Rozdział 25

6.3K 401 68
                                    


-Dziękuję, że mnie ze sobą zabrałeś, ale gdzie my do cholery jesteśmy?

Guzman  dwie godziny temu wparował do mojego pokoju. Rzucił we mnie kurtkę i powiedział -Zbieraj się. Nie zastanawiałam się nawet przez moment. Wyskoczyłam z łóżka, w którym i tak nie mogłam zasnąć. Siedziałam od kilku godzin na środku materaca z nogami podciągniętymi pod samą szyję. Czekałam i umierałam jednocześnie ze strachu. Nigdy wcześniej nie pragnęłam tak jak dzisiaj, żeby usłyszeć pod drzwiami jego kroki.  Co chwilę spoglądałam na cyfrowy zegarek, ale tylko minuty zmieniały się w godziny. Wyrządziłam mu dzisiaj krzywdę  słowami. Najpierw strata przyjaciela, a później moje gorzkie słowa. Oskarżałam go o to, że to on jest potworem, ale dzisiaj to ja udowodniłam, że byłam bez serca. 

-Pytanie powinno brzmieć jak się będziesz zaraz czuć. Założę się, że dla takiej dziewicy jak ty to co zaraz zobaczysz będzie piekłem.

Trzasnął drzwiami od samochodu  i wyszedł. Jak powinnam zareagować na takie słowa? Byliśmy tak naprawdę po środku niczego. Była  trzecia nad ranem. To nie była godzina na zwiedzanie starych fabryk. Kamienie pod moimi stopami uderzały o siebie, gdy próbowałam go dogonić. Co kawałem odwracałam się za siebie. Nie ufałam mu. Guzman zastukał trzy razy w metalowe drzwi i małe okienko otworzyło się. 

-Hasło- powiedziała kobieta. 

-Paloma. 

Otworzyła nam babka ubrana w same majtki i z nalepkami na piersiach.  Mina mi zrzedła. 

- Kim ona jest?- zapytała.

Zjechała mnie spojrzeniem. Byłam  ubrana w szorty od spania i w granatową kurtkę. Wyglądałam skromnie, ale przynajmniej nikt nie zakwalifikowałby mnie do tego miejsca. Obwinęła sobie wokół palca gumę i nie odrywała ode mnie spojrzenia. Zaczynałam się denerwować. Kim jest ten babsztyl i co to za miejsce?

-Caro, pilnuj swojego nosa. 

Poprawiła gumkę u majtek. Dopiero teraz zauważyłam co trzymała w lewej dłoni. Pieprzony wibrator. Szybko spojrzałam za nią, aby nie dostrzegła mojego zdziwienia. 

-Jak zawsze niedostępny-mruknęła.

Położyła mu na bicepsie dłoń. Z obrzydzeniem zrzucił ją z siebie. 

-Caro, daj spokój. - Napiął się i przeczesał włosy.- Gdzie on jest?

-Może wiem, a może nie- zaśpiewała. 

Świeciła przed nami cyckami i w ogóle nie była skrępowana. Można by było nawet pomyśleć, że czuła dumę z tego powodu. Oglądanie nagiej kobiety było dla mnie czymś nowym i niekoniecznie przyjemnym.

-Typowa baba-mruknął pod nosem. -Caro, nie mamy czasu, zapytam po raz ostatni gdzie on jest? Chyba nie chcesz wylecieć stąd na pysk? Podobno twój mąż nie lubi darmozjadów. 

Cwany uśmieszek, który jeszcze chwilę temu gościł na jej ustach zniknął.  Objęła się ramionami jakby poczuła zimno. Dobra robota, Guzmanie-pomyślałam.

-Jest w głównej-warknęła.

Wyminęliśmy ją i weszliśmy po schodach na pierwsze piętro. Dreptałam mu po piętach i zaczynały dochodzić do nas odgłosy. Zatrzymałam się i poczułam gule w gardle.  Guzman również się zatrzymał. 

-O co chodzi?

-Nie jestem pewna czy chcę iść dalej-powiedziałam drżącym głosem.

Uśmiechnął się zgorzkniale. -Ależ pójdziesz. Chwycił mnie za rękę i pociągnął. Najchętniej zatkałabym sobie uszy. Jęki były ogłuszające. Kobieta darła się w niebo głosy. Przekroczyliśmy próg pomieszczenia i prawie puściłam pawia. 

Koniec nowym początkiem ✔ ( Seria: BRACIA ANDERSON/ CZĘŚĆ I)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz