Istnieje we wszechświecie miejsce, o którym nie wie żaden z zamieszkujących Ziemię ludzi. Nie wiedzą o nim również wampiry, ani mieszkańcy innych, ukrytych w zakamarkach kosmosu wymiarów. Jest to miejsce mroczne, schowane przed oczami, uszami i myślami, niemożliwe do dotknięcia i do posmakowania.
Z pozoru nie różni się ono od tych, które odwiedzamy co dnia. Posiada ściany, sufit i podłogę. Wypełnia je tlen i obowiązuje w nim grawitacja. Kryje jednak rzecz jedyną w swoim rodzaju. Coś, czego między nami nie ma, nie było i nigdy nie będzie.
Równoważnię.
Choć nazwa ta jest raczej prosta, a na myśl przywodzi machinę pokroju kuchennej wagi, bądź też niezidentyfikowane twory z niższych półek sklepów budowlanych, w rzeczywistości przedmiot ten wygląda jak ogromna, szklana kula. Kula jest jak lustro, nie odbija jednak swojego otoczenia. Za pomocą równoważni, międzyświatowi strażnicy pilnują równowagi wszechświata. Przejrzystość szkła może zostać zmącona jedynie przez nieprawidłowość w funkcjonowaniu idealnej machiny wszechrzeczy. By wszechświat nie uległ niechybnemu zniszczeniu, każda taka nieprawidłowość musi zostać usunięta.
Zastanawiacie się teraz pewnie, moi drodzy czytelnicy, dlaczego zdecydowałam się opowiedzieć Wam o tym właśnie teraz. Powód jest prosty: Frank i Mikey, w towarzystwie najemniczki - Lyn-z podróżują ku starej kaplicy, mającej zapewnić im schronienie przed zabójczym światłem słońca wschodzącego w Monroeville. Wasza ingerencja w ich losy nie jest na razie potrzebna. Jest jednak coś, co chciałabym powiedzieć, zanim po tej długiej przerwie wspólnie ruszymy w dalszą drogę:
Czasem ktoś znajduje się w złym miejscu, o złej porze.
Nieszczęście to miał nie kto inny, lecz nasz nieobecny bohater - Gerard Way. Reakcja łańcuchowa, rozpoczęta przez poczęstunek papierosem, obok sąsiadującej z Central Parkiem stacji metra, doprowadziła do tragedii.
Gdy poznajemy kogoś, kto szybko staje się ważną częścią naszego życia, nie myślimy o potencjalnych skutkach ubocznych postępującej relacji. Nie myślimy o rozstaniu, ani o cierpieniu, które może przynieść. Jeżeli jest dobrze tu i teraz - nie widzimy sensu w roztrząsaniu czarnych wizji przyszłości. Możliwość spojrzenia wstecz, każdemu z nas wycisnęłaby łzy z oczu. Wszyscy zostawiliśmy za sobą ludzi, po których pozostał nam gorzki żal i wyrzuty sumienia mówiące "przecież to mogło skończyć się inaczej".
Gerard wiedział, że to, co narodziło się pomiędzy nim a Iero, nie miało prawa skończyć się dobrze. Znał potencjalne skutki brnięcia w zakazaną dla niego miłość. Miłość ukazaną w szklanym odbiciu równoważni.
Niezręcznie brzmi nazywanie ludzkiego uczucia"nieprawidłowością", czyż nie? Miejsce, o którym wspomniałam na początku (to ze ścianami, podłogą i standardowymi zasadami grawitacji) było jednak niczym innym jak "międzyświatowym więzieniem dla sprawców nieprawidłowości". Budynek ten nie posiadał wejścia, ani wyjścia. Nie można było wydostać się stamtąd za pomocą portalu, rytuałów, czy też technologii. Jeżeli ktoś trafił za jego mury - zostawał tam do końca wieczności.
Czy Gerard zdoła uciec? Czy Frank będzie w stanie go odnaleźć?
Nikt z nas nie zna zakończenia tej historii. Można powiedzieć, że odkąd zaczęła powstawać, żyje ona swoim własnym życiem. Jest jeszcze zbyt wcześnie, by powiedzieć Wam, dlaczego uczucie Gerarda i Franka w oczach wszechświata okazało się złe. Nie mogę również zdradzić Wam drogi, która doprowadzi do ich ponownego spotkania (jeżeli okaże się, że takowe jest w ogóle możliwe). Powiem tylko jedno:
Zwycięstwo należy do wytrwałych.
Zdecydowałam, że mimo wszystko, przedstawiona tu historia stała się dla mnie ważna, i że chcę doprowadzić ją do końca. Mam nadzieję, że pomimo długiej przerwy znajdziemy jeszcze wspólny język, i że znów zechcecie mi potowarzyszyć. Postaram się wrócić tu z lepszą organizacją czasu i myślę, że dobrym pomysłem będzie wrzucanie rozdziału raz w tygodniu - w każdy czwartek.
Wierzę, że mamy tu jeszcze wiele do opowiedzenia.
Trzymajcie się wszyscy jak najcieplej.
CZYTASZ
Parallels • Frerard
FanfictionIle potrzeba łez, by pogodzić się z tym, że odszedł ktoś, kogo kochaliśmy ponad wszystko? Jak wiele czasu musi minąć, byśmy zapomnieli i nauczyli się żyć na nowo? Czy możliwe jest wyrzucenie z pamięci tego, co do tej pory utrzymywało nas przy życiu...