Rozdział 11

9K 534 46
                                    

IAN

Wyciągnąłem z dolnej szafki czerwoną teczkę. Wysypałem wszystkie zdjęcia jakie się w niej znajdowały na biurko. Prawie na wszystkich była ona i Charles. Zdradziecki kutas, który nazywał się kiedyś moim bratem.  Charles Anderson Botello.  Jego zdrada była jak cios prosto w serce.  Ufałem mu jak nikomu na tym świecie, a On mnie zdradził. Nic nie boli tak jak zdrada rodziny. Ukradł mi jedyną osobę, o której marzyłem dniami i nocami i w dodatku miał zamiar ją poślubić. Oświadczył się jej i chciał założyć z nią rodzinę. A przecież Ona miała należeć do mnie to ja ją zaklepałem, to ja ją pierwszy zauważyłem.  Nigdy nie wybacza się zdrajcy bo skoro zdradziła raz to zrobi to i drugi raz. Teraz  jednak to ja byłem na górze, teraz to ja miałem to co kiedyś On mi ukradł. Moim zadaniem jest sprawienie, że Alison pokocha mnie na tyle mocno i silnie, że zapomni jak funkcjonuje się beze mnie.  Pragnę stać się każdym jej oddechem, pragnę, żeby budziła się i zasypiała myśląc o mnie. Bo tak było właśnie ze mną. Chwytam przypadkowe zdjęcie i ściska mnie w środku. Charles obejmuje ją w tali, a Ona uśmiecha się promiennie wpatrzona w niego jak w obrazek.  Alison nawet nie masz pojęcia jakim draniem był twój ukochany.  Nie potrafił wyjawić Ci prawdy kim tak naprawdę był. Wiedział, że w innym wypadku nawet byś na niego nie spojrzała. Był nędznikiem, który nie potrafił wyjawić prawdy ani bratu, ani kobiecie, którą podobno kochał.  Miał w dupie rodziną przysięgę, która mówiła, że rodzina jest na pierwszym miejscu. Zamiast tego uciekł jak tchórz, którym zresztą był i zdradził jedynego brata.  Gdyby tylko zwrócił się do mnie, gdyby powiedział prawdę nasze życie potoczyłoby się inaczej. Wstałem i kliknąłem w ukryty guzik za lampą. Ściana uchyliło się i zacząłem schodzić do piwnic. Otworzyłem drzwi i zaświeciłem światło. Na podłodze leżał zdrajca. Skrzywił się przez światło, które rozświetliło ciemne pomieszczenie. Uśmiechnąłem się krzywo. Cieszył mnie jego widok. 

-Stęskniłeś się bracie?-wypluł jadowicie. 

I pomyśleć, że dawno temu byliśmy prawie, że nierozłączni. 

-Nie masz pojęcia jak bardzo. 

Roześmiał się mało wesoło. Przyłożył dłoń do zapewne bolącego boku. 

-Rozumiem już dlaczego mnie zdradziłeś Charles. Nic nie smakuje tak jak jej usta, nikt nie pachnie tak jak ona i nikt ale to nikt nie ma pazura takiego jak ona. Za niedługo mam zamiar posmakować również jej ciała i zmyć z niej wspomnienie szczura jakim jesteś.

-Pieprz się Ian-wrzasnął na całe gardło-Alison nigdy Ci się nie odda. 

Tym razem to ja się zaśmiałem. Bawił mnie jego widok. Próbował się rzucić w moją stronę ale nawet nie mógł się podnieść. Ojciec oddał mi cały interes dlatego wszystko i wszyscy podlegali mi i to ja miałem ostateczne słowo. Nie byłem gotowy zadać mu ostatniego strzału. Moja załoga i tak doskonale upozorowała jego śmierć i dostali za to  należną zapłatę. 

-Mam zamiar sprawić, że odda mi się właśnie tej nocy kiedy ty będziesz zdychał tutaj z bólu i rozpaczy. Będziesz rozmyślał o jej pocałunkach, a ja mam zamiar spijać jej pocałunki. Będę błądził dłońmi po jej ciele i sprawię, że będzie chciała tylko więcej i więcej. 

-Nienawidzę Cię Ianie i mam nadzieje, że spotkam Cię w piekle tak szybko jak ty wyślesz mnie do niego. 

Twarz wykrzywiła mu się ze złości i bólu. 

-Nie martw się bracie jeszcze długo mam zamiar pożyć i utrzymać Cię przy życiu. Sprawię, że sam nie będziesz chciał dłużej żyć i będę czekał na moment, w którym poprosisz mnie o kulkę w łeb-rzekłem. 

-Nigdy Cię o to nie poproszę-wypluł. 

-Pożyjemy zobaczymy. 

Dawno temu zapomniałem co to znaczy współczucie. Zacząłem czuć tylko nienawiść i złość, aż do momentu kiedy zobaczyłem ją w restauracji ze znajomymi, od tamtej pory coś się we mnie zmieniło. Coś zostało we mnie poruszone. 

20 gwizdek= kolejny rozdział! 

Koniec nowym początkiem ✔ ( Seria: BRACIA ANDERSON/ CZĘŚĆ I)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz