20. smell of fear [one shot]

1K 116 64
                                    

Później mówiono, że człowiek ten nadszedł od północy; od strony lasu. Szedł pieszo, a czubek umaczanego krwią potwora miecza sunął po ziemi. Była późna noc i kramy i chaty były już zamknięte, a miasteczko puste.

Powitał go niewielki orszak - wójt wraz z najstarszym synem, kowal, dwóch chłopów i bard.

Zmysły wiedźmin wciąż miał wyczulone, eliksiry nie przestały działać, więc z daleka wyczuł ludzki strach. To był kwaśny zapach. Wiedział, że widzą jego umaczany w krwi miecz, wiedział, że szukają krwi na jego ubraniu. Miał krew we włosach. I na ubraniu. I na kredowobiałej twarzy tuż obok czarnych żyłek biegnących od czarnych jak smoła oczu.

Czuł ich strach. Wieśniacy, wszyscy rosłe, silne chłopy, cofnęli się, chowając za wójtem, gdy podszedł i wyciągnął dłoń w oczekiwaniu na zapłatę.

Wójt - wąsaty, grubawy mężczyzna z włosami poprzetykanymi bogato siwizną - niemal wcisnął mu sakiewkę do ręki, po czym cofnął dłoń jak oparzony i popatrzy na niego z szeroko otwartymi oczami.

- Prawda co rzeczą. Wiedźmaki nie ludzie - wyszeptał.

- Nigdy nie twierdziłem, że jestem człowiekiem - odparł spokojnie Geralt.

Na tym rozmowa dobiegła końca, gdyż wójt w towarzystwie najstarszego syna, kowala i dwóch chłopów zniknął w pośpiechu wśród zabudowań.

Został jedynie bard, który uśmiechnął się nieznacznie i podszedł do wiedźmina. Pachniał słodko.

- Udane łowy? - zapytał, chociaż odpowiedź była oczywista.

Miał ubraną niebieską koszulę, trochę ciemniejszy kaftan i wysokie spodnie opinające łydki. Wyglądał pięknie w blasku księżyca. Zbliżał się nów, ale wiedźmin widział jak w dzień, a dzięki eliksirom Geralt widział każdą nitkę w splocie koszuli. I chociaż wiedział, że niedługo odchoruje eliksiry, jakoś w tym momencie nie żałował.

- Dobrze się czujesz? Jesteś cały? - zapytał zmartwiony bard, nie uzyskawszy żadnej odpowiedzi na wcześniejsze pytanie.

Jaskier pewnie ledwo coś widział. Dla niego krew miała jeden kolor. Nie widział czy jej część nie należy do wiedźmina.

Geralt mruknął, po czym dodał:

- Bywało lepiej. Szamotała się cholera. Całe ubranie do prania.

Strzepnął z rękawa trochę śmierdzącej, czarnej krwi.

Jaskier odetchnął z ulgą.

- Nie strasz mnie tak. Kiedyś przez ciebie zawału dostanę.

Geralt znów mruknął, sięgając po szmatkę do przetarcia ostrza.

- Gdzie teraz jedziemy? Zostaniemy w gospodzie?

- Nie. Lepiej nie ryzykować. Zaraz jedziemy. Prześpimy się pod gołym niebem, a potem... - wzruszył ramionami.

Jaskier potaknął i założył ramiona na piersi. Oparł się plecami o płot. Niedaleko niego, przywiązana do palika, czekała wierna Płotka, parskając z cicha.

- Może odwiedzimy Yen? - zaproponował bard.

- Hm. Dobry pomysł. - Wiedźmin się zawahał przez chwilę. - Czemu chcesz do niej jechać? Przecież jej nie lubisz.

Jaskier wzruszył ramionami.

- Pogodziliśmy się. Nie było łatwo, ale w końcu mój czar zadziałał. Żadna mi się nie oprze - mruknął porozumiewawczo.

Geralt parsknął i poklepał Jaskra po ramieniu.

- A nie? - zapytał bard. - Skoro działa na mrukliwych wiedźminów to i na wredne wiedźmy.

- Czy ty mi właśnie proponujesz trójkąt?

Jaskier wzruszył ramionami.

Chwilę mierzyli się wzrokiem, po czym obaj parsknęli, co w przypadku Geralta wyglądało nieco upiornie, biorąc pod uwagę koloryt jego twarzy.

Wiedźmin schował miecz do pochwy i odwiązał Płotkę od płotu. Bard cały czas starał się śledzić jego poczynania w nikłej, księżycowej poświacie. Mrużył przy tym zabawnie oczy.

Geralt wsiadł na konia i wyciągnął w jego kierunku dłoń.

- Wsiadasz?

Dawno nie widział tak szerokiego uśmiechu.

Kilka chwil później jechali już spokojnie leśną ścieżką.

naprawdę potrzebowałam czegoś uroczego i niezobowiązującego. ten tekst dał mi chwilę wytchnienia i mam nadzieję, że wam też sprawił przyjemność.


The song of the White Wolf |ᴡɪᴛᴄʜᴇʀ/ɢᴇʀᴀsᴋɪᴇʀ ᴏɴᴇ sʜᴏᴛs & sᴛᴜғғ| ⌫Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz