XXVII - "To dopiero początek... "

105 11 2
                                    


Do mojego nosa dotarł bardzo przyjemny zapach. Dlaczego on jest tak znajomy?...

Subaru rozwiązał przepaskę na moich oczach. Widok, który ujrzałam zaparł mi dech w piersiach. Nigdy wcześniej nie widziałam tak pięknych ogrodów! I nie był to tylko jeden ogródek na ziemi, ale kilkanaście jak nie kilkadziesiąt wiszących ogrodów pod szklaną kopułą. Wszystko przecudnie oświetlone.

Tajemniczość z jednej strony, czysta radość i spokój z drugiej, mrok przebijający się ze światłem ultrafioletowym. Ta gra wszystkich drobnych elementów sprawiała wręcz niebiańskie wrażenie.

- Chodź – powiedział cicho Subaru i delikatnie chwycił moją rękę. – To dopiero początek.

Weszliśmy w głąb tego magicznego miejsca i żadne słowa nie oddadzą moich uczuć w tamtym momencie. Moja głowa była pełna wspomnień i emocji, a równocześnie czułam wewnętrzny spokój i harmonię. To było coś całkowicie nowego. Nie wiedziałam skąd przyszło to uczucie ani jak je nazwać. Ten stan jest czymś wewnętrznym i każdy powinien doświadczyć go osobiście.

Idąc przez kolejne alejki i wspinając się po szklanych schodkach, zagłębialiśmy się w coraz to nowe rejony. Po drodze mijaliśmy rośliny powszechnie znane i hodowane nawet w warunkach domowych.

Sam zapach od razu skojarzył mi się z domem i ukochanym ogrodem, w którym potrafiłam siedzieć całą wieczność. Piękne chwile na łonie natury zawsze spędzałam z matką. Razem oglądałyśmy kwiaty, które później stawały się dla mnie inspiracją do kolejnych bazgrołów, a dla niej – kolejnymi melodiami wygrywanymi na pianinie.

Tak powszechne rośliny jak róże czy fiołki dla kogo innego były by po prostu zwykłymi kwiatami. Dla mnie była to bezcenna pamiątka i jedna z cząstek przeszłości, której tak bardzo poszukiwałam.

Nigdy nie przypuszczałabym, że Subaru mógłby zabrać mnie w tak cudowne miejsce! Spojrzałam na niego, a w moich oczach mimowolnie pojawiły się łzy, które pomału płynęły mi po twarzy. Nie pamiętam już, kiedy ostatnio płakałam.

Już chciałam zetrzeć je dłonią, ale została ona zatrzymana w połowie drogi i delikatnie przytrzymana. W tym samym czasie poczułam na ustach słodki pocałunek. W tamtej chwili czas się zatrzymał. Nie istniało nic wokół. Tylko on i ja.

Na początku byłam zaskoczona i próbowałam się wyswobodzić, ale już po chwili ogarnął mnie spokój i zaczęłam oddawać pocałunek. Mówi się, że szczęśliwi czasu nie liczą i przyznam, że to prawda. Ten niespodziewany pocałunek sprawił mi w pewien sposób radość i nawet nie wiem, jak długo staliśmy tak złączeni ze sobą.

W końcu nadszedł moment, w którym chłopak zakończył ten spontaniczny wybuch uczuć. Chwilę jeszcze stał dość blisko mnie i dłonią gładził mój policzek. O dziwo widać był, że jest zawstydzony. Spojrzałam mu w oczy i przez chwilę zobaczyłam tam wielki smutek i samotność. Ciekawe, dlaczego.

Kiedy tak staliśmy naprzeciwko siebie, zaczęłam się zastanawiać, co tak właściwie powinnam myśleć o Sakamakich.

Nadal nie wiem o nich za dużo, a urywki zasłyszane przez przypadek, nie dają zbyt wielu informacji. Nawet jeżeli jestem w tym domu dłużej od Yui, to do tej pory nie obchodziło mnie to za bardzo. Do tej pory sądziłam, że nie są zdolni do „ludzkich" uczuć, więc byli dla mnie po prostu kłopotliwymi współlokatorami. Teraz jednak coraz bardziej przekonuję się, że są jednak zdolni jako tako odczuwać jakieś głębsze emocje, a to co jest w ich wnętrzach może być bardziej skomplikowane, niż mi się na początku zdawało.

Nadal nie mam pojęcia, co myśleć o Subaru. Nigdy nie przypuszczałabym, że jest zdolny do takiego posunięcia. Nie ulega wątpliwości, że dość mocno się różnimy, a nasze poglądy na świat są bardzo rozbieżne. Nigdy do tej pory nie myślałam o nim (ani o pozostałych Sakamakich) w sposób romantyczny, więc ciężko mi w jednej chwili zmienić swój pogląd na tą kwestię.

I kiedy tak sobie staliśmy, on patrzący na mnie, ja – zamyślona, nagle pojawiła się cała chmara motyli, które były dosłownie wszędzie. Skąd się wzięły? Nie mam pojęcia. Zrobiły jednak na mnie takie wrażenie, że otwarłam szeroko oczy i szeroko się uśmiechnęłam. Już po chwili byłam po drugiej stronie platformy i goniłam za ostatnimi odlatującymi owadami.

- Jeeeej! Motylki! – wybuchłam okrzykiem czystej dziecięcej radości.

Subaru stał w tym samym miejscu, w którym go zostawiłam i patrzył z niedowierzaniem na mnie ganiającą za barwnymi motylkami. Muszę przyznać, że zachowując się w ten sposób, cofnęłam się w rozwoju do wieku dziecka z przedszkola względnie – wczesnej podstawówki.

Musiał to być komiczny widok, bo subaru cicho parsknął ze śmiechu, a później zaczął chichotać. Już po chwili oboje śmialiśmy się – on ze mnie, a ja z czystej radości chwili. W końcu motylki całkowicie odleciały, a my jeszcze przez moment śmialiśmy się. Kiedy odzyskaliśmy normalny oddech (a przynajmniej ja, bo jak wszyscy doskonale wiemy – Subaru nie oddycha), wznowiliśmy naszą wycieczkę po ogrodach.

Mogłabym tu siedzieć godzinami, a i tak nie znudziłabym się. Było tam tak wiele do zobaczenia i odkrycia. Za każdym rogiem i na każdym piętrze czekała moc wrażeń i mnóstwo nowości. Dla takich miejsc i chwil warto żyć!

- Wiesz co? Bardzo dziękuję, że mnie tu zabrałeś. To była cudowna noc – powiedziałam cicho do chłopaka, który zawstydził się na moje słowa.

W końcu zrobiło się na tyle późno (albo wcześnie – zależy jak na to spojrzeć), że postanowiliśmy wrócić do rezydencji. W prawdzie niechętnie opuszczałam tak cudowne miejsce, ale Subaru zapewnił mnie, że jeszcze kiedyś tu wrócimy.

I tak oto zakończyła się cudowna noc spędzona bardzo sympatycznie z wampirem. Dodatkowo postanowiłam sobie, że jak tylko wrócimy, to na sto procent pozwolę mu napić się mojej krwi w podziękowaniu za to, co dzisiaj przeżyłam.

Właśnie jechaliśmy limuzyną w stronę domu, kiedy nagle stała się rzecz niespotykana. Subaru przemówił do mnie ludzkim głosem! Okazało się, że potrafi normalnie mówić, więc nawiązała się między nami bardzo ciekawa rozmowa. W sumie gadaliśmy o wszystkim jak starzy, dobrzy przyjaciele. Ten niespotykany rozwój wypadków stał się przełomem w naszej znajomości.

Może ta piękna chwila trwałaby znaczenie dłużej, gdyby nie mały wypadek. Nagle świat wywrócił nam się do góry nogami. Dlaczego? Mieliśmy wypadek drogowy z nieznanej nikomu przyczyny i wylądowaliśmy najpierw na drzewie a potem daleko na poboczu. Samochód bardzo szybko stanął w płomieniach, więc miałam ogromne szczęście, że obok mnie był wampir ze zdolnością teleportacji.

W taki oto sposób z wygodnego siedzenia i bardzo sympatycznej rozmowy trafiłam mocno poturbowana i zaszokowana na trawkę u stóp Subaru. Spróbowałam wstać, ale nogi odmawiały mi posłuszeństwa. W końcu chłopak ulitował się nade mną i podał mi swoją rękę do podparcia.

- Dziękuję – powiedziałam cicho.

Moje słowa jakby do niego nie dotarły. Zastanawiałam się, co mu się stało, że nagle aż tak spoważniał.


Diabolik Lovers | Historia Ostatniej //w trakcie korekty//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz