Rozdział 24

6.5K 308 59
                                    


Ian zamknął się w gabinecie i nie wychodził z niego już dobre trzy godziny. Przechadzałam się po korytarzu z nadzieją, że usłyszę jakikolwiek dźwięk, ale nie. Było zadziwiająco cicho. Robiłam już piąte kółko i przygryzałam do bólu wargę. Wciąż widzę jak upada na ziemie...Jak ciężkie musiał mieć życie, skoro śmierć konia tak dotkliwie się na nim odbiła. I jeszcze to zdanie "Rycerz był wierniejszy niż mój rodzony brat." Nie potrafię sobie nawet tego wyobrazić. Te słowa były tak przepełnione bólem i rozpaczom, że serce gubiło rytm. Pewnie nigdy w połowie nie dowiem się tego co widziały jego oczy. Dzisiaj dokładnie zobaczyłam jak życie okrutnie go potraktowało.

-To znowu ty. Po salonie rozniósł się głos Fernando. Stał w drzwiach i obserwował mnie. Byłam tak pochłonięta myślami, że nie zarejestrowałam kiedy drzwi się otwarły. Ciekawe jak długo mnie obserwował.  - Miałem nadzieje, że już cię tutaj nie zobaczę, ale jak widzę musisz mieć magiczną pizdę skoro mój syn nadal trzyma cię przy sobie. 

W pierwszej chwili poczułam strach, który szybko przemienił się w kule ognia. 

-Jak na starego piernika masz zadziwiająco niewyparzony język, Fernando. Tylko z szacunku do Iana nie dostaniesz w pysk. 

-Alison!

Ciało mi zadrżało prze te niespodziewany wrzask. Lew wyszedł z jaskini i musiał oczywiście usłyszeć moje słowa. Pierdolone szczęście...

-Możesz go nie lubić, ale musisz szanować-powiedział. 

Trzymał w dłoni szklaneczkę z whisky. Oczy mu się błyszczały i chwiał się na piętach.

-Gdybyś tylko...

-Nie, Alison-przerwał mi.- Powiedz czy rozumiesz i po sprawie. 

Zerknęłam na Fernando. Jego obrzydliwa twarz będzie mi się śniła do końca życia. Ten perfidny człowiek czekał na moje przeprosiny.

-Prędzej puszcze pawia niż przez gardło wyduszę przeprosiny w stosunku do mafiozo. 

-Kurwa mać, Alison...- zaczął. 

Zbliżył się do mnie, ale głos ojca go zatrzymał. 

-Spokojnie synu. Popatrzył na mnie z podziwem. -Zaczynam zauważać co w niej widzisz. Dziewczyna ma jaja tego nie można jej zarzucić.  Przyjechałem, żeby porozmawiać z waszą dwójką. Guzman zawiadomił mnie o tym co się stało. 

-Oczywiście, że tak- powiedział z kpiną Ian.- Dziwie się, że zajęło ci to tak długo. 

-Przestań zachowywać się jak pizda, synu. 

Szklanka, którą przed chwilą trzymał przeleciała mi nad głową. Uchyliłam się i wpadłam na Fernando. Przytrzymał mnie. 

-Zabieraj od niej łapska-wycedził. 

-To przez tego głupiego konia doprowadziłeś się do takiego stanu?- rzucił prześmiewczo i zacisnął na moim łokciu rękę. 

-Nie twój zasrany interes. Od kiedy niby interesujesz się życiem kogoś innego niż własnym?

-Ianie, uspokój się-poprosiłam. Cała ta rozmowa zmierzała w nie odpowiednim kierunku. Wyrwałam się z uścisku jego ojca i podeszłam do niego. Stanęłam na palcach i chwyciłam go za brodę. -Uspokój się-szepnęłam. Oderwał spojrzenie od ojca i knykciami pogłaskał mnie po policzku. 

-Synu, jesteś przywódcą! Musisz zacząć zachowywać się jak przystało na tą rolę. Ludzie biorą z ciebie przykład. Nie możesz okazywać słabych punktów, bo ktoś je w końcu wykorzysta przeciwko tobie.

Koniec nowym początkiem ✔ ( Seria: BRACIA ANDERSON/ CZĘŚĆ I)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz