Sala paliła każda myśl, gdy przejeżdżał ręką po karku blondyna, przyciskając swoje zniszczone usta do tych jego. Były delikatne, całkowicie zmordowane i opuchnięte. Smakowały krwią, alkoholem i czymś nieokreślonych, ale cholernie słodkim. Były wściekle krwiste, zupełnie inne od tych jego.
Maniakalne, przytłaczające i żarliwe, całowanie Travisa właśnie takie było.
Phelpsa zmroczyło, stał się podwładną marionetką cicho chłonącą każdy dotyk. Starał się jedynie zachować resztki świadomości poprzez badanie blizn przechodzących przez usta niebieskowłosego, starał się nie zapomnieć jak się oddycha, gdy jego własne usta były maltretowane płomiennymi pocałunkami. Czuł jak dłonie niebieskowłosego jeżdżą mu po karku, doprowadzając jego skórę w tamtym miejscu do szaleństwa. Naprawdę, nawet nie wiedział czy była tam gorąca czy lodowata.
Czuł otępienie rozchodzące się po jego klatce piersiowej, każące podporządkować się dotykowi drugich dłoni. Czym był w tamtym momencie, że jego ciało tak usilnie pragnęło więcej tego uporczywego dotyku?
Salowi w pewnym momencie po prostu puściły wszelkie hamulce. Przyległ do ciała blondyna, oplatając jego talie jedną ręką, drugą zarzucając na jego szyję. Ustami praktycznie przyległ do tych drugich, ale kiedy już znajdowali się w tej pozycji, jego świadomość do reszty wyparowała, tak jak alkohol z jego krwi.
Posługując się jedynie instynktami, był jak dzikie zwierze, właśnie odbierające nagrodę za udane łowy. Naprawdę nie wiedział, że potrafił robić takie rzeczy. Nigdy nie podejrzewał by siebie o taką niewytłumaczalną, dziką i pospolitą żądze, ale każdy skrawek jego ciała wręcz błagał o kontakt z oliwkową skórą Travisa.
Niewinny, przypadkowy dotyk, gładzenie dłoni czy krótki przytulas, to wszystko było niczym na tle żarliwego pocałunku, który właśnie zainicjował.
Sal był pewny, że zaraz się udusi, gdy na chwilę przerywając pocałunek by nabrać powietrza uświadomił sobie jak blisko były szarawe oczy, teraz zupełnie nie potrafiące skupić się na czymkolwiek. Wilgotne, opuchnięte usta, z których powoli sączył się czerwony płyn, przypominający o zupełnie nie zagojonej ranie łapczywie łapały powietrze, a dłoń Travisa niepewnie oparta na jego ramieniu bezwładnie się z niego zsunęła, upadając na udo niebieskookiego.
Zabrał dłoń z karku blondyna łapiąc go za podbródek. Drugą ręką zgarnął kilka zabłąkanych kosmyków z jego twarzy i zgarnął mu je za ucho. Lubił na niego patrzeć, lubił zatapiać się w jego oczach, próbując dojść do tego jakiego koloru rzeczywiście były, uwielbiał jego jasne włosy kontrastujące z ciemniejszą karnacją, lubił czuć jego zachwiany oddech, obserwowanie Travisa było dla niego jak wycieczka po galerii pełnej dzieł sztuki. Uzależniające.
Blondyn nie miał pojęcia co się właściwie dzieje, ale wszystkie jego myśli natychmiastowo zostawały przyćmiewane przez smak zniszczonych ust, mieszający się z metalicznym posmakiem krwi.
***
Znowu sprzeczność, te cholerne sprzeczności, nawet one były teraz dobre. Jego organizm odczytywał je jako żarzący się papieros, na tle śmiercionośnego pożaru.
Jego ciało zrzędliwie domagało się dalszego kontaktu ze zniszczonymi dłońmi Sala, podczas gdy jego umysł coraz bardziej próbował złapać oddech zatapiając się w jeziorze zmroczenia i otępienia. Usilnie walcząc o ostatnią zdrową myśl wykrzykującą słowa otrzeźwienie spod tafli gorącej wody.
Schował głowę w zagłębieniu szyi niebieskowłosego, podczas gdy ten dalej obdarowywał jego ramię palącymi całusami, intensywnie skupiając się na niewielkiej pionowej bliźnie.
Po czym ona była? Co za sobą niosła?Jakie to mogło mieć teraz znaczenie, gdy wręcz zaczęła chłonąć strukturę ust Fishera?
Sal teraz całkowicie był zajęty chłonięciem blondyna, chłonięciem jego oddechów, drżenia skóry, nieobecnych spojrzeń i nerwowych, delikatnych, krótkich zrywów. Na tyle, że zupełnie nie miał czasu myśleć nad swoimi czynami, nie zastanawiał nawet przez chwilę nad tym, że jego dłonie coraz zachłanniej przedostają się pod materiał czarnej koszulki Travisa.
Zupełnie nie rejestrował faktu, że rozpięty rozporek jego spodni zaczepił się o materiał bokserek, kalecząc delikatną skórę. Nie pojmował, że coraz bardziej drżące dłonie Travisa oparte na jego klatce piersiowej starają się go odepchnąć, chociaż doskonale czuł ich nacisk.
Zniszczone wargi ozdobione w wyszarpane kawałki skóry, szorstką powierzchnią dookoła ust, przylegające do ramienia Travisa, na powrót przeniosły się na te drugie, smakujące cukrem i krwią.
Powolne ruchy, całkiem nieporadne, ale jednak stanowcze, zupełnie przypadkowe liźnięcia górnej wargi, kącika ust, niby nieświadome, ale jednak pełne premedytacji proszenie się o jeszcze intymniejsze pogłębienie pocałunku, jakby krew z rany blondyna prześlizgująca się pomiędzy ich ustami nie była wystarczającym czynnikiem pobudzającym ich zmysły. Jakby kawałki suchych skórek, kaleczące ich usta nie istniały.
Sal cicho westchnął, gdy rezygnując z nieświadomej próby pogłębienia pocałunku złożył ostatni całus w kąciku ust blondyna, zjeżdżając swoim drażniącym, gorącym oddechem na szyję blondyna. Przemieścił się całym ciałem w dół, niestarannie ocierając się o Travisa, który łapiąc oddech, coraz bardziej zatracał się w cieple opatulającym jego ciało.
Travis słyszał nierówny, szaleńczy oddech Fishera, czuł jego podnieconą męskość przylegającą do jego uda. Ciepło rozlewające się w miejscach gdzie niebieskowłosy kładł swoje dłonie przyćmiewało mu prawidłowe odczuwanie bólu. Jakby wszystkie rany wyparowały, pozostawiając po sobie jedynie łase na ciepło punkty. Jakby rozległa rana na jego brzuchu wcale nie była niczym, co mogło sprawić, że wykrwawiał się na zimnych płytkach szkolnej toalety.
Sal omiatał ciepłem jego ciało, z każdym ruchem temperatura powietrza rosła, zabierając mu zdolność oddychania. Strużka śliny na jego obojczyku, którą pozostawił niebieskowłosy została wsiąknięta przez materiał jego koszulki.
Sal otworzył oczy, widział jak skóra Travisa błyszczy się w niektórych miejscach za sprawą jego wcześniejszych pocałunków. Mokra, oliwkowa skóra błyszczała, kontrastując z jasnym prześcieradłem. Widział jak chłopak zagryza nerwowo dolną wargę, nieustannie ją maltretując.
Przejechał kciukiem po jego ustach, uwalniając ją spod uścisku białych zębów. Pochylił się, ponownie smakując drżących, zaczerwienionych, wręcz bordowych w niektórych miejscach poranionych warg.
Travis ugryzł go w koniuszek języka, z którego natychmiastowo prysnęły kropelki krwi. Niebeskowłosy ewidentnie się tym nie przejął, nie odczuwał bólu, prawdopodobnie przez fakt, że jego zmysły już dawno odleciały gdzieś do innego świata spowitego truskawkową wonią. Dopiero w momencie, w którym poczuł słony posmak przemykający pomiędzy ich wargami nieco się wzdrygnął, spoglądając z niepokojem na leżącego pod nim chłopaka. Tak jak się spodziewał, źródłem ów smaku okazały się być łzy.
- Idź do łazienki. - rzucił chłodno blondyn, zakrywając swoją twarz ciągle drżącymi, zaczerwienionymi dłońmi. Słowa jakie wypowiedział, tonacja jakiej użył, praktycznie wcale nie pasowały do tego jak teraz wyglądał. Rozpalony, potrafił wypowiedzieć coś z tak lodowatym wydźwiękiem.
Niebieskowłosy znieruchomiał, a znaczenie słów Travisa uderzyło w niego otrzeźwiająco. Starł krew ze swojej brody powoli skapującą na pościel i nawet nie obracając się za siebie uciekł z pokoju, jak tchórz, którym zresztą był.
***
Jakby xD ja to kiedyś skończę pisać, obiecuje. Jak widać nie poddaję się choć jest ciężko xD
CZYTASZ
Understand Your Pain | Sally Face x Travis
RandomJasne tęczówki, skrawek twarzy przyciągający na siebie uwagę przez niechlujnie nałożoną protezę, cierpka skóra na strudzonych dłoniach próbujących odwinąć kawałek jego bluzki, dźwięk przesuwanej jeszcze bardziej na bok protezy, duszący truskawkowy...