30

199 52 3
                                    



Per. Litwy

 Zdaję sobie sprawę, że Maria mnie za to znienawidzi, lub już to zrobiła, ale nie mam innej opcji niż walczyć. Nie uciekłem z Syberii idą przez tyle miesięcy, aby nadal służyć pod carskim butem. Na długo przed dotarciem do Królestwa zaplanowano powstanie przeciwko Imperium. Car zaprowadził mnóstwo reform i wyzwolił Polskę z służenia Aleksandrowi. Z tego co się dowiedziałem została panną do towarzystwa rodziny carskiej. To wkrótce się odmieni, bo właśnie trwa powstanie poparte przez Tymczasowy Rząd narodowy z Warszawy.

 Stałem oparty o starego dęba i patrzyłem we wschodni horyzont. Planowałem w myślach kolejny atak na wroga. Ktoś do mnie nagle podszedł i stanął metr za mną. Nie odwróciłem się do niego.

Wilno: Zdajesz sobie sprawę, że nie mamy żadnych szans.

Litwa: Gdybyśmy nie dali to było by już dawno po nas.

W: Skończ już to romantyczne pierdolenie o walce głoszone przez Mickiewicza, Słowackiego i całą resztę poetów, którzy namawiają do walki, a sami nie robią nic. Już jedno powstanie przegraliśmy idąc z ideałami romantycznymi. To będzie kolejne.

L: Daruj sobie prawienie mi kazań. Wiem co robię i powstańcy też o tym wiedzą.

W: Nikołaj zrozum! Nie mamy broni, zapasów...nie mamy nic. A ty chcesz walczyć przeciwko świetnie wyszkolonej carskiej armii. Przecież to idiotyzm!

L: Nie wtrącaj się Wilno.

W: Dobra. Rób, jak chcesz. Tylko ciekawe co powie o tym Polska... Marysiu? - Gdy zwrócił się do niej od razu odwróciłem się i nasze spojrzenia się spotkały. Miała na sobie czarna suknie i płaszcz z futrem pod szyją i przy rękawach. Jej policzki zaczerwieniły się z zimna, a usta lekko zabarwiły się na fiolet.

M: Uważam, że to głupota tak samo jak powstanie listopadowe i krakowskie...Ale nie zmienia to faktu, że mój naród tego chce, a ja przysięgłam być przy nim na dobre i złe. Więc proszę, abyś w razie potrzeby po prostu nakazał złożyć broń, aby jak najwięcej oszczędzić.

L: Dobrze...Zostaw nas samych- Wilno zasalutował i odszedł. Zostaliśmy całkiem sami. Dziewczyna patrzyła w ziemię. Podszedłem do niej i podniosłem jej podbródek, aby spojrzała na mnie. Jej oczy połyskiwały łzami.

M: Car nie chciał, aby do tego doszło... On nie jest taki jak jego ojciec...Uważam, że można było się z nim dogadać...

L: Mylisz się. Omamił ciebie reformami. On niczym nie różni się od Cara Kota, niczym! Dlatego jedynym sposobem na wolność jest walka.

M: To jeszcze nie czas. Uważam, że powinniśmy zaczekać na odpowiedni moment.

L: Odpowiedni moment...Jaki kurwa odpowiedni moment!? Sama tego nie wierz. Ale co się dziwić wychowałaś się pod zaborami i nie wierz czym jest wolność, dlatego o nią nie walczysz.

M: T...To nie prawda. Pragnę wolności tak jak ty, lecz wiem, że tak jej nie zdobędziemy.

L: Pierdolone baby, nigdy nic nie rozumiecie! Nie wpierdalaj się w sprawy powstania. I nie waż się zbliżać do walki ani nawet do broni. - Nie panowałem nad sobą. Nadal trzymałem jej podbródek i ściskałem mocno jej nadgarstek. - nie wolno opuszczać ci szpitala polowego. Skoro jest na tyle głupia i nie rozumiesz, że to jedyny sposób to jedynym sposobem, by cię chronić jest twoje uwięzienie.

 Odepchnąłem ją od siebie i nakazałem żołnierzowi zabrać ją do szpitala polowego. Już jedna straciłem tej już nie dam skrzywdzić...



...Time skip...


Per. Królestwa Polskiego

 Od początku mówiłam, że to się źle skończy. Wszystkie leki, bandaże, żywność pokończyły się. Jestem już wykończona tymi walkami, jękami rannych, śmiercią nie winnych. Dlaczego on to zrobił?! Jak mógł do tego doprowadzić?! Od naszego ostatniego spotkania nie wiem nawet co się z nim dzieje. Jak go dorwę to pożałuje! To przez niego muszę cierpieć za mój naród! Mój biedny kochany naród...

Ż: Moskale! Moskale! Zaraz tu będą! - Wpadł do dworku, który służy jako szpital młody żołnierz. Był przerażony. Podszedł do niego jedyny doktor.

D: Już dobrze. Uspokój się na Boga. A teraz powoli, opowiedz co stało.

Ż: Cały mój oddział został zmasakrowany, dowódca wysłał mnie by was ostrzec. Musicie ewakuować szpital!

D: To nie możliwe. Nie da się wyprowadzić stąd rannych. Powstanie i tak już prawie upadło. Musimy się poddać...Idę wywiesić białą flagę a ty się módl chłopcze.

 Pozostało nam czekać na przybycie wojsk rosyjskich. Patrzyłam jak za oknem powiewała na wietrze biała flaga, znak poddania. Nagle usłyszałam krzyki dochodzące z polo. Przez okno dostrzegłam kilku naszych byli cali wyobdzierani i zarośnięci. Wśród nich rozpoznałam Wilno i Litwę. Mierzyli do doktora. Wybiegłam jak najszybciej, aby ich powstrzymać.

N: Jak kurwa śmiesz się poddawać!?

D: Panie...wróg się zbliża, a ranni nie dadzą rady uciekać. Nie mamy nawet bandaży. Błagam oszczędźcie!

M: Zostawcie go! Nikolaj zostaw go!

N: Nie wtrącaj się! - Nagle rozległy się strzały z lasu. To wojska carskie. Już tu są. Pocisk trafił doktora. Podbiegłam do niego i próbowałam jakoś zatamować krwawienie. Z dworku wybiegł ten młody żołnierz i pomógł mi go wciągnąć do środka. Litwin i jego oddział starali się walczyć.

D: Dopilnuj tu spokoju...Siostro!

S: Zanieś go do salonu. - Kiedy siostra zajmowała się doktorem ja wypełniałam jego polecenie. Starał się uspokoić spanikowanych pacjentów którymi byli powstańcy jak i cywile z małymi dziećmi. Starłam się ich nakłonić do śpiewania pieśni patriotycznych, to jedyne co ich uspokoiło. Nagle przybiegł ten młody żołnierz.

Ż: Musimy wywiesić ponownie białą flagę. Bo ci ja zerwali i Rosjanie nie widzieli.

M: Dobrze, musimy wywiesić...- zaczęłam szukać nowej prowizorycznej flagi, lecz wszystko było zakrwawione. Wpadłam na pewien pomysł. Podciągnęłam suknię i rozdarłam duży kawał białej halki. Podałam ja żołnierzowi i od razu pobiegł na górę ją zawiesić. Wyjrzałam przez okno i dostrzegłam, jak Niki zostaje poszczelony prosto w serce. Z moich ust wydobył się krzyk. Wilno i reszta jego towarzyszy zaczęli się wycofywać do budynku. Na szczęście przerwano oszczał, bo została wywieszona biała flaga. Gdy tylko go wnieśli podbiegłam, aby jakoś zatamować krwawienie. Na nieszczęście lekarz zmarł.

M: Niki! Niki! Błagam nie! Nie! Niewolno ci! Potrzebuje cię....- Zaczęłam rozrywać swoją suknię aby zabandażować go. - Proszę cię...

N: Marysiu...Przepraszam za to...

M: Już dobrze, będzie dobrze...nie umrzesz...Nie umrzesz! - Położył dłoń na moim policzku. Z moich oczu lały się łzy.

N: Proszę...chcę jeszcze jeden ostatni raz ujrzeć twój uśmiech...- próbował się uśmiechnąć, lecz skrzywił się z bólu.

M: Nie możesz umrzeć...- z ostatnich sił i nie zwracając uwagi na ogromny ból podniósł się do sadu i pocałował mnie. Odwzajemniłam ten pocałunek. Tak bardzo nie chcę go stracić. Potrzebuję go. Nagle jego dłonie, które głaskały moje policzki spadły bezwładnie na podłogę. Odsunęłam lekko twarz i spojrzałam w jego zamglone i puste oczy.

M: Nie! Nie! Błagam nie! Niki! 

Drogi Do Niepodległości | 2019Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz