 6
                                    

@Nosakaya – to dla Ciebie~ Za to, że uznałaś tę opowieść za skończoną i „przeczytaną" kiedy ja miałam jeszcze tyle do opowiedzenia.

@lunitkqua – postaram się pisać~ Dla tych, którzy chcę czytać warto


- Przygotuj się, Kociaku. Nie wypuszczę cię tak łatwo...

- Z tego co wiem, to mieliśmy się zbierać do wyjazdu. Może dokończymy to później?

Przybiłam sobie piątkę w myśli i pogratulowałam sobie sprytu. Może i nie był to jakiś wybitny plan, ale zawsze coś.

- No już! Złaź ze mnie.

Kou chwilę patrzył zaskoczony, ale faktycznie posłuchał i już po chwili mogłam podnieść się z łóżka. Nie czekając na niego, ruszyłam po swoją walizkę i zaczęłam ciągnąć ją w stronę drzwi. Faktycznie musiałam mieć dużo rzeczy, bo była strasznie ciężka.

Nie udało mi się nawet dotrzeć do drzwi własnego pokoju. Kiedy tak szarpałam się z tym wielkim przedmiotem, nie zauważyłam, że drogę zastąpił mi wampir. Był to nie kto inny jak wspomniany wcześniej osobnik zwany Kou. Najwidoczniej doskonale się bawił patrząc na mnie usiłującą ciągnąć walizkę.

- W takim tempie nigdy nie ruszymy z domu, a ja już chcę dostać Kociaka w swoje ręce~

- Ile razy ci mówiłam, że masz mnie tak nie nazywać?

- Za każdym razem jak się widzimy – odparł rozradowany. – Ale i tak zostaniesz Kociakiem.

Brak mi słów. Tego wampira nie idzie zreformować w żaden sposób. Jest uparty jak osioł i nie można mu niczego wybić z głowy.

- Pomożesz mi z tą walizką czy nie?

- A co będę miał w zamian?

No tak. Zapomniałam, że ten akurat osobnik jest cholernym materialistą i nigdy nie zrobi niczego z dobroci serca, którego zresztą nie ma, tylko zawsze musi mieć z tego jakąś korzyść. Jakąkolwiek, ale jednak. Najczęściej w takich przypadkach chodzi o krew, więc w sumie nie jest to nic nadzwyczajnego.

- Krew cię zadowoli?

Kiwnął potakująco głową i uśmiechnął się pokazując swoje śnieżnobiałe kły.

- Dostaniesz jak zejdziemy na dół. I to tylko trochę.

- A to niby dlaczego?

- Bo muszę być przytomna w czasie drogi. Kto wie dokąd tak naprawdę chcecie nas wywieźć.

Takie wyjaśnienie chyba mu wystarczyło, bo zabrał ode mnie rączkę walizki i pociągnął za sobą. Jakieś pięć minut później czekaliśmy na dole na resztę ekipy wesołych wczasowiczów. To niesprawiedliwe, że są aż tak silni! Widać, że nawet się nie zmęczył. Ja wylewałam siódme poty żeby dotrzeć z tym czymś do drzwi (co mi się zresztą nie udało), a oni z lekkością załatwiają takie rzeczy od tak. Dlaczego?!

- To teraz chyba czas na moje wynagrodzenie... - Kou zbliżył się do mnie z uśmiechem na twarzy. – Nie wiem tylko, czy będę w stanie się powstrzymać. Wyglądasz wyjątkowo smakowicie w tym ubraniu.

- To ja może pójdę się przebrać, a ty popilnujesz bagażu?

I podreptałam z powrotem na górę, a właściwie zrobiłabym to, gdyby nie jego silna ręka, która objęła mnie w pasie i przyciągnęła do jego ciała.

- Co to za zachowanie, Kociaku? Najpierw coś oferujesz, a potem próbujesz się wymigać... Bardzo nieładnie.

- A jak dam ci się napić, to mnie puścisz? – zapytałam z nadzieją w głosie.

On tylko spojrzał na mnie badawczo po czym pewnie stwierdził, że i tak nie dam rady samodzielnie stamtąd uciec, więc wzruszył ramionami. Uznałam, że to zgoda na moją propozycję, więc ładnie nadstawiłam mu szyję i czekałam na jego działanie.

- Widzę, że wszyscy już gotowi. W takim razie ruszamy w drogę.

Nie powiem, ale trochę zaskoczyło mnie nagłe wejście pozostałych domowników, bo nic na to nie wskazywało. Nie słyszałam rozmów czy dźwięku kółek od walizek na podłodze. Ciekawe skąd się tu... A no tak. Teleportacja. Ale dlaczego Yui stoi tak blisko Yumy? Czyżby to on był jej „wybawcą" w sprawie za ciężkiej walizki? W sumie powinnam chyba martwić się bardziej o siebie, ale w takiej sytuacji odzywa się żeńska solidarność.

- Kou, puść Mikę.

- Hai, hai – widać, że bardzo mu się to nie podobało, bo tylko ciężko westchnął. – Nie minie cię to, więc bądź gotowa.

Dlaczego oni zawsze muszą być tacy? Jak tylko zaczynam cieszyć się, że nie stałam się przekąską, oni rzucają na odchodne taki tekst i człowiek już nie wie, czy nie powinien zacząć się bać. Co jest z nimi nie tak?!

Ruki ruszył pierwszy do drzwi, a zaraz za nim Yui i Yuma, później Azusa, a na sam koniec ja i Kou. Idol zabezpieczał tyły w razie by którejś z nas przyszło do głowy, czy aby nie wykonać strategicznej ucieczki. Pewnie zdawali sobie sprawę, że zdesperowany śmiertelnik, a co gorsza – śmiertelniczka jest zdolna dosłownie do wszystkiego, byle obronić swoje życie, więc taktycznie zabezpieczyli się i na taką okoliczność. Sprytne bestie.

Nie pozostało nam już nic innego, jak załadować walizki do bagażnika i wsiąść do samochodu. Kiedy już wszystko to zostało zrobione, kierowca ruszył.

To będzie najdziwniejszy tydzień na plaży na świecie...

Diabolik Lovers | Historia Ostatniej //w trakcie korekty//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz