32. the first time i saw you [one shot]

674 64 4
                                    

49. "i don't want to screw this up"

Karczma w Dolnej Posadzie, małej wioseczce usytuowanej wśród malowniczych pól, między dwoma łagodnie wznoszącymi się pagórkami Dol Blathanna, nie należała do nazbyt tłocznych miejsc. Była przy tym zadziwiająco mała, śmierdząca i ciemna, jakby właściciel, gburowaty, wąsaty mężczyzna z miną, która wyrażała zgorszenie całą materią wszechświata, uznał, że każdy, kto był dostatecznie zdesperowany, aby odwiedzić Posadę, tak czy siak wstąpi w jego progi i dołoży się do chudej kiesy przytroczonej do jego pasa. Cóż, nawet gdyby ktoś go okradł, niewiele by to zmieniło.

W głównej sali siedziało kilku zarośniętych, niezbyt bogatych kupców z brodami mokrymi od piwa i pełnymi okruchów chleba, którym zagryzali lichą, rzadką zupę.

Jaskier przełknął ślinę i potrząsnął głową. Publiczność nie zapowiadała się wdzięcznie, ale... Musiał chociaż spróbować. Z marnej ostatniej wypłaty z uniwersytetu nie zostało mu już wiele, parę nędznych, jak ta rozlatująca się szopa miedziaków. A nóż, ktoś doceni jego talent i znajdzie choćby kilka groszy w sakiewce...

Dotknął palcami strun i po kilku sekundach zawahania wydobył z lutni pierwsze dźwięki. Wesoła, chwytliwa melodia w połączeniu z jego wyćwiczonym głosem wzniosła się nad pustymi, odrapanymi stolikami i brzydkim, drewnianym barem. Pod naporem zaskoczonych, niezbyt przychylnych spojrzeń, głos omal mu się nie załamał. Udało mu się jednak opanować i zrobić dobrą minę do złej gry. Zaczął wolnym, pewnym siebie krokiem przechadzać się między stolikami. Z podłogi przy każdym kroku wzbijał się chmurami kurz.

Bogini, ale był głodny. Jeśli tylko udałoby mu się zdobyć te kilka monet, kupiłby choćby i talerz tej cienkiej zupy... Mimo że wyglądała kiepsko, była ciepła i... w tym momencie mógłby zjeść i surowe mięso, ba! nawet mąka wydałaby mu się smakowitym kąskiem.

Kiedy poczuł uderzenie, nawet się nie zirytował. To było jedzenie. Zebrał je z ziemi. Żałosne, ale co miał niby zrobić? Goście coś tam krzyczeli. Nie słuchał.

I wtedy, kiedy krzyki ustały, a kieszenie napchane miał już chlebem, zobaczył jego...

Mężczyzna miał białe włosy, sklejone potem i pyłem drogi, a jednak wciąż wręcz nienaturalnie jasne i miękko opadające na szerokie, okryte skórzaną, nabijaną ćwiekami kurtką. Jego oczy jak maleńkie monety lśniły w mrocznym kącie karczmy i może Jaskier miał zwidy, ale wydawało mu się, że te oczy goreją własnym ogniem. Po namyśle bliżej im było do dwóch małych słońc niż bezużytecznych krążków kruszcu...

"Bogini, nie chcę tego spieprzyć" pomyślał bard, nim ruszył niemal nonszalanckim krokiem w kierunku nieznajomego.

Miał piękny, głęboki głos. Może nie nadawał się na trubadura, ale...

Jaskier wewnętrznie drżał z nerwów. Nagle ciasna izba wydawała się zbyt wielka, by przejść ją bez potknięcia, by w ogóle ją przejść.

W końcu udało mu się dojść do stolika i podsunąć sobie krzesło. Usiadł. I zrobił to, w czym był dobry - zaczął nawijać.

Jeśli czegoś nauczył się w Oxenfurcie najpierw jako student, a potem wykładowca to tego, aby nigdy nie dać po sobie poznać speszenie i zdenerwowania. Należało po prostu zacząć, a słowa same jakoś się układały. Dokładnie tak samo, jak z poezją. Trzeba było dać się ponieś i płynąć z nurtem, aż... Gubił się we własnych myślach.

Ale te oczy... Były dezorientujące.

- Jesteś wiedźminem - uświadomił sobie, patrząc na oparty o ścianę miecz. Spod rozpiętej kurtki majaczył fragment naszyjnika.

To zmieniało wszystko. Bogini, to zmieniało wszystko! Przecież jeśli się dowie to... Ale czy musi wiedzieć? Może wcale nie, może uda się zwieść i jego...

Jaskier uśmiechnął się czarująco. Wziął dyskretnie głęboki oddech. Poradzi sobie. Jak zawsze. W końcu był w tym dobry, tak? Tylko te oczy...

Te piękne, złote oczy...

okej, więc mam taki hc, że jaskier ułożył refren "grosza daj wiedźminowi", bo akurat był bardzo spłukany i bardzo potrzebował forsy na już.

The song of the White Wolf |ᴡɪᴛᴄʜᴇʀ/ɢᴇʀᴀsᴋɪᴇʀ ᴏɴᴇ sʜᴏᴛs & sᴛᴜғғ| ⌫Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz