1

1.9K 63 4
                                    

W pośpiechu wybiegliśmy z wrzeszczącej chaty. Harry pobiegł do gabinetu dyrektora by przejrzeć myśli profesora w myślodsiewni, natomiast ja wraz z Ron'em udaliśmy się w kierunku głównej bramy. Mój błąd, udaliśmy się w kierunku czegoś co kiedyś było główną bramą.

Gdy przybyłam na miejsce od razu ruszyłam do walki. Pokonałam kilku niezbyt doświadczonych śmierciożerców, gdy zauważyłam zielony promień lecący prosto na mnie. Na szczęście udało mi się go jakoś uniknąć. Osobą która rzuciła na mnie to zaklęcie była okrutna Bellatrix Lestrange. Byłam pewna, że jej nie pokonam, ale mimo wszystko mogłam spróbować. Ciskała we mnie klątwami tak szybko, że z trudem ich unikałam. Nagle ruda czupryna mignęła mi przed oczami... - Ginny- pomyślalam. Podbiegła do mnie, by pomóc mi walczyć, ale przez swoją nie uwagę została ugodzona jasnym promieniem prosto w pierś. Upadła na ziemię. Piękne ogniste włosy rozsypały się wokół jej twarzy na której malował się spokój. Za to ja byłam wściekła, wojna powoli odbiera mi wszystko na czym mi zależy. Poczułam nagły przypływ magii, czułam się silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Wycelowałam różdżką w przeciwnika i wyszeptałam "Avada Kedavra". Bellatrix została odrzucona kilka metrów do tyłu. Nie miałam pojęcia skąd się wziął ten nagły przypływ mocy, ale dał mi nadzieję. Nadzieję na wygranie tej wojny.

W powietrzu unosił się zapach stęchlizny, krwi i magii. Wojna trwa, na ziemi znajduje się coraz więcej trupów. Co jakiś czas widzę znajome twarze. Gdzieś w oddali Nevile podający Lunie eliksir. Gdzie indziej Padma opłakuje swoją bliźniaczkę. Patrzę w stronę zakazanego lasu i widzę znikającą w ciemnościach sylwetkę Harry'ego. Zaczęłam iść w jego stronę gdy usłyszałam:

- Repente coma*- upadłam. Ostatnie co usłyszałam to- Nie bój się. Teraz będzie dobrze.- ten głos wydawał mi się znajomy, niestety nie potrafiłam go połączyć z żadną osobą, ponieważ straciłam przytomność.

~~~

Powoli otworzyłam oczy i zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu w którym się obudziłam, doszłam do wniosku, że była to wielka sala. Dookoła mnie leżały inne osoby, natychmiast usiadłam przypominając sobie, że jesteśmy w stanie wojny, a ja sobie spokojnie leżę. Muszę iść, muszę walczyć- te słowa powtarzałam sobie w głowie. Już chciałam wstawać gdy ktoś przy mnie przykucnął:

-Poczekaj. Nie wstawaj.- odezwał się młody ciemnowłosy magomedyk, po czym rzucił na mnie zaklęcie sprawdzające.- Wszystko w porządku? Coś cię boli? Czujesz się osłabiona?

-Nie wszystko w porządku. Nic mi nie jest, mogę iśc walczyć.- próbowałam wstać, ale mężczyzna znowu mnie powstrzymał.

-Panno...?

-Hermiona.- powiedziałam.

-Hermiono, wojna dobiegła końca. Wygraliśmy.- uśmiechnął się szeroko.

Byłam zdziwiona. Wygraliśmy? Podczas gdy ja leżałam sobie spokojnie? W jakim celu ktoś rzucił na mnie to zaklęcie? Jeśli ten ktoś byłby śmierciożercą, to przecież mógł mnie zabić, ale tego nie zrobił. Może pomylił zaklęcia?

Spojrzałam na wejście do sali przez które były wnoszone ofiary bitwy. Jeśli chociaż w ten sposób mogę pomóc to chętnie to zrobię.

-Pomogę im- powiedziałam do magomedyka i wskazałam dłonią na wejście. Ten tylko pokiwał głową i poszedł do kogoś innego.

~~~

Gdy już wszystkie ciała znajdowały się w wielkiej sali postanowiłam poszukać swoich przyjaciół. Nawet nie zainteresowałam się ich stanem zdrowia, a jeśli nie żyją? Oh.. Ginny, zginęła próbując ratować mnie. Nie była moją prawdziwą siostrą, a jednak właśnie tak ja traktowałam. Od razu w oczy rzuciły mi się osoby z rudymi włosami, które odznaczały się na tle innych. Ruszyłam w ich stronę. Przeleciałam wzrokiem po ich twarzach na których widoczna była rozpacz. Położyłam dłoń na ramieniu Rona i spojrzałam na przyjaciółkę. Pamiętam, że zawsze zazdrościłam jej wyglądu proste, ogniste włosy, duże oczy i piękna figura. Zaczęłam płakać, podeszłam do niej i delikatnie pocałowałam ją w czoło, po czym przytuliłam panią Weasley. Stałam tak jeszcze chwilę, chcąc dodać jej otuchy. Na drugim końcu sali zauważyłam Harry'ego czym prędzej do niego poszłam. Po drodze zauważyłam martwą Nimfadorę, której włosy już nigdy nie zmienią koloru. Parvati, która już nigdy nie porozmawia z siostrą. W końcu dotarłam do Harry'ego, który siedział przy... Draco?! I do tego trzymał go za rękę? Co tu się dzieje?

-Nie martw się. Jestem przy tob...- przerwał gdy mnie zobaczył.- Hermiona? Hermiona!- przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Wtuliłam się w niego.

-Nic ci nie jest, jesteś cały?- spytałam na co się zaśmiał i znowu odwrócił się w stronę nieprzytomnego Draco.- Co mu się stało?

-Jest osłabiony, ale za niedługo powinien się obudzić.

-Czy ty... to znaczy wy jesteście...- nie wiedziałam jak zadać to pytanie.

-Em... no yyy.. tak- powiedział to tak cicho, że ledwo usłyszałam co mówi.- Ja przepraszam, że ci nie powiedziałem, wiem że jesteśmy przyjaciółmi, ale chcieliśmy to zachować w tajemnicy. Ja... przepraszam.

-Nie masz mnie za co przepraszać Harry. Jeśli ty jesteś szczęśliwy to ja też.- przytuliłam go- Zresztą odkąd Malfoy dołączył do zakonu zdążyłam go poznać i wcale nie jest taki zły.

-Dziękuję. Dziękuję, że mnie rozumiesz i nie każesz mi się zmieniać.

Nagle usłyszeliśmy ciche jęki dochodzące z ust blondyna.

-Zostawię was- wyszeptałam Harry'emu do ucha, po czym wstałam i odeszłam.

Byłam zmęczona, ale musiałam zrobić jeszcze jedną rzecz, a mianowicie chcę zobaczyć profesora Snape'a. Nigdzie go nie znalazłam więc postanowiłam zapytać o to pania Pomfrey.

-Proszę panią?- odwróciła się w moją stronę- Czy wie pani gdzie znajduje się profesor Snape?

-Przykro mi, ale nie widziałam go od początku bitwy.

-Dziękuję- powiedziałam i czym prędzej pognałam do wrzeszczącej chaty.

Otworzyłam drzwi i ku mojemu zdziwieniu  odkryłam, że nikogo tam nie ma. Na podłodze znajdowała się tylko zaschnięta plama krwi. Skoro nikt go nie przyniósł do wielkiej sali to gdzie jest? Przecież sam stąd nie wyszedł. Rozejrzałam się po całym pomieszczeniu, ale nic nie wyglądało podejrzanie. Postanowiłam zgłosić zaginięcie profesorowi Dumbledor'owi.

~~~•~~~•~~~•~~~•~~~•~~~•~~~•~~~

*Repente coma- zaklęcie wymyślone przeze mnie. Powoduje utratę przytomności na kilka godzin. Repente (łac.)- chwilowa, coma (łac.)- śpiączka.

Wróć do mnie || SEVMIONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz