104 12 32
                                    

✧ 𝕍𝕚𝕝𝕝𝕖𝕟𝕕 ✧

Minęło kilka dni, a ja nie zrobiłem nic produktywnego. Jedyne z czego byłem zadowolony to fakt, iż Leila stała się wilkiem. Wysłałem do niej nawet list. Z resztą Plativ na początku mi oświadczył, abym to robił. Teraz zostało mi tylko dopilnowanie, aby odkryła swoje moce.

Westchnąłem cicho i podniosłem się z łóżka. Nie miałem ochoty kompletnie na nic. Jednak w końcu wstałem i ubrałem się. Następnie wyszedłem z pokoju i opuściłem kryjówkę. Skierowałem się w stronę jeziora.

Będąc na miejscu ściągnąłem kaptur i rozejrzałem się. Mój wzrok padł na powalone drzewo, które trzymało się nad wodą. Podszedłem bliżej i wskoczyłem na pień. Spokojnym krokiem zacząłem iść wzdłuż niego. W końcu stanąłem przy końcu, a mój wzrok padł na ciecz przede mną. Spojrzałem na swoje odbicie. Przez moment zauważyłem jakby młodszą wersję siebie.

Około 14-letnia hybryda wbiegła do domu. Chłopiec wszedł do kuchni, a do jego uszu od razu dobiegły krzyki. Niepewnie spojrzał przez uchylone drzwi, a tam ujrzał swoją matkę, która kuliła się z bólu. Tuż obok niej stał jego ojciec, który rzucił w jej stronę jakimiś przekleństwami i wyszedł. Nastolatek bez namysłu podszedł do rodzicielki i kucnął obok niej. Wystawił w jej stronę dłoń i położył na jej mokrym policzku.

— Przepraszam mamo. Znowu to zrobił. Nie było mnie, a powinienem. On nie ma prawa Cię krzywdzić.

Nim zdążyła się odezwać syn przyciągnął ją do siebie. Opatulił ją ramionami, a po chwili również go objęła.

— To moja wina — wyszeptałem sam do siebie.

Poczułem ukucie. Nie chciałem o tym myśleć. Ukazywać słabości. Westchnąłem i trzęsącymi rękoma zaciągnąłem kaptur na głowę. Kolejno potem ruszyłem z powrotem do kryjówki.

𝚡

Minęły kolejne dni, a ja nie wychodziłem z pokoju, a co dopiero budynku. W mojej głowie dalej odtwarzały się wspomnienia z młodzieńczych lat. Czułem się okropnie. Nawet Plativ to zauważył. Byłem świadom, iż nie jestem w dobrej kondycji. Jednak pytania mojego wspólnika oraz przeprosiny za ostatnią kłótnię uświadomiły mi, iż jest gorzej niż mi się wydaje. Jednak nie przejmowałem się tym, ba nawet nie miałem na to siły. Jedynie czego pragnąłem to czyjegoś ciepła, szczerej rozmowy, wyciszenia. Pragnąłem to wszystko z siebie wyrzucić.

Cały dzień spędziłem w łóżku. Dopiero kiedy nastał wieczór podniosłem się z niego. Otwarłem okno i usiadłem na parapecie wciągając świeże, mroźne powietrze. Mój wzrok padał to na las to rozgwieżdżone niebo.

Dopiero kiedy zacząłem przysypiać wróciłem do środka. Pociągnąłem tylko zasłony  i położyłem się czując jak chłód z zewnątrz wkrada się do pomieszczenia.

Obudziłem się poprzez padające, na moją twarz, promienie słoneczne. Przeciągnąłem się i wstałem. Zamknąłem okno oparłem dłonie o parapet. Nie miałem pojęcia co tak naprawdę ze sobą zrobić.

W końcu zebrałem się w sobie i powędrowałem do łazienki. Wziąłem długi chłodnawy prysznic, po czym ubrałem się w luźne ciuchy. Głodny jak wilk przeszedłem do kuchni i przyrządziłem sobie posiłek.

Nie mając nic do roboty po prostu chodziłem po korytarzu tam i z powrotem. W moim ciele ciągle czułem tą pustkę. Ciągnęło mnie ku innym. Nie pamiętam kiedy ostatni raz tak bardzo pragnąłem drugiej osoby.

Zdesperowany powędrowałem do salonu. Jednak nikogo tam nie zastałem. Lekko zdziwiony zacząłem przeszukiwać inne pomieszczenia. Oczywiście jak na złość wampira nie było w domu. Podirytowany i zawiedziony wróciłem do swojego pokoju. Położyłem się i wlepiłem wzrok w sufit.

Minął cały dzień, a ja zasadniczo nie zrobiłem nic. W końcu zrobiło się ciemno, a moje myśli krążyły w około rodziny i sensu życia. Z amoku wyrwał mnie hałas dobiegający z zewnątrz. Niechętnie podniosłem się i spokojnym krokiem ruszyłem w stronę głównych drzwi. Otwarłem je zachowując ostrożność. Moim oczom ukazał się, wcześniej poszukiwany, wampir. Wszedł do środka lekko chwiejnym krokiem. Do mich nozdrzy od razu wdarł się zapach alkoholu. Potrząsnąłem głową. Nienawidziłem tego smrodu. Kojarzył mi się tylko z ojcem.

Na ziemię sprowadził mnie Plativ. Chłopak zatrząsnął drzwi i podszedł do mnie bliżej. Popatrzyłem mu prosto w oczy, a ten oparł dłonie o ścianę przez co znalazłem się pomiędzy nimi.

— Nasze kłótnie nigdy nie powinny się wydarzyć — czknął. — Jesteśmy beznadziejni — zaśmiał się.

Drżące dłonie położyłem na jego twarzy. Przez moje ciało przeszedł dreszcz kiedy to jego ręce znalazły się na moich. Zdecydowanie się z nim zgadzałem. Nie umiemy porozmawiać poważnie. Jak dorośli.

Między nami ciągle była cisza. Chłopak wlepiał we mnie swój wzrok, a ja dygotałem. Moje ciało odmawiało posłuszeństwa. Tak naprawdę powinienem pomóc mu dojść do pokoju i się zmyć. Jednak nie umiałem. Ciągle tkwiliśmy w tej samej pozycji wpatrując się w siebie.

W końcu postanowiłem coś powiedzieć, ale nie było mi to dane. Na swoich ustach poczułem te jego. Na początku się zdziwiłem. Jednak nic z tym nie zrobiłem. Po prostu zacząłem oddawać pocałunki, które zaczęły robić się coraz bardziej nachalne.

Tak bardzo tego nie chciałem, ale równocześnie pragnąłem. Moje serce rwało się na pół. Nigdy bym tego nie zrobił. Nie chciałbym. Jednak moje ciało mówiło co innego. Pragnąłem kogoś. Ciepła drugiej osoby. Jakiegokolwiek zainteresowania.

W końcu oderwaliśmy się od siebie, a nasze oddechy były nierównomierne. Żaden z nas się nie odezwał. Jednak Plativ nie zaprzestał. Przybliżył się jeszcze bardziej i objął w pasie. Swoje pocałunki przeniósł na szyję, a ja mu po prostu uległem. Odchyliłem głowę do tyłu po prostu pragnąc dotyku. Całym sobą chłonąłem każdy jego ruch, pocałunek.

To wszystko jakby do mnie nie docierało. Mężczyzna, który tak bardzo doprowadzał mnie do skrajności myśli, który sprawia mi tak dużo cierpienia właśnie robi mi malinki na szyi. Z jednej strony chciałem to przerwać, ale nie potrafiłem. Po prostu się poddałem.

Robiło mi się coraz cieplej, a moje ciało pragnęło coraz więcej dotyku i uwagi. Nie musiałem długo czekać, albowiem już po chwili poczułem pod koszulką chłodną dłoń chłopaka. W tym samym czasie muskał moją skórę, na obojczykach, ustami. Nim się obejrzałem jego dłonie powędrowały na mój tyłek oraz uda.

Nagle chłopak znów mnie pocałował. Nie mogąc się powstrzymać pogłębiłem to, a ten mnie podniósł. Odruchowo owinąłem nogi w okół jego pasa na co mruknął zadowolony. Zaczął stawiać chwiejne kroki do przodu. Nie zareagowałem. Po prostu dalej skupiałem się na jego ustach, które po pewnym czasie znów zaczęły wędrówkę po mojej szyi. Czując przyjemne podgryzanie zacząłem mruczeć.

Po kilku minutach poczułem pod sobą coś miękkiego, a starszy zawisnął nade mną. Spojrzałem mu w oczy, a ten uśmiechnął się lekko. Następnie znów zajął się moimi ustami przy okazji ściągając moją koszulę. Dzięki temu pocałunki przeniósł na klatkę piersiową oraz brzuch. Moje ciało coraz bardziej go pragnęło, a zmysły szalały.

__________
1070

Za ścianą kłamstwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz