9

57 8 3
                                    




Długo zastanawiałem się, czy nie pominąć tej części opowieści, ponieważ jest ona jednym z moich najbardziej znienawidzonych wspomnień. Co prawda wszyscy chowamy w przeszłości tajemnice, którymi nie chcemy dzielić się ze światem, ale to... to było coś zupełnie innego. Wcześniej powiedziałem, że ludzie naokoło mnie nie rozumieli bólu, jaki czułem po stracie Gerarda. Jestem pewien, że i tego nie umieliby pojąć i zanim zaczniecie się domyślać co i dlaczego stało się w tunelu nowojorskiego metra, snuć teorie i czytać moje pełne napięcia słowa, powiem wam to prosto w twarz i bez owijania w bawełnę.

Ja, Frank Iero byłem świadkiem śmierci Raya.

Być może nawet, wybierając wędrówkę przez ciemność, przypieczętowałem jego los.

Ze stacji poszliśmy prosto w głąb tunelu. Nie, żebym cierpiał na klaustrofobię, ale jak już wspomniałem, podobne miejsca zawsze wywoływały u mnie silny dyskomfort. Trzymałem się blisko przyjaciela, żeby nie zostać w tyle i nie stracić z oczu latarki. Nie rozdzielaliśmy się i nie rozmawialiśmy. Ray, jak to Ray rozglądał się, a ja uważnie słuchałem złowrogich głosów. W miarę jak zbliżaliśmy się do następnej stacji, narastały i stawały się coraz bardziej wyraźne. Zaczynały przypominać mroczne zaklęcia. Jakby coś chciało rzucić na nas urok, lecz żadnym sposobem nie umiało dosięgnąć naszych umysłów i dusz. Choć teoretycznie powinny zagłuszyć nasze oddechy, stały się one jeszcze głośniejsze. Szybko uświadomiłem sobie, że byliśmy bezbronni i odsłonięci a jedynym co mieliśmy były słowa. Słowa każące zaufać sobie po sześciu latach milczenia.

Chyba każdy dorosły człowiek przynajmniej raz w życiu wyobrażał sobie swoją śmierć. Gdy tego wieczora zajrzałem jej w oczy, wszystkie moje fantazje na temat tego jak wygląda, prysnęły jak bańka mydlana.

Oczy śmierci połyskiwały złowrogą czerwienią, a ja nigdy nie czułem się tak przerażony jak w chwili, gdy stanęła przede mną. Przybrała postać bezdomnego, którego spotkaliśmy przy wejściu do kanałów. Nawet jeśli zabrzmi to absurdalnie, mógłbym przysiąc, że pojawił się znikąd. Wyrósł przed nami jak dąb, gdy tylko na chwilę zwróciliśmy oczy w inną stronę.

Widząc go, natychmiast zatrzymaliśmy się w paraliżującym bezruchu i już kilka sekund później zorientowaliśmy się, że nie jest zwyczajnym człowiekiem.

Na pierwszy rzut oka wyglądał jak ubrany w łachmany rosły mężczyzna we wczesnośrednim wieku, lecz gdy się wyprostował, a kaptur do tej pory zakrywający jego twarz opadł na ramiona, dostrzegliśmy jego przeszywające na wskroś spojrzenie. Spojrzenie żądne naszej krwi.

Zanim zdążyliśmy jakkolwiek zareagować, w zawrotnym tempie znalazł się przy tuż nas a ja, nie myśląc wiele, rzuciłem się do ucieczki. Dopiero gdy potknąłem się o tory i przewróciłem, zorientowałem się, że światło, które dotychczas prowadziło mnie i wskazywało mi drogę, zniknęło. Upadając, musiałem uderzyć się w głowę, bo na krótką chwilę pochłonęła mnie cisza przerwana jedynie bolesnym, ciągłym dźwiękiem o bardzo wysokiej częstotliwości. Poczułem mdłości, a gdy odeszły, napływające ze wszystkich stron odczucia zalały mnie jak fale szalejącego oceanu. W jednej chwili usłyszałem zdławiony krzyk, mokry dźwięk przegryzanej skóry i brutalne warknięcie nieprzypominające żadnego odgłosu wydawanego przez człowieka.

Byłem sparaliżowany. Rozsądek kazał mi wstawać i pędzić przed siebie, lecz ciało odmawiało posłuszeństwa. Poczułem, jak moje ręce zaczynają drżeć, a nogi miękną niczym wata. Zmusiłem się do tego, by odwrócić głowę i wtedy to zobaczyłem.

Bezwładne ciało Raya leżało zaledwie kilka metrów za mną. W otaczającej nas ciemności oświetlało je tylko światło latarki, która razem z nim upadła na ziemię. Oczy miał otwarte, a dłoń wyciągniętą w moją stronę. Wampir wgryzł się w jego szuję, brutalnie rwąc ją na strzępy. Krew trysnęła, ochlapując wszystko naokoło. Wystarczyły sekundy, by zalała telefon, który zalśnił, pozwalając mi ostatni raz zobaczyć przyjaciela. Po upływie dwudziestu sekund latarka zgasa, grzebiąc mnie w całkowitej ciemności niczym w podziemnym, miejskim mauzoleum.

W owej ciemności ostrzegawczo zalśniły dwa czerwone punkty. Wampir uniósł głowę, by na mnie spojrzeć. Za nim pojawiło się przynajmniej dziesięć par podobnie opalizujących ślepiów, a ja zrozumiałem, że nadszedł mój koniec.

O dziwo, nie pomyślałem jednak o tym jak potoczyło się moje życie.

W chwili ostatniego pożegnania przyszła do mnie myśl, która sprawiła, że poczułem rozrywający żal i wściekłość.

Doszło do mnie, że zostałem okłamany.

Że Gerard, gdziekolwiek był i kimkolwiek teraz był, zawiódł moje bezgraniczne zaufanie.

--------------------------------

Wszystkie wybory zostały podjęte.

Nie można ich cofnąć ani odwrócić.

Tym razem żegnam Was milczeniem, ponieważ już zadecydowaliście, jak zakończy się nasza podróż przez pierwszą rzeczywistość. Ostatni rozdział ukaże się w przeciągu kilku najbliższych dni, a później ruszymy w dalszą drogę.

Mimo tego, że wydarzenia przybrały dość tragiczny obrót, nie martwcie się.

Frank nie jest sam, a przygoda dopiero się zaczyna.

Parallels • FrerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz