XXXII - "Już wiedziałam... "

133 4 3
                                    

Aż mi szkoda Subaru i Kanato, gdy reszta braci wróci do domu...

Nie pospałam sobie zbyt długo. Powodem mojej wczesnej pobudki był pewien dość natarczywy palec, który zaczął trącać mnie w policzek. Z początku postanowiłam nie zwracać na niego uwagi, ale z każdą chwilą mojego zwlekania, częstotliwość tego ataku stawała się większa. Zaczęłam machać ręką byleby tylko odegnać intruza. Na niewiele się to zdało. Zostałam dość mocno pociągnięta za nią i w ten nieprzyjemny sposób znalazłam się poza łóżkiem.

- Która godzina? – zapytałam sennym głosem.

- Dochodzi osiemnasta, Kociaku.

Już wiedziałam, że nie mogę liczyć na litość. Pomału rozchyliłam powieki i moim oczom ukazał się Kou w całej swej osobie. Spojrzałam na niego z mordem w oczach, który przytłumiony był moim niewyspaniem.

- Najpierw porywacie mnie, a później nie dajecie się wyspać. Co z was za ludzie?

- Jestem wampirem, a ty jesteś mi w tej chwili potrzebna.

Po tych słowach uśmiechną się. Przerzucił mnie przez swoje ramię i wyniósł z pokoju. Jedynym zabezpieczeniem przed upadkiem było to, że Kou trzymał moje nogi. Głowa natomiast zwisała sobie z drugiej strony, więc za poduszkę służyły mi jego plecy. Może i nie była to podróż jakoś specjalnie prestiżowa, ale muszę przyznać, że było mi wygodnie. Do tego dochodziło miarowe bujanie, więc już po chwili znowu zapadłam w sen.

Droga do, jak się za chwilę okazało, nie była aż tak długa i już po kilku minutach ponownie zostałam obudzona. Na moje szczęście nie zostałam zrzucona na podłogę tylko na kanapę. Wylądowałam na niej dość miękko, więc nawet nie opłacało mi się ochrzanić Kou.

Przez moment byłam trochę rozkojarzona, ale musiałam dość szybko dojść do siebie, bo najwidoczniej było coś ważnego do obgadania lub załatwienia. Przetarłam oczy, przeciągnęłam się i usiadałam prosto w oczekiwaniu na to co miało nadejść.

Nie zajęło to zbyt wiele czasu i już po minucie wszyscy domownicy byli w salonie.

- Plany się pozmieniały i wyjeżdżamy dzisiaj – powiedział Ruki i wyszedł z pokoju.

Spojrzałam z konsternacją na Yui, a ona na mnie. Nie wiedziałyśmy co powiedzieć, a pytania wręcz cisnęły się na nasze usta. Chłopacy chyba domyślili się tego, bo już po chwili usłyszałyśmy wyjaśnienia od całej trójki:

- J-jedziemy... nad... morze. Razem... z... Ewą... i ...Miką.

- Planowaliśmy wyruszyć jutro, ale do tego czasu pewnie Sakamaki by tu przyszli i was zabrali.

- A my nie chcemy by kociaki nam się znowu zapodziały, więc ruszamy wcześniej.

Yui kiwnęła głową na znak, że wszystko zrozumiała, a ja postanowiłam nie mieszać się w to. W końcu wszystko mi jedno, gdzie będę spać. Dziewczyna natomiast bardzo chciała stać się użyteczna dla jakiegoś wyższego celu, więc była wniebowzięta, że tu wróciła. Nie mogłam zostawić samej tu samej. Co ja z nią mam?

- Jesteście świadomi, że nie mamy żadnych rzeczy i ubrań, prawda? – zapytałam chyba dość racjonalnie.

- Kupimy wszystko co niezbędne na miejscu.

- A nie możemy na chwilę pojechać do naszego domu i zabrać swoje rzeczy? Nie byłoby prościej? – zagadnęłam. – W końcu macie tą swoją „teleportację".

Yuma i Kou spojrzeli po sobie. W końcu doszli do wniosku, że chyba mam rację.

- Poczekajcie w swoich pokojach – powiedział Yuma.

I zniknęli...

Ta ich nieobecność nie trwała zbyt długo. Zdążyłam tylko dojść do mojego pokoju i ponownie rzucić się na łóżko. W następnej sekundzie u podstawy mojego leża zauważyłam dwie walizki i nogi Yumy.

- Szybko wam to poszło. Za szybko – spojrzałam na niego podejrzliwie.

- Wziąłem wszystko co było w szafie i na wierzchu. Dość sporo tego było.

Przez chwilę robiłam rozrachunek, co tak właściwie znajdowało się w mojej szafie i jakie przedmioty mogły się dostać w jego ręce. Raczej nie było tam niczego „nieprzyzwoitego" czy „nieodpowiedniego", ale kto wie, co mogło się tam znajdować. Nie chciałam w tym momencie robić przeglądu przyniesionej właśnie walizki, ale zrobię to kiedy tylko nadarzy się chwila spokoju i samotności.

Spojrzałam na chłopaka, który wciąż stał w tym samym miejscu, w którym się pojawił. Patrzył na mnie z jakimś dziwnym wyrazem twarzy. Mogłabym to chyba przyrównać do widoku łowcy patrzącego na wilka. Pewność siebie, obawa, zachowanie dystansu... pożądanie? W sumie nie można było z niego wyczytać, czego tak naprawdę chcę.

Spojrzałam po sobie i wszystko stało się jasne. Siedziałam ubrana tylko w koszulkę na ramiączkach i krótkie spodenki! Do tego jedno z ramiączek zsunęło się. Kiedy tylko to zauważyłam, to natychmiast je poprawiłam.

Jakim cudem miałam na sobie taki strój, skoro jeszcze wczoraj wyglądałam inaczej?! Momentalnie zerwałam się z posłania i pobiegłam w stronę lustra. Nie zauważyłam tego wcześniej i nikt nie powiedział mi o tym. Spojrzałam na siebie jeszcze raz. Musiałam przyznać, że cały komplet był dość ładny, a zwłaszcza naszywki małych kotków u dołu koszulki... CO?! KOTKÓW?!

- Kou!!!!! – Wydarłam się na całe gardło. – Ty zboczeńcu!!!!

Yuma patrzył na mnie wielkimi oczami. Widać było, że dość mocno go zaskoczyłam swoją siłą głosu. Chyba zastanawiał się nad strategicznym odwrotem, bo zaczął pomału wycofywać się w kierunku drzwi. Już po chwili nie było go w pokoju.

Na jego miejsce pojawił się Kou zwabiony moim krzykiem. Spojrzał na mnie z tym swoim uśmiechem gwiazdy filmowej. Najwidoczniej nie widział niczego złego w przebieraniu śpiącej dziewczyny w takie ubrania.

- Jak mogłeś w ogóle pomyśleć o czymś takim – tu wskazałam na mój obecny ubiór – a co dopiero przebrać mnie w to coś!

- Nie złość się, Koteczku. Do twarzy ci w tym.

Podeszłam do niego dość szybko i niewiele brakowało by dostał ode mnie z liścia. Jedyną przeszkodą była jego dłoń, która w ostatniej chwili powstrzymała mój nagły ruch. Przez chwilę nie wiedziałam co się stało i tylko zdziwiona spojrzałam na niego. Był wściekły.

- Nie powinnaś celować w twarz idola. Moje fanki rozszarpały by cię na miejscu za każdą próbę. – powiedział spokojnie po czym jego ton stał się zimny i ostry. – Musisz ponieść konsekwencje.

Zostałam pchnięta na łóżko, pewnie tylko dlatego, że było bardzo blisko, a moje dłonie zostały przyciśnięte z całej siły nad moją głową. Najwidoczniej uraziłam jego wielkie ego wampira-idola. W sumie należało mu się, ale chyba nie najlepszym pomysłem było prowokowanie go w tak otwarty sposób. Jak widać za błędy się płaci.

- Przygotuj się, Kociaku. Nie wypuszczę cię tak łatwo...

Diabolik Lovers | Historia Ostatniej //w trakcie korekty//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz