Dzień 9

133 13 7
                                    

To nie tak, że jedzenie wyczarowywane przez smoczycę przestało mi smakować. Było pyszne, ale czegoś mi brakowało. Dopiero dzisiaj zdałam sobie sprawę, jak bardzo tęsknię za hucznymi biesiadami z przyjaciółmi z Ferie. Towarzystwo smoczycy było cenne, ale w tej chwili oddałabym wszystko, żeby zjeść otoczona gwarem ludzkich głosów.

- Zaczynam wątpić, czy w tym świecie istnieje cokolwiek poza lasem - westchnęłam z irytacją.

Smoczyca wyplątała się z mojego kaptura i zawisła w powietrzu na wysokości mojej głowy.

- Ten las jest bardzo ładny - stwierdziła pogodnie.

- Ale nie ma tu nikogo poza nami, ani żywej duszy - od razu pomyślałam o kobiecie, która wyszła spod ziemi. Zdecydowanie powinnam ją sklasyfikować jako żywą, ale czy duszę? I znów te natrętne myśli i dreszcze. Co to było do ciężkiej cholery?

- Zimno ci? - spytała.

- Nie - odparłam.

- To może coś zjemy?

Zatrzymałam się tak gwałtownie, że we mnie wleciała.

- Chcę wyjść z tego lasu. Znaleźć jakąś karczmę, albo chociaż tawernę. Najlepiej z ludźmi - powiedziałam.

- A co to jest karczamawerna? - zamrugała oczami.

- Zostańmy przy karczmie. To takie miejsce, do którego ludzie chodzą się najeść, napić i ogólnie, spotkać - wyjaśniłam cierpliwie. Już się przyzwyczaiłam, że smoczyca ma jeszcze mniejsze pojęcie o świecie niż ja.

- A jak to zwykle wygląda? - dopytywała z zainteresowaniem.

- Z zewnątrz, jak duży dom, a w środku są stoliki, krzesła i kuchnia. Gospodarze zwykle mieszkają na piętrze, ewentualnie wynajmują pokoje gościom.

- O, patrz tam! - zawołała wskazując przed siebie łapą, po czym z dumą oznajmiła. - Znalazłam karczmę.

Uśmiechnęłam się krzywo. Chyba znów jej się coś pomieszało. Podniosłam głowę we wskazanym przez nią kierunku, po czym otworzyłam usta ze zdziwienia. Zaledwie parę metrów przed nami stał dwupiętrowy budynek. Jego dach pokryty był strzechą, a od szyb, mimo centymetrowej warstwy brudu odbijało się słońce, które raziło w oczy.

Zza grubych dębowych drzwi dobiegał hałas nie z tej ziemi. Krzyki, śmiechy, wołania, odgłosy szurania po podłodze, a nawet muzyka zlewały się w jedno tworząc coś tak wspaniałego, że na chwilę odebrało mi mowę ze wzruszenia.

- Karczma - powtórzyła radośnie smoczyca i lekko pociągnęła mnie w stronę budynku. - Wejdźmy do środka! Nie mogę się doczekać!

- Jak? - wykrztusiłam z trudem. - Co ty...? To niemożliwe - pokręciłam głową. - Jeszcze chwilę temu tu tego nie było. Jak to zrobiłaś?

- Och, daj spokój. Nic specjalnego - machnęła lekceważąco jednocześnie i łapą, i ogonem. - Czasem jak o czymś intensywnie myślę, to to się pojawia - wyjaśniła, po czym dodała. - Tak już mam.

Nie pierwszy raz zasłania się tym stwierdzeniem, ale może mówi prawdę?

Kiedy otrząsnęłam się z szoku moje nogi jakby dostały skrzydeł. W jednej chwili już stałam przy drzwiach, a w drugiej zamykałam je od środka. Oparłam się o nie plecami i westchnęłam głęboko. Było tu dokładnie tak samo, jak sobie wyobrażałam. Nie mam pojęcia, jak smoczyca to zrobiła, ale spełniła moje marzenie.

Po wielkiej sali dookoła krzątała się obsługa, w przeważającej części bardzo młoda. Kiedy podeszłam bliżej zrozumiałam, że to były dzieci, w różnym wieku. Niektóre ledwo sięgały do lady, żeby ściągnąć z niej kufle z bursztynową cieczą, inne bez trudu przeciskały się między klientami dźwigając tace w rękach, a nawet trzymając je na głowie. Ruch był naprawdę spory, wspięłam się na palce, żeby wypatrzeć wolny stolik. Trochę mi to zajęło, ale gdy się udało wepchnęłam smoczycę do kaptura i skoczyłam w jego kierunku. Zasapana opadłam na twarde drewniane krzesło, a czoło oparłam na stole.

Opowieści z Daleko [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz