XXVII

979 92 26
                                    

Sal z niepokojem przypatrywał się twarzy śpiącego blondyna. Jego powieki niebezpiecznie drżały, podobnie zresztą co jego posiniaczone dłonie. Jedną z nich, niebieskowłosy zaczął ściskać już jakiś czas temu, mając nadzieję, że kontakt fizyczny jakoś wpłynie na zapewne niezbyt miły sen Travisa. 

Fisher nie bardzo wiedział co mógł zrobić w takiej sytuacji. Nie chciał budzić blondyna, który stosunkowo zasnął dopiero kilkadziesiąt minut temu, więc jedyne co robił to uważnie mu się przypatrywał, zastanawiając się, co powinien zrobić.  Mówiąc szczerze, już na początku Sal powinien mu wyjaśnić, że o powrocie do domu może sobie pomarzyć co najwyżej w jakimś masochistycznym koszmarze, ale samo przebywanie z blondynem odwracało tok  jego rozumowania z technicznych spraw, zastępując je samym upajaniem się obecnością nastolatka.

Właśnie, co powinien zrobić? 

Sprawa nie była taka prosta, jak mogłoby się wydawać. Blondyn był według niego w  cholernie trudnej sytuacji, a przecież Sal nie wiedział nawet wszystkiego. Oprócz tego, że Travis nie mógł wrócić nawet do swojego własnego domu, bez obawy, że jego ojciec tam będzie, problemem była też szkoła. Oczywiście, Henry zgodził się odpuścić mu kilka dni chodzenia do niej, żeby móc w spokoju zająć się Travisem, ale to przecież nie mogło trwać wiecznie. 

Sal nie chciał tego przyznać, ale utrapieniem okazali się również jego przyjaciele. O ile Todd jedynie rzucał mu rozbawione i podejrzliwe spojrzenia za każdym razem gdy wymsknęło mu się coś o blondynie, tak Ash prychała pogardliwie gdy tylko słyszała imię nastolatka. 

Jeżeli chodziło o Larrego, to już zupełnie nie wiedział czego miał się spodziewać. 

***

Wstrzymał oddech, gdy poczuł delikatne szarpnięcie kocem, pod którym spoczywało ciało Travisa. Odwrócił się w jego stronę i aż poczuł dreszcz rozchodzący się po jego karku, gdy spostrzegł, że twarz blondyna znajduję się tylko na odległość niepełnego wyciągnięcia ręki. 

-Jak drzemka? - Sal spytał, nieco zachrypniętym głosem, starając się jednocześnie uspokoić swój oddech- Wyspałeś się?

Travis nie spał, ale w dalszym ciągu miał zamknięte oczy. W odpowiedzi jedynie niezrozumiale coś mruknął, delikatnie się przeciągając. 

Blondyn był zmęczony, mimo, że właśnie się obudził. Cały czas tkwił w jednej wielkiej dziurze pełnej goryczy, wyniszczenia, wyczerpania i marazmu, za cholerę nie potrafiąc nawet podnieść ręki by spróbować się z niej wydostać.

Bolał go brzuch, piekąca rana dotkliwie cały czas dawała o sobie znać, ale przynajmniej przyćmiewała wszystkie inne zadrapania czy siniaki, przez co śmiało mógł powiedzieć, że tylko i wyłącznie ona jest utrapieniem. Otworzył oczy, a pierwszą rzeczą jaką zobaczył były niebieskie pasma poniszczonych włosów, leżących na poduszce tuż obok jego głowy. 

Zabawne, niebieski chyba będzie prześladował go przez całe życie. Jak w swoim pokoju pierwszą rzeczą jaką miał okazję zobaczyć były te niebieskie, zniszczone ściany, tak tutaj mógł podziwiać pasma zaplątanych włosów. 

- Która godzina? - Blondyn spytał, przełamując ciszę, która na powrót zapanowała nad pomieszczeniem, gdyż Sal jedynie wskazał palcem na zegarek stojący na szafce nocnej. Też wcale nie wyglądał jakby był w pełni sił. Oboje byli  zniechęceni do jakichkolwiek czynności życiowych, oprócz leżenia i zaciągania się swoimi zapachami,  już dawno przesiąkniętych sobą nawzajem.

-Prysznic, mogę wziąć prysznic? - Wypalił blondyn, nagle, dalej powolnie, ale na tle ich pozostałych ruchów wydawałoby się gwałtownie wstając. 

***

Zimna woda spływała po jego ciele, a truskawkowa woń miło drażniła jego zmysły. 

Travis naprawdę był zmieszany, gdy uświadomił sobie, że już nawet samo przebywanie z niebieskowłosym sprawiło, że przesiąkł jego zapachem. Nawet zbytnio nie myśląc, zapragnął zmyć z siebie ten zapach, kotłujący się w jego głowie, robiąc tam już totalne zamieszanie. 

Zupełnie stracił kontrolę, nad wszystkim. Nad swoim życiem, nad sobą, nad swoimi własnymi cholernymi myślami. Wszystko wysypywało mu się z rąk, a on na przemiennie trafiał do światów gdzie nieustannie widział niebieskie kosmyki, krwistoczerwone ślepia patrzące na niego z wyzwaniem, ledwo widoczny uśmiech swojej rodzicielki  i czarną szatę swojego ojca. 

Te elementy łączył się ze sobą w tak nieudolny, bezgranicznie beznadziejny sposób, sprawiając, że jego życie wydawało się jakimś mitem. Chłopiec, dziecko boże, zesłane na świat przez ludzką głupotę, muszące przyjmować na siebie wszelkie zło. Chłonąć sobą bezradność, przeistaczając ją w powoli  gasnącą agresję by na końcu zostać z poczuciem totalnego ogłupienia. 

Chciał zmyć z siebie natarczywy zapach, czuł jakby ten naznaczał go sobą w jakiś sposób, jakby odbierał mu jakąś kolejną cześć jego życia, ale jednocześnie jego zupełnie spaczony organizm chciał mieć ten zapach przy sobie, czuć go, jakby był jego jedyną podporą. Chciał go mieć i się go wyzbyć. Chciał rzeczy niemożliwych. 

Travis już wiedział, że truskawek ze swojego życia na ten moment i tak się nie pozbędzie, w końcu właśnie pozwalał swojej skórze wchłaniać  woń tego przeklętego szamponu, a na koszu na pranie właśnie leżała koszulka Sala, mająca stanowić jego nowy strój. 

Westchnął, gdy usłyszał ciche brzdękanie na gitarze. 





Understand Your Pain | Sally Face x TravisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz