99 13 33
                                    

✧ 𝕍𝕚𝕝𝕝𝕖𝕟𝕕 ✧

Minęły dwa tygodnie. Przez cały ten czas obserwowałem Leilę, chodziłem na patrole oraz spotykałem się z Kaori. Nie działo się nic ciekawego.

Nie mając co robić wyszedłem do lasu. Spacerowałem powoli, a moja głowa została wypełniona myślami. Słysząc czyjeś głosy od razu zacząłem być bardziej czujny. Wszedłem na drzewo i po ciuchu przemieszczałem się pomiędzy gałęziami. W końcu usiadłem na jednej z nich, a pode mną zobaczyłem trójkę mężczyzn. Bardzo dobrze ich znałem. Pozbycie się ich było na tyle trudne, że nie raz wchodziłem z nimi w jakieś spółki.

Już chciałem do nich zejść, ale wyczułem ten zapach. Mój wzrok padł na kilka drzew dalej. Na jednej z gałęzi siedziała Leila. Zastygnąłem w miejscu czekając, aż dziewczyna sobie pójdzie. W tym samym czasie oboje zaczęliśmy przysłuchiwać się ich rozmowie. Rozmawiali o napadzie na Kwaterę oraz rozbiciu kryształu.

Wszyscy się rozeszli, a ja po cichu powędrowałem za jednym z chłopaków. Zauważając go zeskoczyłem z drzewa, a ten odsunął się o krok. Wyprostowałem się i spojrzałem na niego. Ten przełknął ślinę przez co na mojej twarzy pojawił się drobny uśmiech.

— Runeor. Dawno się nie widzieliśmy.

— Czego ode mnie chcesz? — spojrzał na mnie obojętnie.

— Co powiesz na mały układzik? Przydasz mi się.

— Gadaj lepiej co będę z tego miał.

— Pewność, że nie pokrzyżuje Ci planów związanych z napadem na K.G.

— Tylko tyle? — parsknął śmiechem.

Wyjąłem z kieszeni woreczek z włókna i rzuciłem mu pod nogi. Ten szybko go podniósł i otworzył. Spojrzał na znajdujące się tam monety po czym na mnie. Uśmiechnął się podle.

— To teraz mów co mam zrobić.

— Nic wielkiego. Masz to — wystawiłem w jego stronę fiolkę — wylać na znajdującego się tam człowieka. Białe włosy, niebieskie oczy. Nie ma szans, że ją przeoczysz.

Wziął ode mnie eliksir i skinął głową. Następnie każdy z nas poszedł w swoją stronę. Oczywiście ja pognałem do kryjówki.

Wszedłem do swojego pokoju i walnąłem się na łóżko. Zatopiłem twarz w poduszce i westchnąłem. Spokojem nie nacieszyłem się zbyt długo, ponieważ już po chwili usłyszałem pukanie. Mruknąłem "Wejść", a do moich uszu doszło skrzypienie drzwi.

𝚡

Mógłbym szczerze powiedzieć, że czasami mam ochotę po prostu umrzeć. To jak nienawidzę być sobą, to jeden wielki żart. Miał mi dać spokój, ale nie. Książę nie ruszy się, aby wykonać zlecenie. Lepiej wykorzystać swój podnóżek.

Po groźbach ze strony Plativa, oraz godzinnej kłótni znajdowałem się w lesie. Mój najwspanialszy wspólnik wysłał mnie do jakiejś wioski. Oczywiście moim zadaniem było pozbycie się jakiegoś mężczyzny. Jedynym plusem był fakt, iż nie musiałem iść, aż tak daleko.

Po niecałych dwóch godzinach spacerowania znalazłem się niedaleko Ebisu. Ja nie wiem skąd oni biorą te nazwy. Nie zastanawiając się długo obszedłem całość dookoła zapamiętując miejsca, przez które najłatwiej będzie mi się dostać do środka. Całą sprawę ułatwiała mi ciemność.

Rozejrzałem się dookoła i zacząłem wzrokiem szukać domu tak zwanego Ersuna. Nie było to trudne, albowiem Plativ jasno wytłumaczył mi jak wygląda oraz się znajduje. Dzięki temu już po chwili znajdowałem się w mieszkaniu.

Wyczuwając czyjś zapach powędrowałem w tą stronę. Wyszedłem po schodach, a woń stała się mocniejsza. Otwarłem drzwi, a w pomieszczeniu znajdowała się moja ofiara. Pewnym krokiem wszedłem do środka i szybkim ruchem złapałem domownika przykładając mu nóż do gardła. Już miałem się odezwać, ale niespodziewanie mężczyzna się wyrwał, a mój sztylet spadł na ziemię. Nim się odwróciłem to ja leżałem na podłodze, a ostrze zostało przystawione do mojego gardła. Cała sytuacja zaczęła mnie bawić. Zacząłem się śmiać, a facet jakby zgłupiał.

Ściągnąłem kaptur i spojrzałem mu prosto w oczy. Uśmiechnąłem się wrednie, a na jego twarzy zaczął malować się szok wraz ze strachem. Chwyciłem jego nadgarstek i zacząłem poruszać nim tak, iż metal delikatnie muskał moją skórę. Wystawiłem w jego stronę zęby śmiejąc się. Zbliżyłem swoją twarz do jego.

— Ze mną się nie pogrywa — szepnąłem.

Chwyciłem go i powaliłem. Usiadłem po turecku na jego plecach. Wziąłem z podłogi stracone ostrze i zacząłem się nim bawić w dłoniach. Nie chcąc tracić więcej czasu wbiłem go w szyję leżącego. Ten zawył żałośnie. Narzędzie wyjąłem z jego ciała i przetarłem. Mój wzrok padł na rozprzestrzeniającą się krew, która płynęła po podłodze. Odczekałem chwilę i upewniłem się, że w mieszkaniu zastaną trupa. Następnie opuściłem teren wioski i wróciłem do kryjówki.

𝚡

Im bliżej miejsca docelowego byłem, tym mój humor się pogarszał. Nie miałem najmniejszej ochoty na rozmowę ze swoim wspólnikiem. Jednak wyboru nie miałem. Przynajmniej na razie.

Wszedłem do salonu i spojrzałem obojętnie na siedzącego wampira. Ten zlustrował mnie wzrokiem. Nie miałem najmniejszej ochoty się do niego odzywać. Jenak im szybciej zapewnię go o wykonanym zadaniu tym prędzej będę mógł iść do siebie.

— Zlecenie wykonane. Facet nie żyje.

Czekałem na jego odpowiedź. Jednak ten milczał. Rzucił na biurko kopertę, a ja zmroziłem go wzrokiem. Podszedłem i wyjąłem dłoń, która już po chwili znajdowała się na kartce. Już chciałem ją podnieść, ale Plativ szybkim ruchem złapał mój nadgarstek. Przybliżył się, a mną szarpnął.

— Lepiej dla Ciebie jak nie będziesz mi się sprzeciwiał — powiedział oschle.

— Nienawidzę Cię — warknąłem i wyrwałem dłoń.

Wziąłem kopertę i wyszedłem. Trzasnąłem drzwiami i skierowałem się do swojego pokoju. Zakluczyłem je i rzuciłem zapłatą gdzieś na ziemię. Zacząłem krążyć po pokoju starając się uspokoić.

Nɪᴇɴᴀᴡɪᴅᴢę Cɪę, ɴɪᴇɴᴀᴡɪᴅᴢę Cɪę, ɴɪᴇɴᴀᴡɪᴅᴢę Cɪę.

__________
857

Za ścianą kłamstwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz