17

221 56 12
                                    


Per. Prus

Stałem przed wielkim lustrem, a krawiec poprawiał mój strój. Wyglądałem jakbym szedł na pogrzeb i to swój własny. Nie wiem już od jak dawna nie spałem, ciągle, gdy tylko próbuję widzę koszmarne obrazy. Wszystko stoi w ogniu, ludzie biegają przerażeni, ich krzyk jest niedotrzymania. Wszędzie walają się trupy, niektóre aż ruszają się przez jedzące je szczury. Przez gęsty dym mam problemy z oddychaniem. Czuję się tak jakby to była moja wina. Za każdym razem jest tak samo. Ta wizja jest przerażająca, zasypianie wzbudza we mnie strach. A do tego ten cholerny ślub. Już od tygodnia wysłuchuję tych wszystkich gratulacji od krewnych. Nie wiem co o tym myśli Helga. Ostatni raz widziałem ja jakieś ponad sto lat temu. W sumie można powiedzieć, że się nie znamy. Nie wyobrażam sobie naszego wspólnego życia jako małżeństwo. Ale noc nie mogę z tym zrobić. Gdy tylko zostałem sam w komnacie wyszedłem na balkon. Wciągnąłem w płuca świeże sierpniowe powietrze. Od razu zrobiło mi się lżej na sercu. Zapachy kwiatów i drzew przywołały wspomnienia, które pocieszają mnie. Nagle doszedł do mnie dochodzący z komnaty dźwięk zegara, który właśnie wybił dwunastą. Czas rozpocząć mój pogrzeb. Udałem się prosto do kaplicy zamkowej. Wszyscy goście już zaczęli zajmować miejsca w ławach. Oczywiście Reinhard wepchał się aż pod sam ołtarz w tym swoim kremowo- brokatowym czymś z mnóstwem koronek. Stanąłem pod ołtarzem i czekałem aż organista zagra marsz weselny, by zawiadomić wszystkich, że nadchodzi panna młoda. Mijały sekundy, minuty, a ja ani raz nie odwróciłem się za siebie. Moje oczy były utkwione w twarzy Najświętszej Panienki, patronki mego zakonu. Wszystkie rozmowy ucichły, gdy z organów rozbrzmiały pierwsze dźwięki. Słyszałem szelest jej sukni, który z każdym dźwiękiem organów był coraz bliżej. Strach przed przyszłością narastał. Nim się obejrzałem Helga stała obok mnie. Kontem oka dostrzegłem, że jej twarz zakrywał biały welon. Rozpoczęła się msza, zaczęły wybrzmiewać najróżniejsze pieśni ślubne. Ksiądz wygłosił długie kazanie o miłości i wierności małżeńskiej. Nadeszła chwila na złożenie przysięgi. Odwróciliśmy się twarzą do siebie zgodnie z tradycją i odsłoniłem jej twarz. Jej szare oczy były obojętne, a twarz wyrażała jedynie znudzenie. Ksiądz obwiązał nasze dłonie wstążką, wszyscy zebrani wstali.

Ks: Zebraliśmy się tu dziś, aby połączyć świętym węzłem małżeńskim tych dwoje ludzi.

W: Ja Wilhelm biorę Ciebie Helgo za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.

H: Ja Helga biorę Ciebie Wilhelmie za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. - jej głos wcale nie był obojętny co mnie zdziwiło. Był pełen triumfu. Podczas tego zauważyłem, jak zerknęła z wielką satysfakcją w stronę zgromadzonych. Nie wiem do kogo konkretnie to było.

W: Helgo przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. - Założyłem jej ją na palec

H: Wilhelmie przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.

Ks: Jeśli ktoś sprzeciwia się zawarciu przez nich małżeństwa niech przemówi teraz albo niech zamilknie na wieki. - pragnąłem tego, lecz odpowiedziała tylko cisza- Niniejszym w imię Boga ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą. - na samą myśl o tym robiło mi się niedobrze. Ale musiałem się do tego zmusić. Pocałunek był krótki i formalny. Nikogo to nie przejęło, wszyscy zebrani wstali i zaczęli bić brawo. Helga złapała się mego ramienia i puściła mi uśmiech pełen zwycięstwa. Ponownie rozbrzmiały po całej kaplicy dźwięki marszu weselnego. Wyszliśmy na dziedziniec i zaczęły się te wszystkie składania życzeń i pocałunki. Podszedł do mnie Saksonia.

A: Moje gratulacje bracie. Wreszcie się ustatkujesz.

W: Dziękuje Adalbercie.

A: Ej no ale uśmiechnij się. Dziś twoje święto.

W: Nie potrafię się z tego cieszyć.

A: A powinieneś. Może zacznij od wywalenia tego przeklętego medalionu. - Chwyciłem go mocno za rękę

W: Dobrze ci radze nie mieszać się w moje życie, bo pożałujesz.

A: P....Przepraszam...

Po kilku nastu tańcach zastąpiono mnie i zasiadłem zmęczony przy stole. Od razu podbiegł do mnie Reinhard. Widać było, że moje cierpienie sprawia mu radość. Usiadł na miejscu mojej tańczącej żony i zaczął w milczeniu się przyglądać wszystkim parą na parkiecie.

R: No moje gratulacje. Popatrz tylko jak twoja stolica tańcuje ze swoim mężem. Berlin bardzo do niej pasuje. Ty też powinieneś być szczęśliwy.

W: Staram się znaleźć w tej sytuacji jakieś plusy, ale nie mogę.

R: Eh gorszy... Popatrz jak ja się dobrze bawię i spróbuj mnie udawać.

W: Podziękuję.

R: Oh no przestań... Nawoja się raczej nie obrazi ze się ożeniłeś, bardziej powiedziałbym, że o to coś zrobił z jej grobem. Całkowity brak ogłady i szacunku. Prostactwo.

W: Nie przypominaj mi o niej. To przez nią nie potrafię myśleć o miłości.

R: Phi.. Z tego co wiem to twoja wina, że ona skończyła w ziemi z robalami.

W: Nie...to wina jego.

R: Kiedy skończysz obwiniać tego poganina? To tyś ją zabił, a nie on.

Nadeszła chwila na najważniejszy obrzęd dzisiejszego dnia. Wybiła północ i wraz z moją żoną udaliśmy się do komnaty. To właśnie teraz nasze małżeństwo zostaje nierozerwane. Mam nadzieję, że nie będę mieć z nią dziecka... 

Drogi Do Niepodległości | 2019Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz