Rozdział XXIV [Gniew]

31 5 1
                                    

Początkowo nie poczuła bólu. Pociemniało jej przed oczami, kiedy uderzyła tyłem głowy o jeden ze stopni. Zamarła w bezruchu, spazmatycznie chwytając oddech. Obraz zamazał się przed oczami, przez co Angel tym trudniej było stwierdzić, co działo się wokół niej. Przez moment zwątpiła nawet, gdzie jest góra, a gdzie dół.

Krwisty blask wiecznego zmierzchu wydawał się odległy i mniej wyraźny niż do tej pory. Coś poruszyło się poza zasięgiem wzroku Angel – cień, którego nie potrafiła sprecyzować. Napięła mięśnie, instynktownie próbując się poderwać, ale prawie natychmiast przyszło jej pożałować tej decyzji. Aż zachłysnęła się powietrzem, kiedy w końcu poczuła ból – obejmujący całe ciało i tak ostry, że aż zrobiło jej się niedobrze.

– Och, nie jęcz... Powinnaś być przyzwyczajona.

Słowa Negatywu doszły do niej jakby z oddali. Znów wyczuła ruch, a potem w końcu dostrzegła stojącą nad nią, cienista postać. Łuna zachodzącego słońca rozświetliła smukłą postać od tyłu, czyniąc ją jeszcze bardziej eteryczną i niepokojącą zarazem.

Angel skrzywiła się, wciąż mając problem ze złapaniem oddechu. Mimo wszystko podniesienie się po upadku okazało się prostsze niż wtedy, gdy leżała skulona na leśnej ściółce, walcząc ze sobą, własnymi myślami i... czymś, czego wciąż nie potrafiła nazwać. Modląc się w duchu, by nagle nie odkryć, że któraś z jej kończyn wygięła się pod jakimś nienaturalnym kątem, wciąż krzywiąc się przy tym z bólu, z wolna usiadła. Przynajmniej próbowała, bo ostatecznie zdołała jedynie nieznacznie przetoczyć się na bok i podnieść na łokciach, bezskutecznie szukając stabilnego oparcia na stromych, kamiennych stopniach.

Och, no dalej... Przecież i tak jestem martwa.

Nieprzyjemny dreszcz przemknął wzdłuż jej kręgosłupa. Nadgarstki zapiekły, znów dając o sobie znać, zupełnie jakby to, że nazwała rzeczy po imieniu...

W pośpiechu odrzuciła od siebie tę myśl.

– A powiadają, że to ja jestem okrutna.

Głos Bloodwell rozbrzmiał z odległości mniejszej, niż Angel mogłaby przypuszczać. Gdy ułamek sekundy później w zasięgu jej wzroku pojawiły się lśniące, srebrzyste włosy, dziewczyna uświadomiła sobie, że kobieta w którymś momencie zbiegła po schodach, obojętna na to, że Negatyw mogłaby zepchnąć również ją. Tren długiej sukni omiótł schody, ale to nie powstrzymało Bloodwell przed przykucnięciem tuż u boku oszołomionej dziewczyny.

Było coś niemalże opiekuńczego w sposobie, w jaki położyła dłoń na ramieniu Angel.

– Wstawaj – nakazała.

To był rozkaz, ale nie taki, jakiego mogłaby spodziewać się po tej kobiecie. W jej głosie pobrzmiewała ostra, stanowcza nuta, ale też coś, czego Angel – czy to w oszołomieniu, czy znów bólu – nie potrafiła zinterpretować. Jej ciało za to zareagowało instynktownie, momentalnie podporządkowując się poleceniu. Pulsowanie w skroniach zeszło gdzieś na dalszy plan.

Bloodwell nie podała jej ręki, ale wciąż tkwiła tuż obok, jakby gotowa pochwycić Angel, gdyby zaszła taka potrzeba. Dziewczyna z trudem dźwignęła się na równe nogi, zatoczyła, po czym w pośpiechu oparła o ścianę, którą w porę zdołała odszukać w ciemności. Prócz majaczącego u szczytu schodów wyjścia, widziała bardzo niewiele.

Zawahała się, kiedy jej spojrzenie spoczęło na wciąż tkwiącym na zewnątrz Negatywie. Jasne włosy, jasna sukienka, czarna niczym noc skóra... Tkwiła w miejscu, beznamiętnym wzrokiem spoglądając na obie kobiety. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, ale to nie wydało się Angel ani dziwne, ani niepokojące. Liczyło się tylko to, że nie odeszła, choć miała po temu tak wiele okazji.

BLANK DREAMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz